Orban został ukarany tak, żeby nie bolało. Wszyscy wygrali, ale niesmak pozostał

Viktor Orban w końcu się doigrał. Jego partia została zawieszona w prawach członka największej grupy politycznej w Europie. To klasyczny europejski kompromis. Ale to też zgniły kompromis, bo pokazuje, że niesione na sztandarach wartości nie mają większego znaczenia.

Z czysto politycznego punktu widzenia, środowa decyzja Europejskiej Partii Ludowej jest niemal majstersztykiem. Zawieszając, ale nie wyrzucając Fideszu, europejscy chadecy ukarali krnąbrnego Orbana, ale nie tak mocno, by spowodować rozłam w rodzinie. A zawierając w końcowym komunikacie wzmiankę o tym, że do zawieszenia doszło na drodze wspólnego porozumienia (w rzeczywistości przegrał głosowanie stosunkiem 190-3), pozwolili Orbanowi na „sprzedanie” decyzji Węgrom jako swojego sukcesu.

W rezultacie wygrali wszyscy: EPL zachowa swój prymat w Europie i szanse na wybór swojego szefa Komisji Europejskiej oraz kluczowych stanowisk (kandydatem jest polityk bawarskiej CSU Manfred Weber). Orban, mimo zawieszenia, zachowuje miejsce w europejskim głównym nurcie i wpływ na jego politykę. A przy okazji pole manewru, bo w dalszym ciągu będzie mógł szachować groźbami dołączenia do frakcji PiS lub budowy nowej siły.

Zgniły kompromis

Jak wiele podobnych unijnych kompromisów, ten polityczny majstersztyk budzi duży niesmak. Zawieszenie partii Orbana wygląda na pokazówkę, działania pozorowane. I w gruncie rzeczy pokazuje, że kwestia demokratycznych norm i wartości były mało ważne w całej tej historii.

Na mocy środowej decyzji, EPL uruchomiła zespół mędrców, który ma „zbadać” sytuację na Węgrzech. Tak jakby to, co działo się przez 9 ostatnich lat było niezgłębioną tajemnicą.

Tajemnicą oczywiście nie jest. Od 10 lat Orban konsekwentnie buduje na Węgrzech przesiąknięty korupcją, quasi-autorytarny układ zamknięty, który niemal z definicji ma wykluczyć możliwość zmiany władzy. Z pomocą unijnych funduszy zbudował majątek swój, swojej rodziny i zaprzyjaźnionych oligarchów. Całkowicie podporządkował sobie niemal wszystkie media, a z mediów publicznych uczynił propagandową tubę (zresztą bardzo podobną do tej, którą widzimy w TVP).

Otwarcie flirtował z Władimirem Putinem, zapraszał i wciąż zaprasza rosyjskie i chińskie wpływy, a wraz z nimi korupcyjne układy. Prowadził nagonkę na imigrantów na niespotykaną nigdzie indziej skalę. Podobnie jak w putinowskiej Rosji, zbudował system, w którym państwo, instytucje i najważniejsi gracze są zależni od niego.

Mimo to, żadna z tych rzeczy nie wystarczyła, by skłonić EPL do podjęcia konkretnych działań. Czarę goryczy przelała kampania billboardowa przeciwko szefowi Komisji Europejskiej (i członkowi EPL) Jean-Claude’owi Junckerowi. Na finansowanych przez rządowe fundusze plakatach Juncker występował wraz z Georgem Sorosem – miliarderem i wrogiem nr 1 Orbana – jako ten, który chce zmusić Węgry do przyjęcia imigrantów.

Nowy mainstream

Co znamienne, w żądaniach przedstawionych przez lidera EPL Manfreda Webera nie było słowa o przywrócenia niezależności sądów, czy pluralizmu mediów. Były za to przeprosiny dla partii-sióstr za nazwanie ich „pożyteczymi idiotami”, zaprzestanie kampanii przeciwko Junckerowi oraz przywrócenie Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego (uczelni ufundowanej przez miliardera George’a Sorosa, arcywroga Orbana) – sprawy dość ważnej, ale w ogólnym rozrachunku marginalnej.

O tym, jak bardzo przesunęły się – a właściwie obsunęły się – standardy europejskiego głównego nurtu, świadczy fakt, że jednym z trzech „mędrców”, którzy będą oceniali zachowanie Fideszu jest były kanclerz Austrii Wolfgang Schuessel. Schuessel w ubiegłym tygodniu wywołał oburzenie, zostając członkiem rady nadzorczej rosyjskiego Łukoilu.

Co jednak bardziej wymowne, Schuessel był liderem Austriackiej Partii Ludowej (ÖVP) w czasie, kiedy ona sama – jak dziś partia Orbana – była na cenzurowanym w EPL. Jej przewiną było wówczas zawiązanie koalicji rządzącej z mającą nazistowskie korzenie Wolnościową Partią Austrii (FPÖ). Austria była wówczas poddana nieformalnym sankcjom i izolowana przez resztę Unii. Dziś ÖVP znów współrządzi z FPÖ, ale nie budzi to już prawie niczyjego oburzenia. A Schuessel jest uznawany za „mędrca”.

Miękka kara dla Fideszu jest więc dobrym odzwierciedleniem sytuacji i klimatu w Europie. Na dobre czy na złe, nawet ktoś taki jak Orban mieści się dziś w europejskim mainstreamie.

WP.PL

Więcej postów