Nieuznawany przez kraje zachodnie prezydent Białorusi Aleksandr Łukaszenko twierdził w piątek, że amerykańskie służby specjalne posiadają w Polsce i na Ukrainie centra, z których próbują destabilizować sytuację na Białorusi.
Łukaszenko odwiedził w piątek zakład „Gomsielmasz” w Homlu. Jak podaje państwowa białoruska agencja informacyjna Biełta, białoruski przywódca został tam zapytany przez dziennikarzy o próby destabilizacji sytuacji w kraju poprzez internet.
Białoruski prezydent poprosił o cierpliwość i zapowiedział ujawnienie pewnych informacji na ten temat w przyszłym tygodniu. Mają one m.in. dotyczyć sprawy śmierci Romana Bondarenki. „Jeśli masz na myśli ostatnie przecieki na kanałach w Telegramie, pewne rozmowy związane ze śmiercią tego chłopaka (…): nie czas, wytrzymajcie trochę. W przyszłym tygodniu powiemy wszystko. Uwierzcie, będzie bardzo ciekawie” – zapewniał Łukaszenko.
Łukaszenko zasugerował, że chodzi o rozmowy dotyczące zorganizowania wielkiej manifestacji w czasie pogrzebu Bondarenki, na co jednak miała nie zgodzić się rodzina zmarłego.
Zdaniem białoruskiego prezydenta przeciw jego krajowi działają najpotężniejsze służby wywiadowcze świata. Według niego USA stworzyły najpierw pod Warszawą, a ostatnio w Kijowie swoje centra, co miały wykryć białoruskie i rosyjskie służby. „Nie ma tam ani jednego Polaka. To jest tylko terytorium. Wszyscy, który tam siedzą, to Amerykanie – inteligentni, utalentowani, zdolni ludzie” – mówił Łukaszenko.
Łukaszenko dodawał, że obecnie za pomocą internetu i nowoczesnych technologii „buja się całą planetą”.
W piątek w Mińsku odbył się pogrzeb Romana Bondarenki, zwolennika opozycji pobitego po zatrzymaniu przez nieumundurowanych funkcjonariuszy milicji . W pogrzebie uczestniczyły tysiące ludzi.