Kompletne bezprawie! Żandarmeria skuwa majora, wywozi 420 km od miasta i zostawia z 8 zł w kieszeni

Żandarmeria Kompletne bezprawie

Żandarmi zatrzymali, zakuli w kajdanki i wywieźli z Warszawy do Zakopanego majora Roberta Pankowskiego, byłego oficera tej formacji. Wszystko zaczęło się przed przedszkolem, do którego rano odprowadzał dziecko.

W czwartek, 25 lutego rano, były oficer żandarmerii major rezerwy Robert Pankowski odwiózł swojego 4-letniego synka do przedszkola. Kiedy wyszedł z budynku, czekały na niego już dwa nieoznakowane samochody Żandarmerii Wojskowej, a trzy oznakowane 15 metrów dalej. Jak twierdzi major Pankowski, na oczach wychowawców i odprowadzających dzieci rodziców żandarmi zakuli go w kajdanki i umieścili w jednym z aut.

Rzecznik ŻW płk Artur Karpienko w odpowiedzi na nasze pytania twierdzi, że zatrzymanie odbyło się „zgodnie z przepisami prawa, w pełnej dyskrecji, w terenie ustronnym, bez świadków.

– Miejsce nie było ustronne, gdyż swój samochód zaparkowałem metr od ściany przedszkola i odprowadziłem synka. Kiedy wracałem do auta, zostałem zatrzymany. Przechodziło wtedy kilka osób, które też odprowadzały dzieci. A okna przedszkola wychodzą na miejsce mojego zatrzymania – relacjonuje major.

Odniósł się on też do słów płk. Karpienki, że w jego zatrzymaniu „fizycznie uczestniczyło 2 żołnierzy ŻW”. – Na początku, pod przedszkolem naliczyłem sześciu żandarmów po cywilnemu, w mundurach trochę dalej stało ośmiu. Pod przedszkolem stały dwa auta nieoznakowane, a trzy oznakowane stały trochę dalej, dokąd mnie poprowadzono. Stamtąd odebrał mnie konwój. Do samego Zakopanego wiozły mnie dwa oznakowane busy. Obok mnie siedziało pięciu umundurowanych żołnierzy. Za nami jechał jeszcze jeden pojazd przynajmniej z trzema umundurowanymi żandarmami. Te informacje muszą być w rozkazie wysłania konwoju – opowiada Pankowski.

Relacjonując dalej, Pankowski twierdzi, że w ciągu sześciu godzin podróży żandarmi nie zdjęli mu kajdanek, chociaż nie stanowi on zagrożenia, ani nie był wcześniej karany. Pozwolono mu tylko napić się wody.

Wczesnym popołudniem konwój dojechał do oddalonego o 420 km od Warszawy Szpitala Powiatowego w Zakopanem. Stało się tak zgodnie z postanowieniem wydanym przez wojskowego prokuratora kpt. Michała Jakubczyka. To on zdecydował, że właśnie do tamtejszego szpitala żandarmi mieli przymusowo doprowadzić Pankowskiego, by poddać go badaniom psychiatrycznym.

W gabinecie psychiatry Robert Pankowski zażądał obecności podczas badania adwokata lub radcy prawnego, do czego ma prawo. Okazało się, że szpital nie dysponuje takim prawnikiem. Pankowski odmówił więc poddania się badaniu. Kilka minut później został zwolniony.

To jednak nie był koniec jego problemów. Poprosił żandarmów, aby odwieźli go do Warszawy, zwłaszcza że przywieźli go do Zakopanego wbrew jego woli, a on nie miał przy sobie pieniędzy. Żandarmi mieli odpowiedzieć, że mają inne instrukcje, po czym odjechali.

Zapytaliśmy żandarmerię, dlaczego jej funkcjonariusze nie odwieźli Pankowskiego do domu. Odpowiedział płk Karpienko: – Na pytanie, czy zatrzymany posiada środki na powrót do Warszawy, odpowiedział twierdząco.

– Kłamie – irytuje się major rezerwy. – Wyraźnie im powiedziałem, że nie mam za co wrócić, że za pomocą telefonu nie mogę płacić, a w kieszeni mam 8 zł. Jeden z nich zadzwonił wtedy do przełożonego i zapytał, czy mają mnie odwieźć. Po tej rozmowie powiedział, że ma inne instrukcje. Na ten temat rozmawiała też moja adwokat z prokuratorem Jakubczykiem, a on zapewnił ją, że zostanę odwieziony do domu przez żandarmerię.

