Na podwyżki dla polityków starczyło, a dla medyków brakuje

Na podwyżki dla polityków starczyło, a dla medyków brakuje

Medycy są wściekli! Gdy dla nich brakuje pieniędzy, politycy fundują sobie nawet 6 tysięcy złotych podwyżki. Na takie pieniądze pielęgniarka w pocie czoła musi pracować okrągły miesiąc. Nie wytrzymali, wyszli na ulice, a od ministra usłyszeli, że ich żądania są kosmiczne. Teraz już nie chcą z nim rozmawiać, a o pomoc proszą prezydenta i premiera.

Zaledwie kilka tygodni minęło od chwili, gdy politycy różnych szczebli sami zafundowali sobie niemałe podwyżki. Najpierw jednym rozporządzeniem prezydent Andrzej Duda podniósł pensje posłom, senatorom i ministerialnym urzędnikom, a chwilę potem posłowie podnieśli wynagrodzenia wojewodom, wójtom i burmistrzom. To pozwala sądzić, że w budżecie pieniędzy nie brakuje.

Jest dobrze, to i medycy chcą więcej zarabiać

Nic też dziwnego, że w sytuacji, gdy rząd stać na podwyżki dla urzędników i finansowanie wielkich inwestycji, to o swoje postanowili upomnieć się pracownicy służby zdrowia.

– Państwo nasze, rząd, chwali się dużymi inwestycjami, które są planowane, które aktualnie są realizowane. Skoro możemy budować Centralny Port Komunikacyjny, skoro możemy kopać mierzeję, to powinny też znaleźć się pieniądze na ochronę zdrowia – mówi Jarosław Madowicz, prezes Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Ratowników Medycznych.

Wylicza też kilka miliardów złotych lekką ręką rzuconych Telewizji Polskiej. Dlatego medycy postanowili walczyć, a na sztandary wzięli doprowadzenie do całościowej reformy systemu opieki zdrowotnej oraz poprawę sytuacji materialnej medyków. Opierając się na przedstawionych przez nich postulatach, ministerstwo wyliczyło, ile proponowana reforma miałaby kosztować.

Zatrudnili ekonomistę, by pomóc ministrowi liczyć

Z przedstawionych przez resort zdrowia wyliczeń wynika, że gdyby chcieć zrealizować wszystkie postulaty protestujących, konieczne by było zwiększenie rocznego budżetu służby zdrowia o 100 miliardów złotych. Zdaniem ministra zdrowia, Adama Niedzielskiego (47 l.), postulaty medyków wychodzą „poza granice rozsądku” i są „polityką szantażu”. Protestujący są jednak innego zdania.

– Publiczna ochrona zdrowia to nie są tabelki w Excelu, tylko za tym stoi pacjent, który jest samotny w tym systemie. Pan minister wziął pod uwagę wszystkich lekarzy, którzy są w Polsce, a jest to błędne założenie – wyjaśnia w rozmowie z Faktem Wojciech Szaraniec, przewodniczący Porozumienia Rezydentów.

Dlatego też medycy postanowili wspomóc ministerstwo w liczeniu i zatrudnili własnego ekonomistę. Ma od wspomóc resort zdrowia w wyliczeniu kosztów proponowanej reformy.

– Wydaje nam się, że dane, które pokazał pan minister, to są, jak on sam mówił, z Marsa. Nas chciał wysłać na Marsa, ale chyba też dane podaje nie do końca wyliczone. Pomożemy mu – mówi Iwona Borchulska z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych.

Bez rozmowy z premierem nie będzie dialogu. O pomoc proszą prezydenta

Minister zdrowia zaprasza medyków na negocjacje i rozmowy, jednak ci nie mają już ochoty na spotkanie w tym gronie. Domagają się rozmów bezpośrednio z premierem Mateuszem Morawieckim. W poniedziałek medycy oficjalnie odpowiedzieli na ministerialne zaproszenie do rozmów.

„Przedstawiciele komitetu protestacyjnego wezmą udział w spotkaniu, tylko po wcześniejszym potwierdzeniu obecności na nim premiera Mateusza Morawieckiego” – napisali w oświadczeniu.

Osobne pismo skierowali też do prezydenta Andrzeja Dudy, w którym proszą go, by „osobiście podjął zdecydowane działania na rzecz ratowania ochrony zdrowia w Polsce przed kompletnym paraliżem”.

Głosy medyków

– Państwo nasze, rząd, chwali się dużymi inwestycjami, które są planowane, które aktualnie są realizowane. Skoro możemy budować Centralny Port Komunikacyjny, skoro możemy kopać mierzeję, to powinny tez znaleźć się na ochronę zdrowia. Mało tego, co się działo z dofinansowaniem telewizji publicznej, były środki finansowe, które się na to znalazły – mówi Jarosław Madowicz, prezes Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Ratowników Medycznych

– Musimy sobie zdać sprawę z tego, że publiczna ochrona zdrowia to nie są tabelki w Excelu, tylko za tym stoi pacjent, który jest samotny w tym systemie – mówi Wojciech Szaraniec, przewodniczący Porozumienia Rezydentów. – Pan minister wziął pod uwagę wszystkich lekarzy, którzy są w Polsce, a jest to błędne założenie, ponieważ tych, którzy są na etacie. Te wyliczenia są błędne. My już zatrudniliśmy ekonomistę, który pomoże panu ministrowi Niedzielskiemu z dokładnym wyliczeniem naszych proponowanych zmian. Mamy kryzys kadr. Przyjęcia na studia zwiększyły się, natomiast pracownik nowy będzie pomagał pacjentom za 5, 10 lat. To, co teraz możemy zrobić, to zachęcenie wszystkich przedstawicieli zawodów medycznych, żeby powrócili z prywatnego sektora do publicznej ochrony zdrowia.

fakt.pl

Więcej postów