Dokupienie wyrzutni z nowymi radarami i pociskami stanęło pod znakiem zapytania. Wisła, sztandarowy program modernizacyjny polskiej armii, może utknąć na dekadę.
To wiedza już rozpowszechniona wśród wojskowych zajmujących się zbrojeniami i dostawców, choć na razie wypowiadana półgłosem: najważniejszemu do tej pory programowi modernizacyjnemu grozi dłuższy przestój. Z wielu źródeł mających wiedzę o treści Planu Modernizacji Technicznej na lata 2017–26 (podpisanego 28 lutego 2019 r.) usłyszałem, że nie przewidziano w nim funduszy na tzw. drugą fazę programu Wisła.
Miała być ona dokończeniem, a w istocie pełną realizacją głównego projektu zbrojeniowego Polski – stworzenia nowoczesnego systemu obrony powietrznej i antyrakietowej. Pierwsza faza, zamówiona w 2018 r., to ledwie dwie baterie patriotów, niedające wojsku zakładanych zdolności, a przemysłowi pożądanych technologii. Druga faza miała składać się z sześciu dodatkowych baterii, wyposażonych w nowe dookólne radary (obecny radar śledzi tylko wycinek przestrzeni), produkowane w Polsce niskokosztowe pociski przechwytujące i uzupełnione o polskie systemy wczesnego i pasywnego wykrywania.
Enigmatyczny komunikat MON
Z oficjalnym potwierdzeniem informacji o braku funduszy jest problem. Program Modernizacji Technicznej jest poufny, Ministerstwo Obrony Narodowej nie publikuje nawet tabel opisujących główne programy, jak za poprzednich rządów. Ale w ostatnich dokumentach czy wypowiedziach resortu są tropy wskazujące na odłożenie drugiej fazy Wisły.
Kiedy 28 lutego ogłaszano podpisanie planu, w półtorastronicowym komunikacie o Wiśle napisano, że będzie „jednym z głównych elementów tworzących system obrony przeciwpowietrznej kraju”. I wspomniano, że 28 marca 2018 r. szef MON Mariusz Błaszczak podpisał umowę na realizację pierwszego etapu programu. Nie ma wzmianki o drugiej fazie ani o poziomie finansowania.
Pytania bez odpowiedzi
Wątpliwości co do losów drugiej fazy w ostatnich dwóch miesiącach stopniowo przenikały z MON, wojska i przemysłu do mediów. Minister Błaszczak został o Wisłę zapytany w Radiu ZET 6 maja. „Ogłaszał pan z dumą 10-letni plan modernizacji wojska – ile przewidziano w tym planie na dokończenie systemu Wisła?” – pytała Beata Lubecka. Minister przypomniał, że doprowadził do tego, że plan został przyjęty i ma wartość 185 mld zł, zapewnił też, że nie porzucił żadnego programu. „Program Wisła też jest przewidziany, o szczegółach nie będę mówił dlatego, że jest to dokument niejawny” – zasłonił się Błaszczak.
Branżowa prasa była bardziej dociekliwa. Tomasz Dmitruk z „Dziennika Zbrojnego” i „Nowej Techniki Wojskowej” pytał MON o los drugiej fazy Wisły w kwietniu. „W ramach realizacji programu Wisła trwają uzgodnienia i prace analityczne zmierzające do oszacowania optymalnych rozwiązań dla Wojska Polskiego w zakresie wyboru elementów konfiguracji sprzętowej do drugiej fazy” – odpisało ministerstwo. Nie padł żaden termin umowy.
Resort podaje, że czeka na wybór nowego radaru dookólnego dla patriotów oraz testy systemu IBCS, na które wyśle obserwatorów. „Ostateczna decyzja o przyszłym producencie oraz warunkach technicznych radaru ma zostać podjęta przez Waszyngton na jesieni” – zapewnia ministerstwo. MON przesuwa tym samym termin decyzji. Zdaniem dziennikarza „obecnie to zakup samolotów F-35 uzyskał najwyższy priorytet kierownictwa MON, a ceną za to będzie późniejsza realizacja drugiej fazy programu Wisła”.
