Brytyjski rząd Borisa Johnsona rozważa koncepcję dokonania poważnych cięć z brytyjskich siłach zbrojnych, przede wszystkim w armii, ale zagrożone redukcją są także siły powietrzne, a nawet marynarka wojenna. Powodem jest żądanie ministerstwa skarbu aby ograniczyć w przyszłym roku wydatki państwa o 5 procent – informuje The Sun.
Cięcia w siłach zbrojnych dawnego światowego imperium to doroczny przedmiot debat parlamentarnych. Tym razem jednak, jak donosi The Sun zagrożenie jest większe niż zwykle. British Army i pozostałe rodzaje sił zbrojnych wydaje się brać na cel doradca premiera Dominic Cummings, a w dodatku w związku z pandemią sytuacja może być tym razem wyjątkowo trudna.
Nie chodzi przy tym wyłącznie o cięcia, ale też o to aby przy okazji przepompować część środków z klasycznych sił zbrojnych do sektorów zajmujących się nowymi domenami współczesnej wojny: cyber i sektora kosmicznego. W zasadzie ta zmiana priorytetów nie dziwi biorąc pod uwagę współczesne zagrożenia cyberatakiem czy powracający właśnie na pełną skalę wyścig kosmiczny, choć brytyjskie zdolności konwencjonalne i tak zostały już mocno ograniczone.
Mimo to plan maksimum cięć przeraża. Liczebność brytyjskich wojsk lądowych miałaby spaść z 74 do 55 tys. ludzi, zlikwidowana miałaby zostać brygada komandosów królewskich Marines, którzy mieliby dodatkowo utracić swoją artylerię, pododdziały inżynieryjne i środki desantowe. Innymi słowy formacja ta stałaby się cieniem samej siebie. Stosunkowo delikatnie zostałaby potraktowana Royal Navy, która musiałaby zrezygnować tylko z części swoich zdolności do zwalczania zagrożenia minowego. Dużo gorzej byłoby za to w RAF, które musiałyby zamknąć „część swoich baz”, zrezygnować z transportowych C-130 Hercules i śmigłowców Puma.
To wszystko oczywiście pod warunkiem, że te propozycje zostaną uchwalone i to w najbardziej pesymistycznym wariancie. Byłaby to bardzo zła wiadomość dla NATO, Europy i Polski, której co najwyżej pozostawałoby polować na okazje zakupowe z brytyjskiego demobilu (C-130, AW101).
DEFENCE24.PL