Prof. Krzysztof Simon, dolnośląski konsultant wojewódzki ds. chorób zakaźnych, ordynator oddziału chorób zakaźnych szpitala we Wrocławiu odnosząc się w „Rzeczpospolitej” do ograniczenia liczby osób na wigilijnej wieczerzy ocenił, że „to jest absurd”. – Wszyscy się z tego śmieją, ponieważ wiedzą, że nikt nie będzie w stanie tego skontrolować. Czy policja będzie chodzić po domach i sprawdzać, ile osób siedzi przy stole? Przecież nie jesteśmy Białorusią – skomentował z kolei w WP.
– Słuszne jest, żeby to ograniczyć, ale trzeba się przebić do społeczeństwa, że jest epidemia, jest ciężko, służba zdrowia jest na dnie organizacyjnym i personalnym, róbmy wszystko, żeby nie było zbiorowej wymiany, masowych spotkań, tego picia, jedzenia i siedzenia całymi rodzinami, i zakażania si ę – powiedział w rozmowie z „Rzeczpospolitą” zakaźnik.
Tymczasem w WP stwierdził, że z tego rządowego pomysłu „wszyscy się śmieją”. – Czy policja będzie chodzić po domach i sprawdzać, ile osób siedzi przy stole? Przecież nie jesteśmy Białorusią . Jedyne, co możemy zrobić, to tylko apelować o rozwagę Polaków, aby w tym roku zastanowili się, jak spędzić święta w okrojonym składzie – powiedział prof. Simon. Ocenił, że z punktu widzenia epidemicznego najbardziej skuteczne byłoby wprowadzenie ograniczenia w przemieszczaniu się.
„Błędem jest skumulowanie ferii w jednym terminie”
– Nie rozumiem tych wszystkich ograniczeń. Po pierwsze, nie widzę powodów, żeby na ferie nie jechały osoby, które przechorowały Covid albo mają przeciwciała. One teoretycznie nie zachorują, w 99,9 proc., więc dlaczego nie mają wyjeżdżać na wakacje? Po drugie, podstawowym elementem każdej epidemii jest rozrzedzenie. A tu ktoś wpadł na pomysł, żeby kumulować całe to towarzystwo w jednym terminie – mówił w „Rz”.
– Po trzecie, rozrzedzenie dotyczy też zakupów. Ludzie będą chodzić do sklepów, bo gdzieś muszą, bo tego wszystkiego nie wytrzymają. Po czwarte, kwestia ograniczeń sfery hotelowej, zamkniętych pomieszczeń w lokalach – to jest wszystko do dogadania. Bo to nagle wszystko pada. Ludzie się dowiadują z dnia na dzień, że nie mogą w ogóle pracować – mówił.
Profesor o liczbie zakażeń: Proszę się nie przywiązywać do tych danych
Prof. Simon pytany był, czy w Polsce spada liczba zakażeń, bo spada liczba testowanych osób? – Proszę się nie przywiązywać do tych danych. Były one różnie interpretowane i różnie podawane. My w tej chwili testujemy tylko przypadki objawowe. Jeśli jest to 20 proc. zakażeń jednego dnia, to należy tę liczbę pomnożyć przynajmniej przez pięć. Nikt nie robił takich badań, ale w innych krajach tak jest. Czyli 100 tys. ludzi zakaża się codziennie, większość bezobjawowo, i specjalnie im to nie szkodzi, ale mogą wirusa transmitować – ocenił.
Prof. powiedział, że jeśli robimy mniej testów, to jest oczywiście mniej przypadków. – Znam dziesiątki osób, które nie chcą wykonywać testów. Uważają, że przejdą zakażenie łagodnie, albo boją się o pracę itp. Także skala jest zdecydowanie większa. Jeśli zrobi się 70 tys. testów u osób subklinicznych, to będzie oczywiście więcej tych przypadków – wskazał.
Rzecznik MZ: Nikt nie wyśle policji czy wojska na wigilijną kolację
Rzecznik resortu zdrowia Wojciech Andrusiewicz na piątkowej konferencji prasowej odniósł się do ilości osób, jaka będzie mogła zasiąść przy wigilijnym stole. Zaznaczył, że przepisy ograniczające liczbę gości zostały wprowadzone także w innych europejskich krajach. – Mamy tam często do czynienia ze wskazaniem, że na wigilii, na imprezach rodzinnych może przebywać sześć osób dodatkowych, czy jedna – mówił.
– Oczywiście, nikt nie wyśle policji czy wojska na wigilijną kolację, ale jest to twarde wskazanie dla naszych obywateli, to jasna deklaracja, jak powinniśmy spędzać święta – zaznaczył. – Tu nasza odpowiedzialność, by zastosować te przepisy, a nie czekać na ich egzekucję ze strony policji, czy innych organów państwa – dodał.
Pytany z kolei o karę za ewentualne złamanie przepisów ograniczających liczbę gości odparł, że zawsze w jednostkowych przypadkach policja możne nałożyć mandat karny.