Proces dotyczący zabójstwa małżeństwa Jaroszewiczów ruszył przed Sądem Okręgowym w Warszawie w sierpniu ubiegłego roku. Prokuratura oskarżyła o udział w zbrodni trzech mężczyzn. Wszyscy to byli członkowie tzw. gangu karateków, który w latach 90-tych dokonał kilkudziesięciu napadów rabunkowych.
Na wtorkowej rozprawie główny oskarżony, Robert S., po raz kolejny podkreślał, że z perspektywy pozostałych dwóch oskarżonych „wygodne” jest twierdzenie, że w ramach grupy, w której wspólnie działali, to on decydował o wszystkim. Zaznaczył, że faktycznie miał „decydujący głos” oraz „posłuch”, ale „nie absolutny”. – To nie odbywało się na takiej zasadzie, że ja decydowałem o wszystkim, ja typowałem te wszystkie miejsca – mówił przed sądem mężczyzna.
Oskarżony pytany był m.in. o fakt zabierania na napady naładowanej broni. Jak podkreślała prokuratura, z wcześniejszych wyjaśnień wynika, że broń miała służyć jako straszak, więc nie musiała być naładowana. Mężczyzna tłumaczył, że robił to „na wszelki wypadek”. Podkreślił, że po pierwszym napadzie, podczas którego za pomocą broni musiał uciszyć psa, miał świadomość, że może dojść do kolejnych podobnych sytuacji. Jak dodał, łącznie w czasie działalności gangu, użył broni cztery razy.
Dalsza część tekstu znajduje się pod wideo.
Po raz kolejny został też poruszony wątek słów Dariusza S., który według relacji Roberta S. miał chwalić mu się, że „ma na koncie kilka głów”. Pytany, czy słowa te zostały do niego skierowane przy świadkach, Robert S. zaprzeczył. – On to mówił bezpośrednio do mnie, bez świadków – odparł. Dopytywany, czy uwierzył w tę wypowiedź, oskarżony odparł, że brał pod uwagę, iż może to być prawda.
Prokuratura zarzuciła trzem mężczyznom zasiadającym na ławie oskarżonych napad rabunkowy na posesję Piotra Jaroszewicza i jego żony Alicji w warszawskim Aninie w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 r. Tamtej nocy mieli wspólnie zamordować byłego premiera, zaś Robert S. sam zastrzelił Alicję Solską-Jaroszewicz.
Według prokuratury w dniu napadu oskarżeni przez wiele godzin obserwowali posesję ofiar. Po wejściu do domu Jaroszewiczów przez uchylone okno łazienki Robert S. obezwładnił Piotra Jaroszewicza poprzez uderzenie w tył głowy znalezioną bronią palną. Oskarżeni następnie przywiązali mężczyznę do fotela. Z kolei Alicja Solska–Jaroszewicz została skrępowana i położona na podłodze w łazience. Mężczyźni przeszukali dom i zabrali z niego – poza dwoma pistoletami – 5 tys. marek niemieckich, pięć złotych monet oraz damski zegarek.
Jak podają śledczy, prawdopodobnie w momencie opuszczania przez napastników domu pokrzywdzonych, Piotr Jaroszewicz wyswobodził się z więzów. Napastnicy znów posadzili go w fotelu. Następnie, gdy dwaj sprawcy trzymali go za ręce, Robert S. go udusił.
Po zamordowaniu Piotra Jaroszewicza Robert S. zabrał z gabinetu pokrzywdzonego jego sztucer, poszedł do łazienki, w której leżała związana Alicja Solska-Jaroszewicz i według prokuratury zastrzelił kobietę.
Głównemu oskarżonemu zarzucono również zabójstwo innego małżeństwa w 1991 r. w Gdyni oraz usiłowanie zabójstwa mężczyzny w Izabelinie w 1993 r. Wszystkim trzem mężczyznom grozi kara dożywotniego pozbawienia wolności.
Źródło: PAP
Cieszymy się, że jesteś z nami. Zapisz się na newsletter Onetu, aby otrzymywać od nas najbardziej wartościowe treści.