Gospodarce zaczyna brakować ludzi

Nie tylko inflacja czy nowe podatki. Gospodarce zaczyna brakować ludzi
Nie tylko inflacja czy nowe podatki. Gospodarce zaczyna brakować ludzi

Coraz więcej branż narzeka na brak rąk do pracy. Nie dość, że ludzi jest mało, to rosnące płace sprawiają, że pracowników trudno utrzymać, bo mogą przebierać w nowych ofertach i pójść tam, gdzie zarobią więcej. Rosnąca inflacja sprawia z kolei, że żądania płacowe wciąż idą w górę.

Branże cierpią

Największy problem jest ze znalezieniem doświadczonych i wykwalifikowanych specjalistów.

Rąk do pracy brakuje w sektorach, które były zamrożone podczas pandemii, głównie w gastronomii, hotelarstwie, turystyce – są wakaty na wszystkie stanowiska, od recepcjonistów i kucharzy zaczynając na menedżerach hoteli i szefach kuchni kończąc. Trwa sezon, pracownicy są więc potrzebni. Wielu przedsiębiorców obawia się też kolejnego zamknięcia, więc ci, którzy mają surowce i komponenty, chcą produkować na zapas. By tak się stało, potrzebują dodatkowych pracowników – mówi.

Dodaje, że firmy otwierają się przy tym na kandydatów bez doświadczenia. Rekrutowane są osoby do przyuczenia, absolwenci, ci, którzy się przebranżawiają, wracają z długich urlopów.

– Szkolimy ich razem z pracodawcami, organizujemy kursy zawodowe, jednym słowem dbamy o ścieżkę kariery kandydata od samego początku. Co także ciekawe – zgłasza się do nas wiele firm, które dotychczas rekrutowały tylko przez swoje działy HR. W obecnej sytuacji powierzają poszukiwanie pracowników agencjom mającym bogate bazy kandydatów i wieloletnie doświadczenie – wyjaśnia Klimczuk.

Taki obraz rynku pracy potwierdza inny ekspert Mateusz Żydek, rzecznik prasowy Randstad Polska. W rozmowie z Business Insider Polska przekonuje, że w każdej z kluczowych gałęzi polskiej gospodarki pracodawcy mówią o trudnościach z pozyskiwaniem kandydatów. Najsilniej odczuwają deficyt dwie grupy firm: te, które mają największe plany w zakresie zatrudnienia pracowników i te, które szukają kandydatów o konkretnych, często unikalnych kompetencjach.

– W pierwszej grupie przedsiębiorstw szczególnie widać ogromne zapotrzebowanie na pracowników w sektorze przemysłu i logistyki, a w okresie letnim także w sektorze budowlanym. W przypadku tych firm trudności z pozyskaniem kandydatów dotyczą nie tylko pracowników wykwalifikowanych, ale także osób na stanowiska, na których pracodawca nie określa żadnych konkretnych oczekiwań od kandydatów. Zjawisko to dotyczy wielu rejonów kraju, ale nasila się w dużych aglomeracjach i sąsiadujących z nimi gminach, a także w przypadku stanowisk, na które potrzebne są kompetencje techniczne – dotyczy to zarówno inżynierów, jak i techników, operatorów maszyn, automatyków.

Mateusz Żydek dodaje, że przemysł, logistyka i branża budowlana raczej nie hamowały z tworzeniem nowych miejsc pracy w okresie pandemii i teraz kontynuują wcześniejszy trend w zakresie zapotrzebowania na pracowników. Hamował częściej sektor usług, w którym pojawiały się wręcz sygnały o redukcjach zatrudnienia.

– Teraz, w okresie wakacyjnym, także ten sektor, w tym m.in. branża gastronomiczna i turystyczna, zwiększają zapotrzebowanie na pracowników i napotykają na ogromne trudności w pozyskaniu kandydatów. W rejonach turystycznych nawet trzy czwarte ofert dotyczy pracy w gastronomii czy hotelarstwie, a jednak wielu pracownikom sektory te nie kojarzą się ze stabilnością zatrudnienia – tak docenianą w okresie pandemii – i kandydaci, nawet z doświadczeniem w gastronomii, wolą decydować się na pracę w branży produkcyjnej, logistycznej czy w handlu, szczególnie spożywczym – mówi.

Krzysztof Inglot, prezes Personnel Service i ekspert ds. rynku pracy, podkreśla, że ostatnie dane BAEL pokazały, że w pierwszym kwartale 2021 r. pracujących Polaków było 16,4 mln. To więcej nie tylko w porównaniu z pierwszym kwartałem 2020 r., ale też 2019 czy 2018.