MON milczy o drugiej fazie Wisły
MON pisze też, że „koncentruje się aktualnie na sfinalizowaniu umów wykonawczych do umowy offsetowej w ramach pierwszej fazy, kontraktowaniu zamówień w polskim przemyśle obronnym oraz przygotowaniu infrastruktury i struktur wojskowych niezbędnych do sprawnego wdrożenia pierwszego dywizjonu”. Nie wspomina o przygotowaniach do realizacji drugiej fazy ani nawet o negocjacjach w tej sprawie.
Ich rozpoczęcie ogłaszano w kwietniu 2018 r., kilka tygodni po podpisaniu umowy ramowej na fazę pierwszą. „Niezwłocznie ruszamy do prac związanych z drugą fazą tego programu. Dziś grupa negocjacyjna wyruszyła do USA. W drugiej fazie zależy nam na kupieniu kolejnych baterii Patriot, zależy nam na kupieniu nowego radaru dookólnego” – zapowiadał Błaszczak. Terminu zakończenia rozmów nie określał, ale pełnomocnik ds. pozyskania systemu Wisła płk Michał Marciniak zapewniał, że „umowa zostanie podpisana w trzecim kwartale 2019 r.”. Jeśli jesienią 2019 mamy dopiero potwierdzić wybór radaru, to nierealne, a jeśli nie ma zagwarantowanych pieniędzy – niemożliwe.
MON słowo w słowo powtórzył przytoczony wyżej przekaz dla „Dziennika Zbrojnego” w odpowiedziach na moje pytania przesłanych kilka tygodni później. Nie dowiedziałem się najważniejszego: czy MON podtrzymuje realizację drugiej fazy programu Wisła i kiedy ona nastąpi?
Do pytań szykują się też posłowie – według strony internetowej Sejmu Tomasz Siemoniak (PO, były minister obrony) złożył na początku maja interpelację „w sprawie realizacji II fazy programu Wisła”. Jej treść na razie nie została ujawniona. Odpowiedź MON też może być niejawna. Sytuacja jest o tyle dziwna, że posłowie sejmowej komisji obrony zostali zapoznani z informacją MON na temat planu modernizacji na zamkniętym posiedzeniu 4 kwietnia. Nie wiadomo, dlaczego dalszy los programu nie został wtedy dogłębnie wyjaśniony.
Czy offset się zepnie?
Fakty związane z realizacją pierwszej fazy kontraktu też wskazują na możliwe odłożenie drugiej na bliżej nieokreśloną przyszłość. Aby włączyć polski przemysł w produkcję komponentów i serwisowanie całego systemu, do ogólnego porozumienia offsetowego muszą zostać zawarte konkretne umowy wykonawcze.
Po upływie ponad roku od uzgodnienia offsetu tylko jeden dostawca, Lockheed Martin, podpisał takie umowy z polskim PGZ, i to w odniesieniu do technologii rakietowych i częściowo lotniczych, niezwiązanych wprost z systemem Wisła. Główny dostawca, Raytheon (który umowy offsetowe uzgadniał razem z dostawcą systemu dowodzenia Northrop Grummanem), już dwukrotnie przekładał termin podpisania umów wykonawczych, obecnie do 15 czerwca.
Dlaczego? Do tej pory dominowało przekonanie, że chodzi po prostu o twarde negocjacje z PGZ i przeciąganie liny. Dzisiaj wydaje się bardzo prawdopodobne, iż Raytheon z PGZ próbują przeformułować zakres offsetu, by uratować sens pierwszej fazy. Bo w zakresie offsetu to druga faza miała zawierać wiele kluczowych z polskiego punktu widzenia kompetencji i technologii, bez których korzyści wynikające z zakupu systemu Patriot będą niepełne, a poniesione wydatki nieproporcjonalnie wysokie.
