Inauguracja Wołodymyra Zełenskiego zakończyła się niespodziewaną deklaracją świeżo zaprzysiężonego prezydenta Ukrainy o rozwiązaniu Rady Najwyższej i wezwaniu do przedterminowych wyborów.
Prezydent nie miał prawa tego zrobić. Powinien odczekać przynajmniej przepisowe 30 dni, czyli do czasu powołania lub niepowołania nowej koalicji większościowej w parlamencie. Poprzednia rozpadła się przed weekendem, kiedy opuścił ją Front Ludowy, partia byłego premiera Arsenija Jaceniuka. Jaceniuk zapowiedział utworzenie nowej koalicji, co na 30 dni blokowało skrócenie przez prezydenta pracy Rady.
Była to swego rodzaju próba sił – polityczni wyjadacze pokazali prezydentowi, że bez zaplecza jest w tej rozgrywce bezradny. Konstytucjonaliści wskazują ponadto, że prezydent ma prawo skrócić kadencję parlamentu po konsultacjach z jej przewodniczącym oraz liderami frakcji. Takich konsultacji nie było do dnia zaprzysiężenia. Spotkanie z liderami zwołano „po fakcie” – na wtorek rano.
Że decyzja jest autorytarna i narusza konstytucję, wskazywała wiceliderka Rady Najwyższej Irina Gieraszczenko. „Ale kto by zwracał uwagę na drobiazgi?” – dodaje ironicznie.
Nawet niekonstytucyjna decyzja nie wstrzyma kampanii
Moc prawną ma jednak dopiero dekret prezydenta o rozwiązaniu Rady. O dacie nowych wyborów i starcie kampanii można mówić po jego publikacji. Prezydent zapowiedział w rozmowie z dziennikarzami, że będzie to pierwszy dekret, jaki podpisze.
Na Ukrainie nie ma trybu wyborczego. Złożenie skargi do sądu o naruszenie konstytucji nie zatrzymuje biegu kampanii, orzeczenie może nastąpić już po wyborach. Zełenski tymczasem zlekceważył prawo, mówiąc to, co chciał usłyszeć jego elektorat, i licząc na poklask 13 mln Ukraińców, którzy go poparli. Uciekł się do populistycznej retoryki, choć sam zapowiadał, że Ukraina pod jego wodzą stanie się krajem normalności.
Prezydent wezwał też do dymisji rząd i prokuratora generalnego, mówiąc, że powinni zwolnić miejsca dla tych, którzy będą pracować dla dobra kraju i przyszłych pokoleń. „Rząd nie rozwiązuje naszych problemów, rząd jest naszym problemem” – cytował Ronalda Reagana. Na razie nie wiadomo, kim miałby zastąpić odchodzących, bo zaplecze Zełenskiego jest białą kartą. Podobno miał nawet rozmawiać o pozostaniu na stanowisku z ministrem spraw zagranicznych, który kilka dni temu złożył dymisję. Pawło Klimkin odmówił, ale obiecał służyć radą, gdy będzie taka potrzeba.
Sługa Narodu bez struktur, ale z poparciem
Część ugrupowań, jak Batkiwszczyna Julii Tymoszenko, Front Ludowy Jaceniuka czy Blok Petra Poroszenki, choć mówią o naruszeniu przepisów, ze spokojem przyjmują zapowiedź przedterminowych wyborów, licząc na to, że zdyskontują poparcie, jakie zdobyli podczas wyborów prezydenckich (na Poroszenkę głosowało 24 proc. elektoratu biorącego udział w drugiej turze). A partia Zełenskiego Sługa Narodu praktycznie nie istnieje i nie ma struktur. Mimo to w ostatnich sondażach poparcie dla niej sięgało 40 proc.
Chaos, jaki w pierwszym dniu prezydentury wprowadził Zełenski, jest niebezpieczny dla Ukrainy. Na wschodzie kraju trwa wojna, a Kreml zainteresowany jest przede wszystkim destabilizacją wewnętrznej sceny politycznej w Kijowie. Naruszenie konstytucji przez prezydenta może się zakończyć kolejnym protestem, przed czym przestrzegają obserwatorzy.
JAGIENKA WILCZAK