Najbliższe wybory na Ukrainie będą nie tylko kolejnym starciem klanów oligarchicznych, ale również walką światopoglądowo-cywilizacyjną, narzuconą i uwiarygodnioną przez Zachód w tym Polskę – mówi portalowi Kresy.pl prof. Włodzimierz Osadczy z Centrum Ucrainicum KUL. „Musimy zdać sobie sprawę, że będziemy ponosić tego zasłużone konsekwencje”.
Już w najbliższą niedzielę 31 marca na Ukrainie odbędą się wybory prezydenckie, które niemal na pewno nie zakończą się na I turze. Ostatnie sondaże pokazują, że zdecydowanym liderem jest wciąż Władimir Zielenskij / Wołodymyr Zełenśkij, popularny komik i showman, twarz ruchu społecznego i partii Sługa Narodu, którego wiąże się z oligarchą Ihorem Kołomojskim. Dalsze miejsca zajmują urzędujący prezydent Petro Poroszenko oraz była premier Julia Tymoszenko, liderki partii Batkiwszczyna. Pozostali kandydaci w zasadzie nie mają szans na dostanie się do II tury.
– Ukraina zbliża się do wyborów prezydenckim w niespotykanym dotychczas chaosie i nieprzewidywalności – mówi portalowi Kresy.pl prof. Włodzimierz Osadczy z Centrum Ucrainicum KUL, historyk i znawca problematyki ukraińskiej i stosunków polsko-ukraińskich, a także kandydat Konfederacji w wyborach do PE. – Obok tradycyjnych klanów oligarchicznych, które od dziesiątków lat rozszarpują Ukrainę i wyzyskują ten kraj, pojawiły się postacie, które świadczą o głębokiej frustracji i rozczarowaniu narodu ukraińskiego dotychczasowym stanem rzeczy i permanentnym kłamstwem pod rządami „pomarańczowych” czy też „niebieskich” lub innych odcieni klanów oligarchicznych, rządzących od 1991 roku.
Profesor zaznacza, że „takim aktem rozpaczy i frustracji jest to, że komik telewizyjny, osoba spoza świata polityki, która pojawia się tylko w mediach rozrywkowych, jest w tej chwili niekwestionowanym liderem sondaży”.
– Wiemy, że takie kandydowanie wiąże się z wielkimi finansowymi inwestycjami. To, że takiego showmana stać na prowadzenie kampanii wyborczej świadczy o tym, że nie jest to postać przypadkowa, tylko sterowana przez jeden z konkurencyjnych klanów, który próbuje dostać się do przysłowiowego koryta, chcąc jeszcze coś wycisnąć z tego, co ktoś trafnie nazwał „korporacją Ukraina”. Wszystkie klany oligarchiczne traktowały kraj i społeczeństwo jak swoistą korporację, z której należy wycisnąć ile się da. Tu nie ma ani lepszych, ani gorszych.
Prof. Osadczy zaznacza, że rządy oligarchiczne są możliwe w społeczeństwie o bardzo nikłej świadomości obywatelskiej. – A takim niestety jest, pozbawione głębszych obywatelskich odruchów, społeczeństwo ukraińskie. Ono jest manipulowane i bardzo skutecznie jest w nim rozgrywany scenariusz nacjonalistyczny. W społeczeństwie, w którym nie ma tradycji państwowości, jest podatność na manipulacje przy użyciu prymitywnych narracji nacjonalistycznych, z czego klany oligarchiczne doskonale zdają sobie sprawę.
Ekspert zaznacza tu kwestię nacjonalizmu ukraińskiego, „o ultra-agresywnej postawie”, który „został wyhodowany nie tylko w jakiś uczelnianych salach czy klubach dyskusyjnych, ale on został zahartowany w walce na wschodzie Ukrainy”.