Major rezerwy, dzięki uprzejmości kierowcy autobusu, dojechał do Krakowa, gdzie czekała na niego zaprzyjaźniona osoba, która dała mu pieniądze na pociąg do Warszawy. Do domu wrócił przed pierwszą w nocy.

O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy byłego prezesa Trybunału Konstytucyjnego i byłego Rzecznika Praw Obywatelskich prof. Andrzeja Zolla: – Nie było podstawy prawnej do zakucia go w kajdany i pozbawienia wolności. Nie wiem, na jakiej podstawie wydał takie postanowienie prokurator, lecz żandarmi, którzy mieli tego człowieka zakuć i dowieść na badania, powinni odmówić wykonania takiego rozkazu – powiedział.

Kim jest Robert Pankowski

Dlaczego żandarmi, którzy posiadają uprawnienia jedynie do zatrzymywania wojskowych, zatrzymali byłego już wojskowego, skuli w kajdanki, przewieźli w tak odległe miejsce i chcieli poddać badaniu psychiatrycznemu?

Robert Pankowski nie jest w tej historii przypadkową osobą. W styczniu 2018 r. Onet opublikował wywiad z nim zatytułowany „Major Żandarmerii Wojskowej: ta formacja nie stoi na straży prawa, lecz chroni przestępców w mundurach”. Ten były zastępca szefa Wydziału Wewnętrznego Komendy Głównej Żandarmerii Wojskowej opowiedział dziennikarzom o tuszowaniu niewygodnych dla tej formacji spraw.

Jego problemy zaczęły się w 2016 r., gdy zameldował komendantowi głównemu żandarmerii, generałowi Tomaszowi Połuchowi o nieprawidłowościach w tej formacji. Zgodnie z relacją Pankowskiego, generał Połuch jednak nic nie zrobił. Major postanowił więc szukać pomocy na samej górze wojskowej hierarchii. W lutym 2017 r. udało mu się doprowadzić do spotkania z ówczesnym ministrem obrony Antonim Macierewiczem.

Opowiedział mu m.in. o wyłudzaniu dodatków wojennych, mobbingu wobec kobiet, wykorzystywaniu stanowisk do osiągania korzyści majątkowych, nielegalnych podsłuchach i działaniach operacyjnych wobec niewygodnych dla żandarmerii osób. Minister Macierewicz miał zapewnić go, że sam się wszystkim zajmie i poprosił, aby nie składał zawiadomień do prokuratury.

Miesiąc później mjr Pankowski został zatrzymany na schodach własnego domu.

Do tej pory prokuratura nie zdołała przesłać aktu oskarżenia w sprawie ujawnienia informacji niejawnych do sądu. Z kolei szefowie żandarmerii oskarżają go o zniesławienie.

Sygnalista z żandarmerii

Po pierwszym zatrzymaniu major został wyrzucony ze służby. Zwierzchnikom nie przeszkodziły w tym nawet jego wybitne zasługi. W trakcie swojej kariery w Żandarmerii Wojskowej otrzymał 69 odznak, medali, listów gratulacyjnych, nagród pieniężnych za świetne wyniki. Chronił VIP-ów, w tym czterogwiazdkowych amerykańskich generałów wizytujących w Polsce. Zabezpieczał wizytę w Polsce papieża Benedykta XVI. Kiedy w kwietniu 2010 r. ze Smoleńska przyleciała do Warszawy trumna z ciałem prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jednym z żandarmów, którzy ją nieśli, był major Pankowski.

Już w cywilu Pankowski złożył 22 zawiadomienia do Prokuratury Wojskowej, Sądu Wojskowego w Warszawie i do Centralnego Biura Antykorupcyjnego w sprawie nieprawidłowości, do jakich jego zdaniem miało dochodzić wewnątrz żandarmerii.

Postanowił też nagłośnić sprawę w mediach. Kiedy Onet wysłał do żandarmerii pytania w jego spawie, ta próbowała za pomocą swoich prawników zablokować publikację wywiadu oraz innych artykułów jej dotyczących. Bez powodzenia.

