Jak wygląda świadomość kontrwywiadowcza polskich polityków? Były oficer wywiadu: niektórzy podczas wyjazdów łamią wszelkie zasady

Sytuacja z atakiem hakerskim na Michała Dworczyka daje do myślenia. Jak naprawdę wygląda świadomość kontrwywiadowcza polskich polityków? Z rozmów Onetu z ekspertami wynika, że obraz sytuacji jest katastrofalny. Bardzo wielu polityków podczas pobytów zagranicznych łamie wszelkie zasady bezpieczeństwa. Niektórym zdarzało się upijać do nieprzytomności i korzystać z usług prostytutek.

Według byłego szefa Agencji Wywiadu płk. Grzegorza Małeckiego „poziom świadomości jest bardzo niski i urąga minimalnym standardom w pastwach demokratycznych”. Jak mówi, polscy politycy i urzędnicy „nie mają świadomości zagrożeń i nie są w ogóle przygotowani do tego, by nie stać się obiektem np. szantażu, prób werbunku lub kompromitacji ze strony obcych wywiadów”. Według Małeckiego wynika to z lekceważenia służb, których politycy nie słuchają, a często traktują oficerów wręcz pogardliwie. Co gorsza, politycy nie ufają służbom, traktując je jako narzędzie w walce partyjnej.

Były szef Agencji Wywiadu w rozmowie z Onetem zauważa, że służby, aby moc chronić polityków, muszą mieć ich zaufanie. Relacja oficera i polityka musi być wręcz przyjazna, a polityk musi mieć poczucie, że w razie ewentualnego popełnienia błędu (np. niewierności małżeńskiej) może zwierzyć się oficerowi, który mu pomoże, a nie zaszkodzi. Tak się nie dzieje, gdyż wielu polityków jest przekonanych, że jest przez służby inwigilowanych.

Potwierdza to jeden z posłów, który w rozmowie z Onetem opowiadał o tym, jak służby usiłowały szukać na niego haków. Inny czołowy polityk, zanim zacznie spotkanie z dziennikarzem, idzie na długi i kręty spacer, starając się – skądinąd całkiem profesjonalnie – wykryć ewentualną obserwację nie ze strony obcych, ale polskich służb.

Pragnący zachować anonimowość były oficer wywiadu przyznał Onetowi, że świadomość kontrwywiadowcza jest jak Yeti, bo „tak samo jak Yeti podobno istnieje, ale nikt jej nie widział”. Dowodem jest to, że wysokim rangą politykom i urzędnikom regularnie zdarzało się w trakcie wyjazdów zagranicznych, w tym również za wschodnią granicę (nawet w Rosji) upijać do nieprzytomności i korzystać z usług prostytutek.

Według rozmówcy Onetu, jeśli Rosjanie nie nagrali ekscesów naszych funkcjonariuszy publicznych to tylko dlatego, że profesjonaliści z FSB lub KGB mogli nie przewidzieć, że można się zachowywać na wrogim terenie „aż tak głupio”.

Ekspert ds. cyberbezpieczeństwa Kamil Goryń zaznacza, że włamanie na skrzynkę Michała Dworczyka to nie pierwszy tego rodzaju incydent. Takie ataki miały miejsce już wcześniej, a obiektem były zazwyczaj niedostatecznie zabezpieczone konta w mediach społecznościowych. Zagrożenie jest podwójne – hakerzy po przejęciu konta mogą przeprowadzić kampanię dezinformacyjną, ale przede wszystkim przejąć nieraz kompromitującą korespondencję prywatną.    

Według Gorynia naprawdę niebezpieczne są jednak te przypadki, które pozostały tajemnicą, bo nie możemy oszacować strat. Goryń potwierdza opinię innych rozmówców Onetu i stwierdza, że poziom świadomości kontrwywiadowczej wśród polityków oraz urzędników jest niebezpiecznie niski.

Jako przykład wyjątkowej lekkomyślności podaje sytuację z Agencji Wywiadu, która przeprowadzała rekrutację w taki sposób, że zainteresowani pracą mieli pozostawić swoje dane poprzez formularz dostępny na stronie internetowej. Problem polega na tym, że strona ta była tak słabo zabezpieczona, że cyberprzestępcy lub co gorsze obce służby wywiadowcze mogły zdobyć dane personalne osób zainteresowanych podjęciem pracy w charakterze oficerów polskiego wywiadu.

Generalna zasada w sytuacji, gdy Polska stała się przedmiotem aktywnego zainteresowania rosyjskich, białoruskich, chińskich, ale też przecież i innych służb jest taka, że każdy urzędnik czy polityk, który zdradza męża, żonę lub też ukrywa swoją orientację seksualną musi liczyć się z tym, że jego łóżkowe igraszki są nagrywane przez obce służby.

Każdy, kto przyjmuje propozycję korupcyjną musi mieć na względzie, że stoją za nią lub zdobędą informację o niej wywiady innych państw, a każdy, kto nadużywa alkoholu lub używa narkotyków musi rozumieć, że zaprasza obce służby do swojego życia.

Najbardziej niebezpieczne jest jednak co innego.  Polska jest pełna źle opłacanych i co najgorsze sfrustrowanych urzędników i polityków  , a z pozbawionych pracy i środków do życia byłych dyplomatów i oficerów wywiadu można byłoby skonstruować po kilka departamentów odpowiednio MSZ i AW.

Przykładem zupełnej aberracji z kontrwywiadowczego punktu widzenia jest to, ze po wejściu w życie ustawy „dezubekizacyjnej” oficerowie, którzy przez 25 lat werbowali Rosjan, Białorusinów i Ukraińców do pracy na rzecz polskiego wywiadu, zostali z emeryturami wynoszącymi około 1,2 tys. zł miesięcznie, stając się celem dla obcych służb.

Świadomość ich sytuacji spowodowała, że zwerbowani przez nich ludzie w obawie przed ewentualną dekonspiracją zerwali kontakt z polskim wywiadem, a jeśli tego nie zrobili, to nie można być już pewnym, dla kogo tak naprawdę pracują.

FAKT.PL

Więcej postów