– Ten nacjonalizm jest używany przez każdy z klanów. Wbrew pozorom, to nie Wiktor Juszczenko, ale Wiktor Janukowycz stał się pionierem czynnego wykorzystywania czynnika nacjonalistycznego w polityce krajowej. Juszczenko, można powiedzieć, przez własną głupotę i prymitywizm światopoglądowo-osobowościowy cechujący jego rządy przywoływał do pamięci historycznej postacie zbrodnicze. Natomiast Janukowycz, osoba bardziej wyrachowana, jako wytrawny manager „korporacji Ukraina”, wykorzystał czynnik nacjonalistyczny, by sprawniej tym zarządzać – według własnej wizji i przy pomocy zachodnich specjalistów od inżynierii społecznej, na których ukraińscy oligarchowie nie szczędzili i nie szczędzą środków. Wiadomo, że jego doradca Paul Manafort odpowiadał za podpowiedzenie mu, by wprowadzić nacjonalizm ukraiński do polityki państwa. Z jego inicjatywy lokalna wcześniej, ultranacjonalistyczna partia Swoboda, o neofaszystowskiej ideologii, została prze oligarchiczne media rozdmuchana do rangi partii ogólnokrajowej.
Prof. Osadczy uważa, że czynniki nacjonalistyczne stały się decydujące przy obaleniu rządów Janukowycza, zaś „w pewnym momencie, jak to często dzieje się w takich sytuacjach, wymknęły się spod kontroli”.
– „Sterującym” często tylko wydaje się, że kontrolują takie marginalne, faszyzujące siły, licząc na to, że w odpowiedniej chwili da się je poskromić. Natomiast taki scenariusz często wcale tak się nie kończy, a te siły zaczynają żyć swoim życiem, stając się ważnym czynnikiem w życiu politycznym. Tak było np. w 1933 roku w Niemczech, a wiemy też, że na tego rodzaju siły regularnie stawiają USA, np. w Afganistanie (talibowie) czy w czasie tzw. arabskiej wiosny (islamscy fundamentaliści) czy podczas wojny w Syrii (skrajni fundamentaliści). Na Ukrainie mamy do czynienia z tym samych schematem.
Odnośnie sytuacji społecznej na Ukrainie, profesor zaznacza, że większość społeczeństwa czuje wielką frustrację i rozczarowanie. – W zasadzie żaden z postulatów EuroMajdanu nie został spełniony. Ukraina ani na cal nie zbliżyła się w stronę Europy, a w kwestii klasycznego społeczeństwa demokratycznego, przez ostatnie 5 lat jeszcze się oddaliła. Elementy demokracji, wolnej wymiany myśli, zostały zupełnie wstrzymane. To kraj o ideologii wręcz totalitarnej, gdzie nie dopuszcza się do głosu innego zdania, niż ogólnie obowiązujące. Pokazuje to przypadek eliminacji do konkursu Eurowizji, gdy zwyciężczyni ukraińskich eliminacji, niczym za czasów stalinowskich była publicznie odpytywana przez tzw. aktywistów z postaw obywatelskich. To świadczy w sposób żenujący o stanie demokracji i „europejskości” Ukrainy.
Profesor zaznacza też, że poziom gospodarczy i stopa życiowa na Ukrainie znacznie się obniżyły. – Sytuacja jest beznadziejna. Ukraina pozornie odcina się od relacji gospodarczych z Rosją, podczas gdy gospodarka ukraińska cały czas opiera się na surowcach rosyjskich, które docierają drogą okrężną i po znacznie wyższej cenie niż było to za czasów „normalnej” współpracy ukraińsko-rosyjskiej. Wszystko to przekłada się na wielki kryzys wewnętrzny. Zbliżające się wybory są tylko wierzchołkiem góry lodowej. Niżej są jeszcze większe problemy.
