Świadectwo Marthy McSally, republikanki z Arizony, rzuca kolejny snop światła na rutynowo ignorowany problem molestowania seksualnego w siłach zbrojnych USA.
W środę 6 marca 2019 r. Martha McSally zeznała, że wiele lat temu, gdy służyła w Siłach Powietrznych, została zgwałcona przez przełożonego. Długo dojrzewała do decyzji, żeby to zgłosić. Gdy się zdecydowała, pożałowała. Doświadczenie okazało się tak samo traumatyczne jak gwałt.
Senator McSally była pierwszą kobietą w amerykańskich Siłach Powietrznych, która brała udział jako pilot w konflikcie zbrojnym. Jako pierwsza kobieta w USA dowodziła też eskadrą lotniczą. Prawie dekadę po opuszczeniu służby (zakończyła ją w randze pułkownika) McSally – weteranka i stosunkowo konserwatywna republikanka, która od stycznia 2019 r. reprezentuje stan Arizona w Senacie – określiła sytuację kobiet w wojsku jako zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego. Następnie wezwała do natychmiastowych reform. Wezwanie ma wyjątkową wagę, bo nie współgra z linią polityczną jej partii. A zatem McSally faktycznie postrzega problem jako palący. Jej wystąpienie z pewnością nie było na rękę ani administracji Trumpa, ani jej kolegom w Kongresie.
Sytuacja kobiet w armii się nie zmienia
Siły zbrojne USA deklarują niegasnące zobowiązanie, żeby poprawiać warunki kobiet w służbie wojskowej, ale sytuacja nie zmieniła się od dekady. Statystyki pokazują, że wypadki molestowania seksualnego w wojsku są niezwykle powszechne. W 2017 r. złożono 6,7 tys. skarg, a podejrzewa się, że to tylko kropla w morzu. W środowisku wojskowym zdecydowanie krzywo patrzy się na podobne oskarżenia, często traktując molestowanie seksualne i mizoginię jako zło konieczne, część profesji. Większość wypadków nie jest zgłaszana. McSally początkowo nie brała tej opcji na poważnie.
Wojsko lubi prać brudy na własnym podwórku i uważa każdą ingerencję cywilów, w tym policji, za niepotrzebną, a ze strony swoich – za przejaw nielojalności. Jednocześnie kultura i obyczaje wojska pozostają zdecydowanie kilka dekad do tyłu w porównaniu ze „świecką”, wielkomiejską kulturą #MeToo. Te ostatnie mają niewiele wspólnego z rzeczywistością wojskowych baz rozsianych na terenie USA, często żyjących na prawach komuny, tylko połowicznie uczestniczących w życiu lokalnej, często niezbyt stymulującej wspólnoty.
„Kiedy wojskowa zgłosi przypadek molestowania seksualnego, jej skargą zajmuje się przełożony, który zwykle zrobi wszystko, co może, żeby jednostka nie wpakowała się w tarapaty” – pisze Kate Hendricks Thomas dla magazynu „Vox”.
W rezultacie większość negocjacji i postanowień dokonuje się na szczeblu nieoficjalnym, bez rozgłosu i udziału mediów. Kobiety są na straconej pozycji. To z kolei sprawia, że ofiary decydują się nie zgłaszać sprawy wcale. Koło zamknięte.
Kto wreszcie przerwie milczenie
Zeznanie Marthy McSally zadziwia, a zarazem podwójnie przekonuje – również w kontekście tego, że politycznie walka o kobiety w wojsku jest już obstawiona. Ekspertką i polityczną reprezentantką zagadnienia jest inna senatorka, reprezentantka stanu Nowy Jorku oraz kandydatka na prezydentkę USA 2020 demokratka Kirsten Gillibrand. Jej inicjatywa, Military Justice Improvement Act, przewiduje zmianę w procesie zgłaszania molestowania seksualnego, wprowadzając prokuratorów spoza łańcucha komend. Inna sprawa – to faktycznie znamienne, że dopiero po opuszczeniu służby wojskowej McSally czuje się na tyle bezpiecznie, żeby przerwać milczenie, którego od niej oczekiwano.
Parę lat temu amerykańscy Marines stali się ośrodkiem skandalu, gdy śledztwo wykazało, że nagie zdjęcia koleżanek z wojska krążyły w obrębie zamkniętej grupy na Facebooku: Marines United. Zdaniem ekspertów powodem podobnych zachowań jest nie tylko dominacja mężczyzn w siłach zbrojnych, lecz również biurokracja, która spowalnia i blokuje każdą skargę.
Nie jest jasne, jaką rolę odegra kwestia molestowania kobiet w wyborach prezydenckich 2020. Nie jest jasne, na ile wybory przyćmią uparcie powracające fajerwerki #MeToo – prawie każdego dnia nowa historia, często sprzed lat. Fala przeczesuje dekady i profesje.
To nie jest przejściowy problem
W lutym 2019 r. przedstawiciele wiodących akademii wojskowych w USA zeznali w Kongresie, że mimo prewencyjnych programów liczba wypadków molestowania seksualnego rośnie. „Po ponad dekadzie prób i zabiegów, żeby zapobiec wypadkom molestowania seksualnego, problem się tylko powiększył” – skomentował Jackie Speier, demokrata z Kalifornii, który przewodniczył komisji dokonującej przesłuchania w Kongresie. „To nie przejściowy problem ani incydent opatentowany hasztagiem »MeToo«. To destruktywny trend i problem na poziomie systemowym”.
W roku szkolnym 2017–18 kadeci z akademii Piechoty, Marynarki i Sił Powietrznych zgłosili 1170 wypadków molestowania seksualnego – niewielka, ale stała podwyżka, porównując z poprzednimi latami.
Oznacza to, że tzw. milenialsi, którzy wydają się mocno identyfikować z ruchem #MeToo, mają ograniczony wpływ na kulturę amerykańskich sił zbrojnych, wciąż potężnego pracodawcy na narodowym rynku.
AGATA POPĘDA