– Rynek pracy jest mocno rozgrzany. Branże, w których brakuje rąk do pracy, to m.in. budownictwo, e-commerce i logistyka, przemysł. Mamy też do czynienia z silnym odbiciem w branży turystycznej i hotelarsko-gastronomicznej, gdzie pojawia się mnóstwo ofert pracy sezonowej. Pandemia ograniczyła wyjazdy zagraniczne i dlatego potrzeba więcej osób do obsługi turystów w kraju. Tymczasem branża hotelarsko-gastronomiczna utraciła wskutek lockdownów znaczną część pracowników, którzy pewniejszej i bardziej stabilnej pracy poszukali sobie w przemyśle czy logistyce – mówi.

Budowlanka cierpi

W niekorzystnej sytuacji jest przede wszystkim sektor budowlany. Dr Damian Kaźmierczak główny ekonomista Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa przekonuje, że deficyt wykwalifikowanych pracowników jest na całym świecie wskazywany jako jedna z głównych barier rozwoju firm budowlanych. Według GUS w Polsce odsetek przedsiębiorstw odczuwających niedobór wykwalifikowanej kadry waha się w ostatnich latach w granicach 3060 proc. i osiągnął największą wartość w okresie boomu budowlanego w latach 2018–2019, kiedy na budowach brakowało, według różnych szacunków, ok. 100–150 tys. pracowników.

– W trakcie epidemii COVID-19 zapotrzebowanie na pracowników nieznacznie spadło z powodu ograniczenia nowych inwestycji w samorządach i segmencie komercyjnym, ale można przypuszczać, że jest to stan przejściowy. Znajdujemy się bowiem w przededniu największej w historii kumulacji w polskim budownictwa, która, moim zdaniem, będzie dużo większa od kumulacji z pamiętnych lat 2011–2012 czy 2017–2018. Za chwilę do rozgrzanego rynku mieszkaniowego powinny dołączyć duże inwestycje drogowe, kolejowe i energetyczne, a po 2021 r. prawdopodobnie odbiją inwestycje samorządowe. Pracowników na budowach będzie więc po prostu brakowało, tym bardziej że zasób wykwalifikowanej kadry jest w kraju mocno ograniczony. Najprawdopodobniej przełoży się to na przyspieszenie dynamiki wynagrodzeń w sektorze budownictwa, która – obok drożejących materiałów – będzie kolejnym wyzwaniem dla rodzimych firm budowlanych – mówi.

Wylicza, że roczna dynamika wynagrodzeń w segmencie budownictwa zazwyczaj jest o 12 pkt proc. wyższa niż w pozostałych sektorach gospodarki, a w okresie spiętrzenia prac w infrastrukturze transportowej z 2018 r. potrafiła zbliżać się w segmencie inżynieryjnym do 20 proc. r/r. Bardzo słabo rozwinięte szkolnictwo zawodowe nie dostarcza do budownictwa odpowiedniej liczby fachowców, o których, pomimo relatywnie wysokich wynagrodzeń w kraju, rodzime firmy muszą konkurować z państwami ościennymi.

– Żadne programy inwestycyjne w kraju nie powiodłyby się, gdyby nie pracownicy z zagranicy, głównie z Ukrainy i Białorusi, których na polskich budowach w latach 20182019 pracowało legalnie ponad 400 tys. Teraz liczba ta jest niższa o ok. 1520 proc., ale można przypuszczać, że w kolejnych latach będzie ona stopniowo się zwiększać. To dlatego tak ważne jest stworzenie spójnej polityki migracyjnej państwa, która pozwoli krajowym firmom budowlanym sprawnie uzupełniać braki kadrowe pracownikami zagranicznymi, aby zrealizować powierzone zadania inwestycyjne bez zbędnych opóźnień – mówi.

Luki w IT

Na brak rąk do pracy narzeka także branża informatyczna. Świat IT przestaje mieć fizyczne granice. Doświadczeni programiści z Polski coraz częściej rozglądają się za pracą w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Niemczech i Holandii w poszukiwaniu ciekawych projektów, świeżych doświadczeń i wyższych zarobków. Z tego samego powodu polskie firmy przyciągają programistów z innych krajów, np. z Ukrainy i Białorusi.

– Jest to wyzwanie dla pracodawców, którzy często nie są gotowi do przyjęcia do zespołu osób, z którymi komunikacja odbywa się wyłącznie w języku angielskim. Będą jednak musieli je podjąć, ze względu na dysproporcję między zapotrzebowaniem na usługi informatyczne względem liczby dostępnych na rynku specjalistów. Dodatkowo, aby zatrzymać w firmie pracowników, polscy pracodawcy muszą konkurować m.in. w kwestii zarobków z zachodnioeuropejskimi lub amerykańskimi pracodawcami – w Polsce nadal brakuje 50 tys. programistów, a w Unii Europejskiej liczba ta sięga aż 600 tys. Branża IT szybko odrobiła pandemiczne straty i w pierwszej połowie 2021 r. odnotowaliśmy o ponad 120 proc. więcej aktywnych ofert względem tego samego okresu w 2020 r. Obecnie (stan na pierwszy tydzień lipca) nasz licznik pokazuje aż 7200 aktywnych ofert pracy – mówi Tomasz Bujok, CEO No Fluff Jobs.

