Ludwik Dorn (68 l.) był wicepremierem i szefem MSWiA w rządzie PiS. Ale to nie wszystko! Wraz z Jarosławem Kaczyńskim (73 l.) zakładał partię w 2001 roku. Dziś jednak na PiS-ie nie pozostawia suchej nitki. – Oszalałej małpie nie daje się do ręki brzytwy ani skalpela – tak komentuje doniesienia o możliwych nadużyciach w korzystaniu ze szpiegowskiego systemu Pegasus przez służby.
Dorn, choć wycofał się z aktywnej polityki, bacznie ją śledzi. Dotarły do niego informacje o zhakowaniu telefonu opozycyjnego senatora Krzysztofa Brejzy z PO. Przypomnijmy: pod koniec grudnia renomowany ośrodek badawczy Citizen Lab, działający przy Uniwersytecie Toronto, ujawnił, że w 2019 r., przed wyborami parlamentarnymi w Polsce, aż 33 razy włamano się Pegasusem do telefonu Brejzy. Ta informacja natychmiast rzuciła cień na polskie służby specjalne. Czyżby to nasz rząd kazał używać cyfrowego superszpiega do zwalczania terrorystów, by inwigilować opozycję?
O aferze z zakupem przez polskie służby specjalne zaawansowanego systemu szpiegowskiego wiadomo coraz więcej. I choć przedstawiciele władzy w tej sprawie albo milczą, albo kręcą, to eksperci ds. bezpieczeństwa zdążyli już sobie wyrobić opinie. Fakt postanowił zapytać o Pegausa jednego z nich.
Mało kto, jak właśnie Ludwik Dorn wie, w jaki sposób myślą i działają najwyżsi rangą politycy Prawa i Sprawiedliwości. Sam przez lata blisko współpracował z Jarosławem Kaczyńskim, współtworzył PiS i znajdował się na samych szczytach władzy. Nieobce są mu też służby specjalne, bowiem w latach 2005-2007 stał na czele Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Dziś, pytany, czy polskie służby powinny kupować Pegasusa, stawia smutną diagnozę.
– Polskie służby specjalne zachowują się w tej chwili jak oszalałe małpy. A oszalałej małpie nie daje się do ręki brzytwy ani skalpela – mówi Faktowi Dorn.
Dorn nie daje się naciągnąć na dłuższą rozmowę w tej sprawie. Wydaje się być aferą Pegasusa, a raczej informacjami, które ujawniono, dość zniecierpliwiony.
Przypomnijmy: afera Pegasusa wybuchła pod koniec grudnia, gdy senator KO, Krzysztof Brejza, ujawnił, że jego telefon miał być w 2019 roku podsłuchiwany przy wykorzystaniu jednego z najnowocześniejszych systemów szpiegowskich. Chodzić miało właśnie o izraelskiego Pegasusa.
Wcześniej o wykradzeniu danych z telefonu za pośrednictwem tego samego systemu informował mecenas Roman Giertych, wielki przeciwnik PiS. Trzecią osobą, która poinformowała o hakerskim ataku na jej telefon, jest prokurator Ewa Wrzosek. Wrzosek jest członkinią stowarzyszenia prokuratorów Lex Super Omnia, które krytykuje zmiany w prokuraturze wprowadzane w czasach, gdy rządzi nią Zbigniew Ziobro.
Na światło dzienne wychodzą też informacje, w jaki sposób system do walki z terroryzmem mógł trafić w ręce polskich służb. Miała go wynegocjować z rządem Izreala w 2017 roku ówczesna premier Beata Szydło. Do spotkania z premierem Izraela, Benjaminem Netanjahu, miało dojść w Budapeszcie. Koszt zakupu w wysokości 25 milionów złotych, sfinansowany miał być z pieniędzy przekazanych CBA przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Premier Szydło nie chciała komentować tych ustaleń.