Ekspert zwraca też uwagę na zagraniczne tło ukraińskiej polityki. Zaznacza, że wsparcie dla klanu Poroszenki ze strony USA, dobrze widoczne po zwycięstwie EuroMajdanu, teraz nie jest takie jednoznaczne. – Wszyscy widzą totalną kompromitację urzędującego prezydenta Ukrainy, że jest to nieudolny gracz i osoba, która doprowadziła do niebywałego wzrostu korupcji, a zarazem powiększyła swój majątek wykorzystując fakt trwania wojny na wschodzie kraju. Nie ma więc jednoznacznego poparcia. A doszliśmy wręcz do sytuacji, w której Zachód nie wie, co z tą Ukrainą zrobić. W takiej sytuacji, przy braku jednoznacznego poparcia z zewnątrz dla którejś grupy oligarchicznej, wszyscy stratują mając równe szanse. Każdy chce się dorwać do władzy. Wiemy, że szanse Poroszenki na uczciwe zwycięstwo są bardzo znikome. Można założyć, że szykuje się korupcja wyborcza, o czym świadczą liczne doniesienia o uruchomieniu potężnego „przemysłu” przekupywania wyborców. Docierają fakty opisujące, że różnego rodzaju zapomogi socjalne są oferowane jako podziękowanie za oddanie głosu na Poroszenkę.
– W sytuacji społeczeństwa, w którym do mediów mają dostęp różne klany oligarchiczne, ale też uwłaszczone są przez różne klany radykalne bojówki nacjonalistyczne, jesteśmy świadkami zażartej walki na „kompromaty” – uważa prof. Osadczy.
Ekspert przypomniał, że w miniony poniedziałek jeden z głównych kanałów telewizji ukraińskiej „zszokował widzów, że Poroszenko był zamieszany w zabójstwo swojego rodzonego brata, jeszcze w czasach gdy zdobywał swój majątek”. – Możemy więc zakładać, że eskalacja będzie narastać, że będą wyciągane coraz ostrzejsze kompromaty, aż do samego dnia wyborów.
Zdaniem profesora można również założyć, że rezultaty wyborów, jakiekolwiek by nie były, nie usatysfakcjonują strony przegranej. – Już teraz od większości liczących się stronnictw słyszymy deklaracje, że jeżeli dane stronnictwo nie zwycięży, to będzie znaczyło, że doszło do fałszerstwa wyborów, zaś to środowisko będzie mocno zabiegać o zadośćuczynienie – czyli odwoła się do użycia wszelkich sił i środków, by zmienić rezultaty wyborów.
Z tego względu, zdaniem prof. Osadczego, „najprawdopodobniej jesteśmy w przededniu wielkiego chaosu, a niestety niewykluczone, że również rozlewu krwi.”
– Sytuacja wymknęła się spod kontroli i jest bardziej niż dramatyczna. Ponadto, jest to też przedsmak wyborów parlamentarnych, które również mają odbyć się w tym roku, a które będą nie mniej zażarte i nie mniej dramatyczne.
Profesor zwraca też uwagę na to, że walka klanów oligarchicznych pokrywa się z walką światopoglądową:
– Zwycięstwo Majdanu przyszło na ultranacjonalistycznej ideologii banderowskiej, którą na siłę rozciągnięto na cały kraj. Banderyzm stał się ogólnie obowiązującą ideologią w państwie. Zaznaczmy, że prezydent Poroszenko wszystkie swoje wiece wyborcze odbywa pod brzmieniem hymnu Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Mamy więc wykwit banderyzmu w postaci szczytowej. Jednak ta część kraju, która cywilizacyjnie jest związana z Rosją, znajduje się w innym kręgu światopoglądowym oraz informacyjnym. Mimo, że media rosyjskie formalnie są na Ukrainie zabronione, to w obecnej sytuacji, gdy dzięki telewizji satelitarnej i internetowi można zdobyć wszelkie informacje, znaczna część tamtejszego społeczeństwa jest niezadowolona. Widać więc kolejny paradoks. Mimo, że władza od pięciu lat trąbi o agresji rosyjskiej, że Rosja jest państwem-agresorem, a rusofobiczna propaganda jest ogólnie obowiązująca i żadna inna narracja nie ma prawa zaistnieć w oficjalnej przestrzeni medialnej, to sondaże wskazują na wzrost sympatii do Rosji. Będzie to więc wielkie starcie światopoglądowo-cywilizacyjne, które narzucił i uwiarygodnił Zachód – w tym Polska.
