Premier Morawiecki i przewodnicząca von der Leyen. „Te stosunki nie będą już tak ciepłe”

Ona mówi: „Praworządność jest równie ważna jak budżet”. On: „Praworządność to pałka propagandowa”. Ursula von der Leyen (62 l.) darzyła polskiego premiera zaufaniem. W Komisji Europejskiej mówi się, że Mateusz Morawiecki (52 l.) je nadwerężył.

Po wielu miesiącach żmudnych negocjacji budżetowych i gorączkowych prac nad specjalnym funduszem mającym przeciwdziałać gospodarczym skutkom pandemii, polski rząd zagroził nagle wetem. Do Polski dołączyły Węgry, budząc zdumienie przedstawicieli pozostałych 25. państw wspólnoty. Choć premierzy Morawiecki i Orban na razie straszą wetem, można przyjąć, że prace nad budżetem już zostały zablokowane. Do końca grudnia czasu jest mało, a porozumienie pomiędzy blokowanymi a blokującymi nawet nie majaczy jeszcze na horyzoncie. Istnieje poważne ryzyko, że zamiast działać w ramach wieloletniej perspektywy, od przyszłego roku Unia będzie musiała sobie radzić w ramach prowizorium budżetowego. Co z pieniędzmi na pocovidową odbudowę? Tu scenariusz jest jeszcze bardziej nieostry… 

 „W przyszłości stosunki z pewnością nie będą już takie ciepłe” 

Jednak w wyniku tego konfliktu gaśnie nie tylko nadzieja wszystkich Europejczyków na szybkie pieniądze dla chwiejących się gospodarek, ale coś jeszcze. Fakt ustalił, że temperatura relacji pomiędzy premierem Mateuszem Morawieckim (52 l.), a Ursulą von der Leyen (62 l.), szefową Komisji Europejskiej, gwałtownie spada 

– Przewodnicząca miała zaufanie do polskiego premiera. Byli ze sobą w częstym kontakcie. Wiedzieli o tym wszyscy w Komisji – mówi Faktowi pragnąca zachować anonimowość osoba pracująca w sercu brukselskiej administracji. – W przyszłości te stosunki z pewnością nie będą już tak ciepłe – dodaje.

 Von der Leyen ręczyła za Morawieckiego, on ciepło ją witał 

O tym, że szefowa KE i polski premier sobie ufają, ale że też po ludzku się lubią, świadczy m.in. fakt ich częstych dwustronnych kontaktów. – Szczególnie w czasie, gdy ustalano szczegóły pomocowego funduszu, na który kraje europejskie zdecydowały się wspólnie zaciągnąć dług, często rozmawiali ze sobą telefonicznie czy w ramach telekonferencji – mówiła Faktowi we wrześniu osoba z otoczenia premiera Morawieckiego. Von der Leyen miała cenić fachowość Morawieckiego: fakt, że ma doskonałą wiedzę o tym, jak pracuje gospodarka i swobodnie porozumiewa się po angielsku. Taki był zresztą plan Jarosława Kaczyńskiego (71 l.), który w 2017 r. powołał bankowca na premiera. Chodziło o to, by rządem kierował ktoś, kto doskonale odnajdzie się na salonach Europy.

Choć PiS był na kursie kolizyjnym z Brukselą od przełomu 2015 i 2016 r., a główną osią konfliktu jest sposób prowadzenia reformy wymiaru sprawiedliwości, zmiana w fotelu Przewodniczącego Komisji Europejskiej ogłoszona latem 2019 r. zapowiadała reset. – Nie powinniśmy nikogo wskazywać palcem. Sytuacja w krajach członkowskich powinna być oceniana wg tych samych metod – mówiła o sporu wokół praworządności w Polsce w I połowie lipca 2019 r. w wywiadzie dla Faktu. To była duża zmiana w stosunku do tego, jak o Polsce mówił jej konkurent do fotelu do Przewodniczącego KE, Frans Timmermans. W kolejnych publicznych wypowiedziach, szła nawet dalej i zdawała się ręczyć za Polskę, a nawet Węgry – kraj, który na unijnym forum sprawia wiele kłopotów. „Cenię u naszych krajów członkowskich to, że akceptują (wyroki), zgrzytając zębami i zaciskając pieści w kieszeniach, ale akceptują, gdy przemawia państwo prawa. To też jest powodem do dumy z Europy” – mówiła w grudniu 2019 r. w wywiadzie dla „Der Spiegel”. W wielu środowiskach odebrano to nawet jako pochwałę dla rządów nad Wisłą i Dunajem.

Mateusz Morawiecki nie pozostawał jej dłużny. W lipcu 2019 r., gdy już wiadomo było, że to Ursula von der Leyem w grudniu zasiądzie w fotelu szefowej KE, polski premier skierował do niej wiele ciepłych słów. – Wierzę, że dla Europy będzie to bardzo dobry, nowy czas (…) Cieszę się na naszą współpracę – komplementował urzędniczkę. Mówił o nowym otwarciu, nowych ideach.

 Nagły, nieoczekiwany zwrot 

W pierwszej fazie pandemii premier podkreślał polskie sukcesy na unijnej arenie. Mówił o 650 mld zł, które wartkim strumieniem popłyną w nadchodzących latach do Polski. Jeszcze w lipcu podkreślał, że wszystko jest na dobrej drodze. Tymczasem w listopadzie nakazał na posiedzeniu COREPER postraszyć Unię wetem. A 18 listopada w Sejmie pokazał zupełnie nieoczekiwane przez jego unijnych partnerów oblicze. 

Wyobrażenia o dalszej dobrej współpracy w ramach wspólnoty kroił ostrym nożem epitetów. Unijną administrację nazwał „biurokratami z Brukseli”, mówił o unijnych oligarchach. Prawił o złej Unii, która „przynosi korzyści silniejszym technologicznie”. Uskarżał się, że „kwiat naszego narodu wyjechał, 2 mln Polaków wyjechały na stałe na Zachód”.

 Morawiecki brutalnie podsumowuje Unię von der Leyen 

A potem przeszedł do najważniejszego. Tak podsumował Unię, której prace od roku koordynuje von der Leyen: „Unia, gdzie jest europejska oligarchia, która karze tych dzisiaj słabszych i wciska ich do kąta, to nie jest Unia Europejska, do której wchodziliśmy”. I jeszcze: „Praworządność i łamanie praworządności stały się w Unii Europejskiej pałką propagandową”. 

Jego wypowiedź błyskawicznie dotarła do Brukseli. I przyniosły efekt. Komentując videokonferencję Rady Europejskiej, która odbyła się 19 listopada wieczorem, a podczas której premier Morawiecki przedstawiał po raz kolejny stanowisko Polski, von der Leyen stwierdziła krótko: „Dla przyszłości UE tak samo ważne są budżet i praworządność”.

Coraz gorsze relacje między szefową KE a premierem Morawieckim

Ursula von der Leyen darzyła polskiego premiera zaufaniem.

W Komisji Europejskiej mówi się, że Mateusz Morawiecki je nadwerężył.

Po wielu miesiącach żmudnych negocjacji budżetowych i gorączkowych prac nad specjalnym funduszem mającym przeciwdziałać gospodarczym skutkom pandemii, polski rząd zagroził nagle wetem.

FAKT.PL

Więcej postów