Piotr Zaremba: Ani Kaczyński, ani Ziobro nie cofną się [OPINIA]

Kaczyński zaczął eskalować wojnę w niewygodnym dla siebie momencie. Jeśli koalicja rozpadnie się „z powodu norek”, prawicowy elektorat tego nie zrozumie. Jeśli dojdzie do szybkich wyborów, wzmocni się opozycja z prawej strony i być może PiS-owi przyjdzie negocjować nowy rząd z Konfederacją, pewnie wzmocnioną o Ziobrę. Sprzeciw wobec ustawy „bezkarność plus” czyni z ministra sprawiedliwości jedynego sprawiedliwego – publicysta Piotr Zaremba, komentuje dla Faktu przesilenie w Zjednoczonej Prawicy

Jedni komentatorzy opisują to, co dzieje się w koalicji, jako przejaw szaleństwa Jarosława Kaczyńskiego i utraty przez niego kontroli nad własnym obozem. Inni twierdzą, że to początek ostatecznej klęski Zbigniewa Ziobry, którego Kaczyński musiał zniszczyć. I właśnie zaczął to robić. Obie diagnozy są przedwczesne

Dwa auta pędzą na siebie i na razie żaden nie wypadł na pobocze. Można też użyć starego polskiego przysłowia: „Złapał Kozak Tatarzyna. A Tatarzyn za łeb trzyma”.

Z pewnością nie oglądamy perfekcyjnego planu Kaczyńskiego, raczej nerwowe ruchy. O emocjach świadczyła choćby eskalacja reakcji na głosowanie przeciw ustawie o ochronie zwierząt. Najpierw politycy PiS chcieli to potraktować jako sprawę pozapolityczną, sumienia. Potem Kaczyński, który bardzo ten temat przeżywa, jednoosobowo zarządził represje. I to także wobec posłów PiS, nie tylko kolegów Ziobry.

Czy Kaczyński miał prawo się zdenerwować? Tym, którzy by chcieli współczuć Ziobrze, przypomnę, że od wyborów prezydenckich mnoży on pretensje ideologiczne, próbując się przedstawić jako jedyny prawdziwy konserwatysta nie idący wobec nikogo na ustępstwa. Jednocześnie, choć w zasadzie domknięto podział stanowisk w rządzie, Ziobro domagał się gwarancji silnej pozycji na listach wyborczych. Wyglądałoby, jakby ją sobie wymusił podgryzaniem premiera Morawieckiego. Jeśli zaś prawdą jest, że najpierw zgodził się na którąś tam wersję ustawy „bezkarność plus”, a potem zmienił zdanie, istotnie chciał pokazać, że kręci tą koalicją.

Tylko że Kaczyński zaczął eskalować wojnę w niewygodnym dla siebie momencie. Jeśli koalicja rozpadnie się „z powodu norek”, prawicowy elektorat tego nie zrozumie. Jeśli dojdzie do szybkich wyborów, wzmocni się opozycja z prawej strony i być może PiS-owi przyjdzie negocjować nowy rząd z Konfederacją, pewnie wzmocnioną o Ziobrę. Sprzeciw wobec ustawy „bezkarność plus” czyni z ministra sprawiedliwości jedynego sprawiedliwego.

Prezes PiS nie ma wszystkich kart w ręku. Nie ma ich jednak także Ziobro. W tym Sejmie nie da się rządzić bez PiS. Jeśli Kaczyński zdecyduje się na rząd mniejszościowy, skaże Solidarną Polskę na gnicie – bez posad i wpływów w spółkach. Może nawet PiS odbuduje jakąś kruchą większość – z „mniej winnym” Jarosławem Gowinem i odpryskami z innych klubów. Stąd miękki obecnie język ludzi Solidarnej Polski. Wygląda, że nie są gotowi na męczeństwo i nie mają planu. Równocześnie dla Kaczyńskiego to też będzie porażka, bo bez wyraźnej większości trzeba by zrezygnować z wszelkich radykalnych kroków: z dalszą „reformą” sądów czy zmienianiem rynku mediów na czele. Tylko administrowanie prezesa PiS nie interesuje.

Obie strony wolałyby się cofnąć. Powiedziano jednak za dużo mocnych słów. Albo Kaczyński, albo Ziobro musieliby przeżyć upokorzenie. Żaden na to nie pójdzie. Tylko cud mógłby podsunąć rozwiązanie zadowalające wszystkich.

fakt.pl

Więcej postów