„Władza tworzy wizję Polski jako dostatniego państwa europejskiego. Bez UE”

„W Europie Zachodniej ludzie jeżdżą rowerem, bo mają na to czas, nie dlatego, że muszą”. Do Polaków o takich aspiracjach przemawia dzisiaj PiS. Czy jest to skuteczne – mówi Adam Traczyk, prezes think-tanku Global.Lab i współautor analizy „Impulsy dla Europy. W kierunku solidarnej i socjalnej Unii Europejskiej”.

NEWSWEEK: Czy naprawdę jesteśmy bijącym sercem Europy, jak powiedział niedawno premier Morawiecki?

ADAM TRACZYK: – Nie, nie jesteśmy i trudno, żebyśmy nim byli.

Dlaczego?

– Trudno być sercem, nie chcąc brać udziału w reformowaniu Unii Europejskiej, krytykując ją ciągle albo marginalizując jej znaczenie dla rozwoju Polski. Bo to właśnie widać ostatnio w polityce obozu rządzącego: antyeuropejską narrację zastąpiono polityką bagatelizowania UE. Jedyna rola, którą odgrywamy, to rola hamulcowego. Nie jesteśmy siłą, która Unię pchałaby w jakimś kierunku, nawet jeśli władza powtarza, że jest inaczej. Polska nie wychodzi z własnymi inicjatywami. Czy ktoś jeszcze pamięta, jak Jarosław Kaczyński buńczucznie zapowiadał, że PiS napisze jakiś nowy traktat europejski? Co więcej, PiS nie uważa Unii za przyszłościowy projekt i trudno sobie wyobrazić, że za narracyjną woltą nastąpi głębsza refleksja o przyszłości Europy.

Skąd ta wolta? Podczas zeszłotygodniowej konwencji partii nawet Beata Szydło, która usuwała unijne flagi ze swojego gabinetu, podkreślała, jak proeuropejski jest rząd.

– Zmiana tonu była już zauważalna na długo przed wyborami samorządowymi. PiS doszedł do wniosku, że nawet jeśli euroentuzjazm Polaków nie jest głęboki, to wyborcom nie odpowiada mocna, antyunijna narracja. Większość społeczeństwa uważa, że obecność w UE nam się opłaca, bez względu na to, czy uważamy ją za wspólnotę wartości, czy tylko wspólnotę ekonomiczną. Dlatego rząd obrał inną strategię – umniejszania znaczenia roli UE dla rozwoju Polski, starając się tym samym zbijać „europejskie” atuty Platformy Obywatelskiej.

Co to znaczy?

– Europa jako coś, co daje impulsy dla rozwoju Polski, jest bardzo silnie kojarzona z koalicją PO-PSL. Za jej rządów najwięcej funduszy przeznaczanych było na autostrady czy aquaparki. To ministrowie tego rządu chwalili się wywalczeniem wysokich funduszy unijnych. Tej narracji PiS już nie przejmie. Będzie starał się więc ją neutralizować, dodatkowo pokazując Polakom, że to państwo – utożsamiane oczywiście z PiS – jest gwarantem rozwoju Polski w kierunku europejskości. A będzie to europejskość rozumiana tak, jak przedstawił to na konwencji PiS premier Morawiecki: jako wzór wysokiego standardu życia. Takich wypowiedzi było w ostatnich miesiącach więcej. Nawet w słynnym wystąpieniu Andrzeja Dudy w Leżajsku wybrzmiało to wyraźnie. On co prawda zakończył przemówienie antyeuropejską nutą o „wyimaginowanej wspólnocie”, ale wcześniej bardzo silnie akcentował europejskość rozumianą właśnie jako wysoką jakość życia. I dodawał, że to PiS jest jej gwarantem. Innymi słowy, władza tworzy wizję Polski jako rozwiniętego i dostatniego państwa europejskiego, ale, co kluczowe, bez istotnego znaczenia Unii Europejskiej jako motoru tego rozwoju.

Czy wpływ na zmianę tonu mogła mieć łatka partii, która dąży do polexitu? Może PiS naprawdę przestraszyło się, że może obrzydzić Polakom Europę.

– PiS na pewno nie chce być utożsamiany z polexitem, ale wydaje mi się jednak, że jeśli utrzyma narrację bagatelizującą rolę UE, to i tak może prędzej czy później doprowadzić do sytuacji, w której polexit stanie się możliwy. W Polsce Unia Europejska była zawsze bardzo silnie łączona z rozwojem i korzyściami ekonomicznymi. Jeżeli osłabi się to skojarzenie, to w wyobrażeniu Polaków na temat Unii może niewiele zostać. Tak więc jeśli opowieści o UE nie wzmocni się o kolejne filary, to może się okazać, że coraz więcej ludzi będzie uważać, że Unia nie daje już impulsów do rozwoju, a może dać je eurosceptyczny rząd.

Mamy już pakować walizki?

– Nie spodziewałbym się żadnego szybkiego polexitu, bo nie leży to w interesie żadnej partii ani nie ma na to akceptacji społecznej, ale nie można bagatelizować groźnych i alarmujących zjawisk. Zresztą w Wielkiej Brytanii brexit nie wydarzył się z dnia na dzień, ale był efektem wieloletniego procesu oraz splotu niekorzystnych okoliczności politycznych i skrajnej nieodpowiedzialności polityków.

W swoich badaniach przyjrzeliście się stosunkowi do Unii Europejskiej Polaków o poglądach centro-prawicowych. To do nich właśnie zwraca się ostatnio rząd.

