Brakuje na chleb, środki czystości czy ubrania. Bieda dotyka młode rodziny z dziećmi, ludzi w średnim wieku, którzy normalnie pracują, samotne matki, emerytów… Rachunki i drożyzna zaczynają zjadać domowe budżety.
– Dzisiaj ludzie biorą wszystko, co jest. Jeszcze kilka miesięcy temu tak nie było – mówi prezes Fundacji „Weź, pomóż”, Jan Piontek. I dodaje: – W sytuacji, gdy inflacja idzie jak ekspres, to tych ludzi będzie coraz więcej.
Kolejka po żywność, którą rozdają wolontariusze wrocławskiej fundacji „Weź, pomóż”, ciągnie się przez kilkaset metrów. Ludzi, którzy potrzebują pomocy, jest więcej niż gdy wybuchła pandemia. Przez ostatni miesiąc do kolejki dołączyło 400 osób, a w styczniu 2022 roku liczba potrzebujących przekroczyła 3 tysiące.
– Prosić o pomoc, to nie jest wstyd. Wstydem byłoby to, gdyby dziecko nie miało co jeść. Gdyby nie ta pomoc, to byłoby ciężko. Z jednej pensji ciężko byłoby wyżyć. Większość pieniędzy pochłaniają rachunki – mówi pani Dominika, którą spotkaliśmy w kolejce Fundacji „Weź, pomóż”.
– Pracuję, ale to nie wystarcza na wszystkie rachunki i kredyt. Przez te podwyżki jest naprawdę ciężko. Dzieciom nie mówię, skąd mamy jedzenie, mówię, że idę na zakupy i już – przyznaje pani Magda, którą również spotkaliśmy w kolejce po żywność.
„Bieda to brak nadziei”
– Była u nas pani, która powiedziała, że nie jadła trzy dni. Serce się kraje. Przychodzą ludzie, którzy nawet za chleb dziękują i byliby gotowi całować za niego po rękach. Widać, że społeczeństwo ubożeje i jest coraz więcej potrzebujących – opowiada Małgorzata Krysiak, jedna z wolontariuszy fundacji.
Pani Małgorzata po tym, jak pół roku temu przeszła COVID i straciła pracę, też była zmuszona stanąć w kolejce po żywność. Gdy ludzi zaczęło przybywać, postanowiła zostać wolontariuszką fundacji.
– Bieda jest cicha, ludzie się wstydzą poprosić o pomoc. Bieda to jest brak nadziei na jutro – mówi kobieta.
– Przybywa coraz więcej nowych twarzy: dużo seniorów, samotnych matek, które muszą wykarmić dzieci. Coraz więcej ludzi staje przed wyborem – opłacić rachunki czy kupić jedzenie. Te ludzkie dramaty są naprawdę straszne – dodaje pani Małgorzata.
„Jedni mają większe szczęście niż inni”
Kolejka ustawia się przed siedzibą fundacji „Weź, pomóż” trzy razy w tygodniu. Wydawanie trwa kilka godzin, później wolontariusze ruszają w miasto, by wesprzeć tych, którzy w kolejce nie mogą się pojawić, bo nie wychodzą z domu.
Razem z prezesem fundacji jedziemy dostarczyć paczkę 4-osobowej rodzinie z niepełnosprawnym dzieckiem.
– To jest rodzina, w której mąż ciężko pracuje, żeby utrzymać dom. To są normalni ludzie, jak każdy z nas, tylko jedni mają większe szczęście niż inni – mówi Jan Piontek.
– Jeszcze rok temu 200 złotych starczało nam na tygodniowe wyżywienie, teraz za 400 złotych jest ciężko. Pomoc od fundacji jest tym, co pozwala nam spiąć domowy budżet – mówi pani Beata.
Odwiedziliśmy także 8-osobową rodzinę, która poprosiła fundację o pomoc.
– Budżet domowy rujnują teraz ceny żywności i opłaty za prąd, które przy tylu osobach i tak dużym domu, wzrosły o 100 procent. Są takie miesiące, że muszę decydować, któremu dziecku kupię kurtkę, a któremu nie – przyznaje pani Aneta.
„Bieda idzie”
– Ludzie pokazują mi swoje rachunki za gaz, za prąd. Mówią, że nie wiedzą, na czym mają jeszcze oszczędzać. Pytają: Mam siedzieć po ciemku? – opowiada Jan Piontek.
– Z wypłaty mam 2 300 złotych, z tego trzeba zrobić opłaty, a jedzenie zapewnia pan Janek. Jak nie opłaci się wody czy prądu, to odetną – mówi pani Beata i dodaje: – Chleb za 5 złotych? To jest chore! Pan Janek nam ratuje życie. Gdyby nie on, to byśmy głodowali.
– Ja mam 90 lat, więc wiele przeżyłam, ale teraz czasy są ciężkie. Jak się pójdzie do sklepu, to płaci się 100 złotych, a w koszyku prawie nic nie ma. Po opłaceniu rachunków i leków, zostaje mi miesięcznie ze 300 złotych – opowiada pani Aniela.
– W tej kolejce są ludzie, którzy mówią, że gdyby nie pan Janek, to nie jedliby trzy razy w tygodniu. To są ludzie, którzy nie mają w kieszeni nawet 10 złotych. Tych potrzebujących będzie jeszcze więcej, bo bieda idzie – mówi nam pan Tadeusz.
– Widzę te osoby i wiem, że nie jestem w stanie im inaczej pomóc. A wiem, że wiele osób wymagałoby indywidualnego podejścia – rozmowy, towarzystwa. Bardzo mi ich żal, bo wiem, co to znaczy z własnego doświadczenia – przyznaje pani Małgorzata, wolontariuszka.
Wolontariusze z Fundacji „Weź, pomóż” apelują o pomoc, ponieważ bieżące koszty ich działalności wzrosły. Nie wyobrażają sobie, że pozostawią ludzi bez jedzenia i wsparcia.