W czwartek, 3 lutego miał ruszyć proces przeciwko Bartłomiejowi M., byłemu rzecznikowi Ministerstwa Obrony Narodowej i współpracownikowi Antoniego Macierewicza. Jest oskarżony o sprzedawanie bez zezwolenia wódki o nazwie „Misiewiczówka”. Jak ustaliła „Rzeczpospolita”, M. nie odebrał wezwania z sądu, a dzień przed terminem e-mailem poprosił sąd o odroczenie rozprawy. Powód: „motywowany względami zdrowotnymi oskarżonego”.
„Nowy termin został wyznaczony na dzień 15 marca 2022 r.” – informuje nas sekcja prasowa Sądu Okręgowego w Warszawie.
Bartłomiej M. jest oskarżony o złamanie ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Od stycznia 2020 r. do połowy września M. publicznie reklamował alkohol, czego zabrania ustawa. Robił to przez Twitter i stronę z nazwą swojej wódki. Policja ustaliła, że sprzedawał ją, reklamując m.in. jako „najdelikatniejszą wódkę w Polsce”, opartą o ekologiczną uprawę pszenicy i wody źródlanej.
To niejedyne kłopoty, jakie ostatnio spotkały Bartłomieja M. W czerwcu ub.r. został on oskarżony o działanie na szkodę (na blisko 1,2 mln zł) państwowej spółki zbrojeniowej PGZ w czasach, gdy był pracownikiem MON. Wraz z nim oskarżono sześć osób, w tym Radosława O., ówczesnego prezesa PGZ. Bartłomiej M. spędził w areszcie pięć miesięcy. Miał też powoływać się na wpływy w MON. Prokuratura twierdzi, że uzyskał w ten sposób 55 tys. zł, a mający z nim współdziałać były poseł PiS Mariusz Antoni K. – 35 tys. zł.
Bartłomiej M. – jak ujawniła „Rz” – dwukrotnie wchodził do PGZ. Najpierw jako rzecznik Macierewicza został członkiem rady nadzorczej spółki, ale że nie miał wyższego wykształcenia (skończył liceum ogólnokształcące, studia prawnicze na prywatnej uczelni porzucił, potem zaczął studia na uczelni o. Rydzyka) i kursu dla członków rad nadzorczych – zmieniono dla niego statut spółki. Po skandalu, jaki wywołała ta nominacja, M. odwołano.
Jednak w kwietniu 2017 r. został nagle pełnomocnikiem zarządu państwowej Polskiej Grupy Zbrojeniowej ds. komunikacji. Prezes PiS Jarosław Kaczyński zawiesił go w prawach członka partii, w odpowiedzi M. zrezygnował z członkostwa w PiS. Pracy w PGZ nie rozpoczął, ale jak wynika ze śledztwa, robił na niej nieoficjalne interesy. Prokuratura Okręgowa w Tarnobrzegu nadal prowadzi wątki dotyczące powoływania się na wpływy w MON.
Bartłomiej M. w śledztwie nie przyznał się do zarzutów. Grozi mu 10 lat więzienia. Akt oskarżenia wpłynął do sądu w Warszawie w połowie ub.r. Nie został wyznaczony termin rozprawy głównej – wskazuje nam sąd. Ale podkreśla, że „odpis aktu oskarżenia został skutecznie doręczony oskarżonemu”.
– Czekamy na wyznaczenie terminu – informuje nas mec. Piotr Fidura, obrońca Bartłomieja M. w sprawie PGZ. Deklaruje, że zapyta klienta, czy jest zainteresowany rozmową z „Rzeczpospolitą”. Do chwili publikacji M. się nie odezwał.
„Gazeta Wyborcza” opisała, że szpiegującego systemu Pegasus CBA po raz pierwszy użyło właśnie wobec Bartłomieja M. i byłego posła PiS Mariusza Antoniego K. w sprawie nadużyć w PGZ. To materiał z kontroli operacyjnej tej grupy (najpierw tradycyjnej, potem za pomocą Pegasusa) dał podstawy do oskarżenia byłego asystenta Macierewicza i posła PiS Mariusza K. w ramach operacji o kryptonimie „Ksenon”.
Gazeta twierdzi, że jednym z wątków wciąż prowadzonego w Tarnobrzegu śledztwa jest sprawa załatwiania przez Bartłomieja M. listu polecającego z Akademii Sztuki Wojskowej dla firmy Radosława Tadajewskiego, wrocławskiego biznesmena, którego spółka Czysta3 starała się o 40 mln zł dotacji z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. Spółka dostała ją dopiero po odwołaniu, a list intencyjny z MON bardzo jej w tym pomógł.