Samozatrudnienie w branży IT od kilku lat cieszy się niesłabnącą popularnością. Według No Fluff Jobs, serwisu z ogłoszeniami dla branży IT, właśnie ta forma zatrudnienia proponowana jest już w ¾ ogłoszeń kierowanych do specjalistów IT. Co więcej, na koniec roku 2020 aktywnie działało ponad 112 tys. jednoosobowych firm informatycznych, a ich liczba od sześciu lat stale rośnie – średnio w tempie 13,5 proc. w każdym roku.

Ewa Michalska, dyrektor ds. rekrutacji Grafton Recruitment mówi, że obecnie spore zapotrzebowanie jest na specjalistów mogących się wykazać w e-commerce.

– Poszukujemy tych specjalistów do sklepów, które realizują ambitne plany rozwoju sieci, zmieniają formaty sklepów, dostosowują działania i obsługę do oczekiwań klientów. E-commerce to branża rekrutująca najczęściej do obsługi zamówień, chętnie ze znajomością języków obcych, nie tylko zachodnich. Tu także jest duże zapotrzebowanie na deweloperów aplikacji – mówi.

Pracownicy ze Wschodu potrzebni

Z danych Urzędu ds. Cudzoziemców wynika, że w I kwartale roku liczba osób z zagranicy posiadających ważne zezwolenia na pobyt w Polsce wzrosła o prawie 5 proc. Na początku kwietnia takie dokumenty posiadało 478,5 tys. osób. Najliczniej zwiększyła się grupa obywateli Ukrainy, Białorusi oraz Gruzji. Obywatele: Ukrainy – 261 tys. osób, Białorusi – 30,5 tys., Niemiec – 20,2 tys., Rosji – 12,9 tys., Wietnamu – 10,8 tys., Indii – 10,3 tys.

Mateusz Żydek z Randstad mówi, że ograniczenia w podróżach wpływają na skłonność pracowników spoza Polski do przyjazdu do naszego kraju.

– Nie zmienia to faktu, że statystyki mówią o dynamicznym wzroście, szczególnie w przypadku obywateli Ukrainy. Pokazują to chociażby dane o obcokrajowcach zarejestrowanych w ZUS. Wiosną mieliśmy rekord takich rejestracji, a w skali miesiąca przybywało ponad 10 tysięcy obywateli Ukrainy odprowadzających składki do ZUS. Pojawia się jednak pewne wyzwanie związane z perspektywą utraty ważności przepisów tarczy antykryzysowej. Tymczasowe przepisy na czas pandemii z automatu przedłużały ważność dokumentów uprawniających do podjęcia zatrudnienia w Polsce. Gdy przestaną obowiązywać, obcokrajowcy będą mieli 30 dni, aby ubiegać się o przedłużenie zezwoleń. Duża część osób, których to dotyczy, może po prostu nie wyrobić się na czas z zalegalizowaniem swojego zatrudnienia – mówi.

Ewa Klimczuk, dyrektor biznesu Gi Group mówi, że obywateli Ukrainy, którzy przyjeżdżają do Polski jest więcej niż w ub. roku, wskazują na to dane GUS, Urzędu ds. Cudzoziemców, ZUS.

– Widzimy, że ich liczba nadal jest jednak niewystarczająca. Potrzebni są pracownicy wykwalifikowani i niewykwalifikowani niemalże we wszystkich branżach. Tymczasem dostępność pracowników z Ukrainy maleje. Coraz bardziej zainteresowani są nimi Niemcy, Czesi czy Słowacy. Zmienia się też rynek pracy na Ukrainie, co sprawia, że obywatele tego kraju i tam częściej znajdują ciekawe oferty. Na pracowników z Ukrainy polscy pracodawcy czekają z otwartymi ramionami, są potrzebni. Niezbędne są uregulowania prawne ułatwiające i przyspieszające legalizację pobytu – podkreśla.

Dalszy rozwój polskiej gospodarki i jej odbudowa po pandemii COVID-19 nie uda się, jeśli brakować będzie pracowników, w tym przede wszystkim specjalistów. Po doświadczeniach pracy zdalnej dziś jeszcze mocniej konkurują o nich pracodawcy z całej UE czy nawet USA. W połączeniu z najwyższą od dekady inflacją i rosnącą presją na wzrost płac, widać, że mamy poważny problem.

businessinsider.com.pl

Więcej postów