Raytheon w kłopocie
Dla Raytheona przerwa w kontynuacji Wisły to poważny problem. Firma zainwestowała sporo (mówi się o kilkudziesięciu milionach dolarów), by zdobyć polski kontrakt. Wzięła na siebie największy ciężar negocjacji z rządem, PGZ i innymi partnerami w Polsce. Na pierwszej fazie wiele nie zarobiła, bo największą część zamówienia stanowiły rakiety od Lockheeda. Firma z Massachusetts liczyła, że w drugiej fazie przekona polski rząd do zakupu pocisków SkyCeptor na bazie izraelskiego Stunnera i zarobi na dostawach i serwisie nowego radaru dookólnego.
Jednak – co opisywałem w Polityce.pl – MON ociąga się ze wskazaniem SkyCeptora, a US Army zarządziła nowy konkurs radarów, w którym Raytheon wcale nie musi wygrać. Polska oświadczyła tymczasem, że kupi to, co wybiorą dla siebie Amerykanie. Na tle potencjalnego zamówienia US Army 16 polskich radarów nie zdecyduje o przyszłości firmy, ale już nowy pocisk zintegrowany z systemem Patriot to gra o większą stawkę.
Obawy o to, co dalej, nieco zepsuły atmosferę otwarcia nowego biura Raytheona w Warszawie. Wiceprezes Ralph Acaba zapytany o przyszłość Wisły, powiedział: – Nie mamy całkowitej pewności. Byliśmy przekonani, że MON chciał jak najszybciej wystartować z fazą pierwszą, by prędko wprowadzić podstawowe zdolności, tak aby faza druga dostarczyła dodatkowe jednostki ogniowe, dodatkowe zdolności i nowe technologie. Jak rozumiem – ciągle jest taki plan. Ale jaki będzie harmonogram i co będzie zawierać faza druga, to jest wciąż omawiane między MON a rządem USA. Raytheon wspiera te dyskusje, czekamy, co z nich wyniknie. Tak chyba w dyplomatyczny sposób wyraża się zaniepokojenie.
Plany z czasów wizyty Trumpa w Warszawie
Polska w 2017 r. zobowiązała się wobec rządu USA do zakupu patriotów w dwóch fazach. Podpisane w lipcu, tuż przed wizytą Donalda Trumpa w Warszawie, porozumienie stanowi, iż Polska przekaże rządowi USA wymagania dotyczące drugiej fazy Wisły, by kontrakt mógł być przygotowany do końca 2018 r. Tymczasem z Warszawy do tej pory nie zostało nawet wysłane zamówienie (tzw. LoR) na komponenty drugiej fazy.
Dokument podpisany przez ówczesnego wiceministra Bartosza Kownackiego i ówczesnego dyrektora agencji eksportu uzbrojenia DSCA adm. Josepha Rixeya nie podaje terminów kontynuacji kontraktu. Jednak duch porozumienia był taki, iż Warszawa rozpoczyna procedurę zakupu nie dwóch, a ośmiu baterii patriotów, z radarem dookólnym, pociskami SkyCeptor i polskimi radarami włączonymi do systemu. Amerykanie w zamian zobowiązywali się do wypełnienia na maksymalnym możliwym poziomie 69 obszarów offsetu i transferu technologii.
Brak daty sprawia, że obie strony mogą dziś ciągle mówić, że zmierzają ku realizacji drugiej fazy, niezależnie od faktycznych opóźnień wobec planu.
Wojsko ucierpi, przemysł mniej
Odłożenie drugiej fazy Wisły będzie miało rozmaite konsekwencje, wcale nie dla wszystkich negatywne. Z wizerunkowego punktu widzenia to porażka polegająca na niedotrzymaniu obietnic i załamaniu się być może zbyt ambitnego harmonogramu.
