Jak mówi stare porzekadło, zbierasz to, co zasiałeś. Dla PiS właśnie przychodzi czas żniw, ale plony, które zbierze nikogo na Nowogrodzkiej nie cieszą. Pięć lat prężenia muskułów i machania szabelką ws. praworządności zaraz może skończyć się utratą unijnych środków. W grze są miliardy euro, których Polska potrzebuje na inwestycje w gospodarkę, wstrząsaną pandemią koronawirusa.
Wygląda na to, że nie ma już odwrotu od powiązania wypłaty unijnych pieniędzy z przestrzeganiem zasad praworządności. Przedstawiciele obozu rządowego mogą straszyć wetem, by wstrzymać przyjęcie unijnego budżetu, ale i bez ich poparcia większość Unii postawi na swoim. Wbrew stanowisku polskiego rządu. Są w nim ludzie, którzy to rozumieją. Rozumie to Mateusz Morawiecki, rozumie to Jarosław Gowin. Być może rozumie to nawet Zbigniew Ziobro, ale ten toczy swoją wojnę podjazdową z premierem i próbuje wymóc na nim postawienie się unijnej większości i obronę zgniłych owoców jego wojny z wymiarem sprawiedliwości.
Gdy ważą się losy unijnego budżetu i Funduszu Odbudowy, których Polska ma być jednym z największych beneficjentów, Ziobro i jego ludzie szantażują Morawieckiego i grożą mu „utratą zaufania do premiera ze wszystkimi konsekwencjami, które by z tego wypływały”. Przekonują, że gdyby szef rządu nie użył weta, Polska stanie się niewolnikiem Brukseli i utraci suwerenność.
Problem polega na tym, że w tym momencie to premier stał się niewolnikiem fantazji i ambicji politycznych Ziobry, którego nie udało się spacyfikować przy okazji wrześniowego kryzysu koalicyjnego. Dość szybko postanowił znów pokazać pazurki i zgrywać drapieżnika, który trzęsie nie tylko rządem, ale też Polską. A w interesie naszego kraju nie jest niszczenie przez Ziobrę mechanizmów kontroli i wzajemnego znoszenia się władz, destrukcja instytucji polskiego państwa i ich partyjne uwłaszczanie. Na szali bowiem nie tylko rola pariasa UE, nie tylko widmo utraty ogromnych pieniędzy, ale też rozwój naszego państwa.
Sprawne, inkluzywne instytucje są jednym z fundamentów ogólnego dobrobytu społeczeństw. Sprywatyzowane, partyjne folwarki i aparat państwa służący jedynie celom aktualnej władzy to przepis na stagnację. Każdy, kto niszczy instytucje państwa, po prostu źle życzy Polsce i Polakom. Pora by wasalom PiS w końcu to wytłumaczyć i ukrócić ich niszczycielskie zapędy.
se.pl