Ataki hakerskie czy zwykła nieudolność? Internetowe wpadki polityków

Wykorzystywanie prywatnych skrzynek mailowych do korespondencji służbowej, związanej ze sprawami państwa, niefortunne wpisy na Twitterze, chwila nieuwagi podczas wideokonferencji, przypadkowe wycieki danych. W ciągu ostatnich kilku lat odnotowano wiele sytuacji, w których politycy wpadli w kłopoty z powodu technologicznej nieporadności.

A hakerzy, czy chociażby „dowcipni” internauci tylko na to czekają. Pół biedy jeśli kończy się to tylko niewybrednymi żartami i krótkimi seriami medialnych newsów. Gorzej jeśli dochodzi do sytuacji, kiedy tego typu afery doprowadzają do poważnych decyzji, np. takich jak ostatnie niejawne posiedzenie Sejmu, którego utajnienie – zdaniem opozycji – było zupełnie niepotrzebne. Chaos, dezinformacja i negatywny wizerunek grupy rządzącej – to tylko niektóre efekty takich incydentów.

O podobnych przypadkach pisano w mediach wielokrotnie w ciągu ostatnich kilku lat. Przypomnijmy niektóre z nich.

Najświeższa sytuacja, zwana aferą mailową, jest trudna do sensownego wytłumaczenia – tak twierdzą eksperci, którzy wypowiadają się na łamach portalu Wirtualnemedia.pl.  Kilka dni temu szef kancelarii premiera Michał Dworczyk poinformował o ataku hakerskim na jego prywatną skrzynkę mailową, którą – jak się okazało – wykorzystywał w celach służbowych.   Korzystał ze skrzynki mailowej na portalu Wirtualna Polska. WP jednak oświadczyła, że atak hakerski był niemożliwy z powodu wysokiej jakości zabezpieczeń. Ktoś musiał wpisać prawidłowy login i hasło, co oznacza, że musiał w jakiś sposób wejść w jego posiadanie.

– Jeśli nie jest to pojedynczy przypadek, to mamy do czynienia z arogancją i bezmyślnością systemową administracji państwowej – ocenia w Wirtualnych Mediach Piotr Czarnowski, prezes agencji First PR. – Ta sprawa ma jednak także kilka innych wątków, w tym zagmatwaną i niespójną komunikację ministra Dworczyka, brak reakcji premiera Morawieckiego i rządu, poza oskarżaniem Rosjan, to, że okazuje się, że nie było włamania, bo ktokolwiek to zrobił posłużył się prawidłowym loginem i hasłem, co stawia wszystko w innym, dyletanckim świetle – dodaje ekspert, podkreślając, że uważa to za „pełną nieudolność jeśli chodzi o zabezpieczenie własnego systemu”.

  W grudniu 2020 r. media obiegła informacja o zhakowaniu konta Marleny Maląg – minister rodziny i polityki społecznej.   To kolejny przykład na to, że twitterowe i facebookowe konta osób pełniących ważne funkcje w państwie nie są odpowiednio zabezpieczone przez włamaniami i phishingiem. Na facebookowym profilu pani minister pojawił się prowokujący wpis na temat strajku kobiet. Jego fragment przytoczyła Wirtualna Polska: „Wulgarne i chamskie zachowanie nie zdobi kobiet, przypominają mi watahy Papuasów i bezmózgich dzikusów zdolnych jedynie do bicia i bezrozumnego uprawiania seksu” – miała napisać Marlena Maląg. Później policja przyznała, że konto zostało zhakowane. W tym czasie podobnych ataków na konta polityków było więcej. Miesiąc później o podejrzanych wpisach na twitterowym koncie posła Marka Suskiego napisał Niebezpiecznik.pl.