Z punktu widzenia systemowego to istotne osłabienie parametrów i możliwości polskiej obrony powietrznej. Wojsko dostanie co prawda po 2022 r. dwie baterie nowego systemu, jakim do tej pory nie dysponowało, ale będą to tylko dwie baterie. Zdolności obronne wzrosną, lecz marginalnie. W fazie planowania za absolutne minimum uznano osiem baterii z dookólnym radarem i szerszą gamą pocisków. Dwie baterie (16 wyrzutni) patriotów z czterema sektorowymi radarami to kadłubowy system, zdolny osłonić maksimum dwie lokalizacje.
Dla przemysłu skutki zawieszenia Wisły nie są już tak oczywiste. Z jednej strony był apetyt na nowe technologie, z drugiej silne obawy o realny poziom transferu technologii oraz koszty, jakie należałoby ponieść, by móc z nich skorzystać. Offset jest kosztownym narzędziem podnoszenia poziomu technicznego, a skala zamówienia, nawet przy pełnej realizacji, nie zawsze uzasadniała wydatki. Co innego, gdyby istniała gwarancja produkcji komponentów Patriota nowej generacji na eksport. Takiej gwarancji nikt nie da, dopóki przyszły kształt Patriota nie został określony. A tu kluczowe są decyzje USA, a nie Polski.
MON zaoszczędzi
Wstrzymanie drugiej fazy Wisły uwolniłoby fundusze na realizację innych zamierzeń, a tych jest aż nadto. Z przedstawionych przez resort danych, cytowanych przez Defence24.pl, wynika, że ze 185 mld zł, na które opiewa PMT 2017–26, do wydania zostało 111 mld, bo reszta idzie na podpisane umowy. Jeśli wziąć pod uwagę, że koszty drugiej fazy Wisły były szacowane na 20–40 mld zł, widać, że chodzi o jedną piątą do jednej trzeciej budżetu modernizacyjnego.
Nie było siły, by jednocześnie zamówić dokończenie Wisły i sfinansować kilkanaście głównych programów, w tym zakup nowych samolotów wielozadaniowych piątej generacji F-35, śmigłowców uderzeniowych Kruk czy systemu obrony powietrznej krótkiego zasięgu Narew. Od dawna rywale Wisły w podziale modernizacyjnego tortu widzieli ją jako zagrożenie.
Być może przekonywali, że można z nią poczekać, a pieniądze zainwestować inaczej. MON przekieruje fundusze tam, gdzie uzna za stosowne. Szczelna zasłona nad modernizacją zaciągnięta przez Błaszczaka sprzyja arbitralnemu podejmowaniu decyzji. Brak dostępu do choćby podstawowych informacji o planie, a także jego zmianach, pozwala dowolną decyzję przedstawiać jako działanie planowe.
Czy Wisła powróci?
Całkiem możliwe, że Wisła niebawem powróci. Na częściowe lub całkowite przywrócenie finansowania programu mogą naciskać rząd USA i amerykańscy dostawcy. Może się też okazać, że bez uruchomienia drugiej fazy Wisły lub jej części nie da się połączyć przez IBCS systemu krótkiego zasięgu Narew (choć MON zapewnia, że tak nie jest).
We wspomnianym wywiadzie w Radiu ZET minister przypomniał, że – zgodnie z wytycznymi NATO – wydłużył okres planowania wydatków modernizacyjnych. „Zwiększa się wysokość nakładów na obronność do 2,5 proc. PKB do 2030 r., sukcesywnie. Dzięki takiej właśnie postawie rządu PiS pieniądze przeznaczane na wojsko polskie będą wyższe” – mówił.
Podnoszenie wydatków na wojsko przyniesie realny skok dopiero ok. 2022 r. Wtedy powinien przyjść czas na dokończenie Wisły. Na razie można mówić o pauzie w realizacji programu, może nawet zamierzonej. Całkowita rezygnacja z drugiej fazy będzie jego katastrofą.