Obrała też inną strategią walki z sygnalistą: sześć dni po publikacji w Onecie wywiadu z majorem otrzymał on wezwanie na badanie psychiatryczne z polecenia prokuratury wojskowej.

Pod wezwaniem podpisał się prokurator – wówczas jeszcze podporucznik, dziś już kapitan – Michał Jakubczyk z wydziału wojskowego Prokuratury Rejonowej w Lublinie. To młody oficer, w żandarmerii nazywany jest prokuratorem do zadań specjalnych, o czym pisaliśmy w oddzielnym artykule: „Prokurator wojskowy do spraw Onetu”.

Zajmuje się też, bądź zajmował, większością spraw, które opisał Onet. Na przykład, po ujawnieniu przez nas historii ppor. Marii, która zarzuciła byłemu komendantowi oddziału krakowskiego ŻW molestowanie seksualne i mobbing oraz historii szeregowej Ewy, która poskarżyła się na bark procedur postępowania w wojsku wobec kobiet w ciąży, prokurator Jakubczyk połączył obie sprawy w jedną i błyskawicznie je umorzył.

Po kilku latach na bazie tych samych materiałów, którymi dysponował prokurator Jakubczyk, były komendant żandarmerii z Krakowa płk Sebastian K. został skazany przez sąd cywilny, a potem w prokuraturze usłyszał zarzuty karne. Pisaliśmy o tym w tekście „Prokuratorskie zarzuty dla byłego komendanta żandarmerii w Krakowie”.

Wezwanie na badania psychiatryczne rozpoczęło serię prób prokuratora Jakubczyka, aby postawić majora Pankowskiego przed wyznaczonymi przez wojsko biegłymi. Dlaczego? W wielu z toczących się spraw związanych z żandarmerią major występował jako świadek. – W tym przypadku może więc chodzić o podważenie wiarygodności pana majora jako świadka w innych postępowaniach – mówił nam reprezentujący go wówczas mecenas Andrzej Duś.

Prof. Zoll: Kompletne bezprawie

Kolejną odsłoną cyklu starań Żandarmerii Wojskowej, aby doprowadzić Roberta Pankowskiego na badania psychiatryczne było czwartkowe zatrzymanie. W tym przypadku postanowienie o zatrzymaniu i przymusowym dowiezieniu do Zakopanego także wydał wojskowy prokurator Michał Jakubczyk. Tym razem jednak do zatrzymania doszło wbrew postanowieniu Sądu Najwyższego.

– Jeżeli jest postanowienie Sądu Najwyższego, które nakazuje zakończyć postępowanie do 16 lipca 2020 r., no to mamy luty 2021 r. Dlatego ta czynność nie powinna się była w ogóle odbyć – wyjaśnia reprezentująca majora adwokat Anna Karolina Malinowska i już zapowiada podjęcie w tej sprawie „stosownych kroków”.

– Od początku mamy tu do czynienia z kompletnym bezprawiem – dodaje prof. Andrzej Zoll. – Ta sprawa toczy się już czwarty rok i nie stawia się zarzutu. Jaka jest więc podstawa prawna wysłania na takie badania człowieka, który nie ma zarzutów? Nie ma takiej podstawy.

Odrębną sprawą są przyczyny wywiezienia Pankowskiego na badania do odległego o 420 km Zakopanego, zamiast do jednej z placówek w Warszawie, a następnie pozostawienia go tam bez pieniędzy na drogę powrotną. – Nie widzę żadnych racjonalnych przyczyn takiego postępowania żandarmów oprócz chęci nękania mnie – skomentował Robert Pankowski w rozmowie z Onetem, krótko po wyjściu ze szpitala w Zakopanem.

Takie działania wojskowych organów ścigania skomentował też prof. Andrzej Zoll: – Nie mogę tego zinterpretować jako prawnik, bo to było działanie bezprawne. Mogę jedynie zinterpretować to jako człowiek, który od pewnego czasu obserwuje przewagę siły państwa nad prawami człowieka – powiedział.

O ustosunkowanie się do sprawy poprosiliśmy też prokuraturę w Lublinie. Odpowiedzi nie otrzymaliśmy.

ŹRÓDŁO: ONET / EDYTA ŻEMŁA / MARCIN WYRWAŁ

Więcej postów