… i wyciekły dane ponad 20 tys. funkcjonariuszy publicznych, m.in. policjantów, celników, strażaków, pracowników Służby Ochrony Państwa. Plik udostępnił pracownik Rządowego Centrum Bezpieczeństwa – donosił w kwietniu 2021 r. portal Niebezpiecznik.pl. Wśród udostępnionych danych pojawiły się nazwiska, numery telefonów, PESEL-e, e-maile (służbowe lub prywatne), a także dokładny adres miejsca pracy. Istniało wówczas podejrzenie, że funkcjonariusze, których dane osobowe zostały udostępnione w pliku, to lista różnych rządowych instytucji, których zgłoszono do szczepień. Sprawą wycieku zajęło się Rządowe Centrum Bezpieczeństwa, a niefortunnie udostępniony plik został szybko usunięty.

Ciekawym przypadkiem sprzed kilku lat była sprawa debaty zespołu parlamentarnego Antoniego Macierewicza badającego sprawę katastrofy smoleńskiej. Zdarzenie miało miejsce w 2013 r. Zaproszono gości z zagranicy. Swoje wystąpienia mieli przedstawić poprzez program Skype. Okazało się jednak, że część z nich nie umie używać tego programu, a wystąpienia pozostałych zakłócają dzwoniący internauci – pisała „Gazeta Wyborcza”. Jeden z nich podpisał się jako „Władimir Putin”. Najprawdopodobniej dowcipnisie wykorzystali fakt, że na wizji przez chwilę pojawiła się nazwa konta wykorzystywanego do zestawienia telekonferencji.

Jak przypomniał Niebezpiecznik.pl, to nie był pierwszy raz, jak zespół Macierewicza miał problemy z technologią. Przez kilka tygodni oficjalna strona komisji była zainfekowana złośliwym oprogramowaniem.

W 2014 r. kontrolę nad swoim kontem twitterowym utracił ówczesny wicepremier Janusz Piechociński. On sam twierdził, że to nieprawda, ale na jego koncie pojawiły się podejrzane, bo anty PSL-owskie wpisy – donosił Niebezpiecznik.pl. Piechociński poinformował, że to „celowa ironia”. Daje to jednak do myślenia, że warto takie „ironiczne” wpisy głęboko przemyśleć. Mogą bowiem obrócić się przeciwko autorowi.

Ten sam Janusz Piechociński rok później „zaspamował””wielu Polaków informacją, która nie była do nich skierowana, a która dotyczyła programu naprawczego dla Kompanii Węglowej. Dane do wysyłki maili najprawdopodobniej pochodziły z Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej. Jak wicepremier pozyskał e-maile Polaków – nie wiadomo.

Wśród wpisów zamieszczonych na w styczniu na profilu Marka Suskiego znalazły się zdjęcia roznegliżowanej kobiety, a także skargi polityka, że jest molestowany seksualnie. Rzecznik PiS Anita Czerwińska, a także Marek Suski twierdzą, że doszło do włamania na konto polityka. Po kilku godzinach wpisy zniknęły.

„Zachowanie niektórych kobiet jest niedopuszczalne i przekracza wszelkie moralne granice. W tej sytuacji jestem zmuszony przedstawić swoje dowody, aby powstrzymać molestowanie seksualne wobec mnie” – publikował profil Suskiego.

W jednym z tweetów na profilu Marka Suskiego zamieszczono zdjęcia roznegliżowanej kobiety, prawdopodobnie lokalnej działaczki Porozumienia Ewy Szarzyńskiej. – Zgłosiłam sprawę na komendzie i dołożę wszelkich starań, żeby winny został odnaleziony – mówiła wówczas Onetowi zrozpaczona Ewa Szarzyńska, wiceprzewodnicząca Rady Miejskiej w Mogilnie w Kujawsko-Pomorskiem.

Polityk uważa się wraz z kobietą, której   roznegliżowane zdjęcia opublikowano na jego koncie   , za ofiarę „ohydnego przestępstwa”. – Tego typu działania są poniżej pasa – podkreślił. Sprawa trafiła do organów ścigania.

 Cieszymy się, że jesteś z nami. Zapisz się na newsletter Onetu, aby otrzymywać od nas najbardziej wartościowe treści 

Źródło: WirtualneMedia.pl, Niebezpiecznik.pl, Gazeta Wyborcza, Wirtualnapolska.pl

FAKT.PL

Więcej postów