Cud w Prokocimiu. Miał umrzeć, będzie grał w piłkę

Cud w Prokocimiu

Co czują rodzice, gdy nagle dowiadują, że ich ukochanemu dziecku grozi śmierć? Potworny, paraliżujący strach! Państwo Anna (28 l.) i Arnold (30 l.) oraz ich 1,5-roczny syn Miruś mieli szczęście – trafili w ręce najlepszych polskich kardiochirurgów z Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego z krakowskiego Prokocimia. To cudotwórcy – uratowali malca!

Dramatu rodziny z Ostrowca Świętokrzyskiego nic nie zapowiadało. Cała ciąża przebiegała prawidłowo. Na wszystkich badaniach USG serduszko Mirusia wyglądało na zdrowe.

– Czułam się świetnie, ale tuż po porodzie usłyszałam, że moje maleństwo ma potworną i rzadką wadę serca. Byłam przerażona. Martwiłam się, co będzie z synkiem – mówi pani Anna. Życie Mirusia było zagrożone. – Już w pierwszych dniach życia nasza kruszynka trafiła do Prokocimia i tutaj przeszła wstępny zabieg – opowiada mama chłopczyka. – Bałem się o każdy dzień synka. Stan zdrowia się nie polepszał. Ogromnie się męczył, siniał na twarzy. Najmniejszy ruch był dla niego potwornym wysiłkiem – wspomina tata dziecka.

Miesiąc temu Mirek znów trafił w ręce zespołu prof. Janusza Skalskiego. Kardiochirurdzy przeprowadzili skomplikowaną operację, pierwszą tego typu w Polsce. – Fragment serca wraz z aortą wycięliśmy z prawej komory i przeszczepiliśmy do lewej, skąd powinna prawidłowo wypływać krew do aorty – mówi prof. Tomasz Mroczek, który operował Mirka. Następnie lekarze dokonali przeszczepu naczyń wieńcowych i tętnicy płucnej wraz z zastawką.

Po tym trudnym zabiegu Mirek promienieje. Z dnia na dzień odzyskał siły. Choć od operacji minął dopiero miesiąc, już nie ma śladu po słabym i schorowanym dziecku. – To cud! Dzięki profesorom Miruś już uczy się ze mną grać w piłkę – mówi szczęśliwy tata.

FAKT.PL

Więcej postów