MAKABRA! Uwięziony rolnik musiał odciąć sobie nogę scyzorykiem

rolnik musiał odciąć sobie nogę

Podobnie, jak historia przedstawiona w filmie „127 godzin”, ta również wydarzyła się naprawdę. Doświadczony rolnik wyłącznie sobie zawdzięcza to, że wciąż żyje. Gdy jego noga zaczęła być wciągana przez stalowy świder maszyny rolniczej, musiał podjąć ostateczną decyzję: odciąć kończynę lub umrzeć. Miał ze sobą jedynie niewielki nożyk, ale przy ogromnej determinacji mężczyzny, wystarczył.

„Nie miałem innego wyjścia” – mówi we wtorkowej rozmowie z „ABC News” Kurt Kaser, 63-letni rolnik i hodowca świń w Pender w stanie Nebraska (USA). Mężczyzna przyznaje, że miał już różnego rodzaju wypadki na farmie, ale nic podobnego do tego, co przydarzyło mu się w kwietniu.

63-latek pracował wtedy sam, transportując zboże przenośnikiem ślimakowym. Nagle został zmuszony do szybkiej decyzji, jak uratować własne życie. Okazało się, że zapomniał, że zimą zdjął osłonę świdra, by maszyna zmieściła się w schowku. – Wdepnąłem w to cholerstwo i chwyciło mnie – wspomina rolnik. – Od razu pomyślałem: „Nie jest dobrze”. A potem, kiedy moja stopa była miażdżona, skupiłem się już tylko na utrzymaniu reszty nogi na zewnątrz – dodaje.

W pobliżu nie było nikogo, kto słyszałby, jak krzyczy o pomoc. Co gorsza, nie mógł znaleźć telefonu komórkowego. – Nie wiem, czy miałem go ze sobą. Być może też wpadł do środka. Nie wiem. Ale nikt nie był w stanie go znaleźć – mówi Kaser. Świder, który przypomina duże wiertło, nadal wciągał nogę mężczyzny. Rozdzierał skórę, tkankę i mięśnie. W końcu rolnik zobaczył kość wystającą ze zmasakrowanej nogi. – Czułem, że próbuje mnie znowu złapać. Pomyślałem: „Jeśli mnie to wessie, to będzie koniec”. I nagle przypomniałem sobie o moim scyzoryku – opowiada 63-latek.

Nie wiedząc, kiedy ktoś przyjdzie z pomocą i bojąc się, że zemdleje, zdesperowany Kaser zrobił to, co w normalnych warunkach byłoby nie do pomyślenia. Chwycił nożyk o ok. 7-centymetrowym ostrzu i zaczął piłować nogę 20 cm pod kolanem. W końcu poczuł, że jest wolny. Wspomina, że z powodu adrenaliny nie pamięta bólu i nie zauważył zbyt wiele krwi. Stanął jednak przed nowym problemem: jak dostać się do najbliższego działającego telefonu, który znajdował się w pobliskiej szopie przerobionej na biuro.

Ciężko ranny musiał przeczołgać się ok. 60 metrów po kamieniach i żwirze. W końcu jednak udało się. Zadzwonił do jednego z synów, który przekazał informacje pogotowiu. Kaser został zabrany śmigłowcem do centrum urazowego w Lincoln, gdzie przeszedł operację nogi. Przez całą drogę do szpitala nie stracił przytomności. Po trzech tygodniach rehabilitacji wrócił do domu. Teraz czeka na protezę nogi. Wspomina, że przechodząc rehabilitację, widział innych pacjentów w znacznie gorszym stanie niż on. – Byli przykuci do wózków inwalidzkich. Zawsze może być gorzej – mówi z optymizmem.

FAKT.PL

Więcej postów