Z tego względu, jego zdaniem, „musimy zdać sobie sprawę, że będziemy ponosić tego zasłużone konsekwencje, w tym za tę politykę wielkiego zaniedbania w stosunku do spraw ukraińskich”.
– Polska stała się szermierzem prowadzenia polityki amerykańskiej w tej części świata, zatracając wszelkie odruchy dumy narodowej i uczciwości. Polska biernie, a nawet czynnie, przyczyniła się do tego, że ideologia banderyzmu stała się na Ukrainie ogólnie obowiązującą, więc nasz kraj będzie ponosił konsekwencje tego ukraińskiego chaosu. Najwyższy czas uderzyć się w pierś i poczynić rachunek sumienia, bo widać, że ci strategiczni sojusznicy, którym bezwzględnie ufały polskie elity, które zresztą przejęły na siebie funkcje zarządzające w kwestii polityki zagranicznej państwa – zawiedli, podobnie jak same „elity”. Pokazuje to choćby ostatnia decyzja o innej postawie Polski niż USA ws. Wzgórz Golan, czy „słynny”, pożałowania godny szczyt antyirański w Warszawie. Dyplomacja jest w potrzasku, ale ta kompromitacja, której jesteśmy świadkami i którą przezywamy z niesmakiem, w kontekście Ukrainy pokrywa się z wielkim kryzysem i katastrofą humanitarną, za którą Polska również ponosi odpowiedzialność. Wykrzykiwanie haseł banderowskich na Majdanie, w czym prześcigali się politycy PO i PiS, są symbolicznym znakiem tego, że Polska była jednym z podżegaczy sytuacji na Ukrainie i była tym, kto realnie doprowadził ją do ruiny. Czas najwyższy na skruchę, pokutę i zadośćuczynienie – o ile jeszcze da się pewne rzeczy naprawić, bo życia ludzkiego, a mówi się już o 13 tys. ofiar śmiertelnych, nie da się przywrócić – mówi prof. Osadczy. Uważa, że polityka stronnictwa giedroyciowskiego faktycznie legła w gruzach.
Profesor zwraca też uwagę na to, że ukraińska polityka w ostatnich latach uległa drastycznej zmianie:
-Społeczeństwo doświadczyło czegoś, czego nigdy nie wolno było uruchamiać, że przy użyciu przemocy da się odsunąć władzę. Dotychczas była to sytuacja nie do pomyślenia. W tej chwili została przekroczona pewna „czerwona linia”. Bo skoro „majdanowcy” mogą wziąć kije, okupować budynki urzędowe, administracji publicznej, to dlaczego inni nie mogliby tego uczynić? Pamiętamy, że na potęgę postępowały różne akty przemocy, które oczywiście wyszły z tzw. Ukrainy Zachodniej, ale potem zostały przejęte przez ich rywali na wschodzie kraju. Były wręcz identyczne sposoby postępowania. Społeczeństwo ma zatem obecnie takie doświadczenie, że jeżeli coś nie pasuje, to można użyć przemocy, która jest nie tylko dopuszczalna, ale i skuteczna. Nie jest ona czymś, co się potępia, tylko czymś wartym wypróbowania. To trochę jak z psem: po tym, jak ugryzie gospodarza, jest już inny i nie daje się go wyćwiczyć. Podobnie społeczeństwo, które raz dokonało zaburzenia porządku związanego z istnieniem władzy zwierzchniej w państwie, nie jest już takim społeczeństwem jak wcześniej.
KRESY.PL