– Do wywiadów pogłębionych wybraliśmy ludzi o konkretnym profilu. Tych, którzy popierają obecność w UE, ale trudno nazwać ich euroentuzjastami. Nie są przywiązani do UE, jako wspólnoty wartości i nie do końca rozumieją istotę sporu między Komisją Europejską a rządem. To osoby, które raz głosowały na PO, raz na PiS, a potem na przykład na Kukiza albo Nowoczesną. Oni właściwie decydują, czy się wygrywa wybory, czy nie.

Co Wam wyszło poza wspomnianym już przywiązaniem do pieniędzy z UE?

– Zobrazuje to fajny przykład z rozmów z jednym z badanych. Mówił on z zachwytem i pewną zazdrością w głosie, że w Europie Zachodniej ludzie jeżdżą rowerem, bo mają na to czas i jest to dla nich forma rekreacji. A on musi jeździć rowerem bez względu na to, czy jest deszcz i śnieg, bo nie ma innego sposobu, by się dostać do pracy. Jego zdaniem w UE żyje się po prostu wygodniej. Wizja PiS odpowiada właśnie na takie aspiracje.

A wizja opozycji?

– Obóz centrowy pozostał w starej narracji o funduszach, o wyciskaniu brukselki i kurku z pieniędzmi. A przecież wiemy, że tych pieniędzy z budżetu Unii będzie coraz mniej, bo zbliżyła się do średniej unijnej pod względem wysokości PKB. Do tego środki zostaną przekierowane do państw z innymi problemami niż Polska – na przykład borykającymi się z problemem migracji. Obecna opozycja nie ma na to nowej odpowiedzi. Do swojego elektoratu mówi tylko wczorajszymi hasłami.

Czy obecne władze utrzymają proeuropejski ton na dłużej?

– Na pewno, bo PiS zobaczyło, że antyeuropejski kurs jest nieopłacalny. Ale nie będzie to też kurs prounijny.

Co to oznacza w praktyce?

– Zamknęliśmy już jeden rozdział sporu z UE o Sąd Najwyższy. Inne zapewne PiS też będzie chciał wygasić albo zamieść pod dywan. Ma też do tego bardziej odpowiednich ludzi: szef MSZ Jacek Czaputowicz nie jest tak uprzedzony do unijnych instytucji jak był Waszczykowski. Wygaszanie nie oznacza jednak przejścia do konstruktywnej polityki. Będzie jedynie zaklinanie rzeczywistości, mówienie, że Polska jest w centrum Europy, nadaje ton Unii i jest jej sercem. Wiemy, że fakty są inne, nie mamy żadnych pomysłów na Unię. Za to blokowaliśmy choćby budżet strefy euro czy dyrektywę o pracownikach delegowanych, pokazując, że Polska stoi na straży starego, neoliberalnego porządku w UE. Właściwie to, poza konfliktem o fundamentalną praworządność, unijna polityka PiS praktycznie niewiele różni się od polityki PO-PSL.

Jak Polska jako „bijące serce Europy” odbierana jest w innych państwach? Czytając zachodnie media, odnoszę wrażenie, że z lekkim pobłażaniem.

– Zależy od stolicy. Na przykład w Berlinie czuć zniecierpliwienie i rezygnację. Ostatnie zwroty nie zmieniły tej sytuacji. W Paryżu jest jeszcze gorzej, bo Emmanuel Macron ma ambitne plany reformowania UE, które m.in. Polska blokuje. W starciu z francuską polityką Niemcy wykorzystują zresztą Polskę jako „hamulcowego”. W sprawach mniej fundamentalnych z pozoru będzie to wyglądało, jakbyśmy byli blisko ośrodka decyzyjnego UE, bo w wielu kwestiach mamy podobne stanowisko co Niemcy. Będziemy się chwalić, że braliśmy udział w ważnych decyzjach, że udało nam się coś ugrać. Tak było choćby w przypadku wynegocjowania mniejszej niż postulował Parlament Europejski i część państw UE redukcji emisji spalin samochodowych. W rzeczywistości jako podwykonawca niemieckiego przemysłu mieliśmy z Berlinem zbieżne interesy i nasze stanowisko nie wynikało z głębszej refleksji nad naszą politykę europejską, a tym bardziej nie nad przyszłością Unii.

W swojej analizie proponujecie sposób na przywiązanie Europejczyka do Unii: Europejską Kartę Wolnego Czasu. Co to takiego?

– Wychodzimy z założenia, że ani obóz rządzący, ani opozycja nie mają planu na rozwój Europy. Potrzebujemy alternatyw, nie tylko z perspektywy polskiej, ale i europejskiej. Widzimy, że populizmy rozsadzają UE od środka, ludzie są ekonomicznie sfrustrowani i szukają prostych rozwiązań. Konstrukcja Unii zamiast redukować różnice ekonomiczne coraz częściej je potęguje, oferując jedynie ograniczone mechanizmy wyrównawcze. To ułatwia zadanie populistom i nacjonalistom. Podczas wiecu w czasie kampanii wyborczej we Francji Marine Le Pen zapytała: „Kto zaopiekuje się biednymi?”. I udzieliła odpowiedzi: „Naród!”. My byśmy chcieli, by przynajmniej częścią odpowiedzi była też Europa. Aby obywatele poczuli, że UE dba o każdego z nich, a nie są to jedynie brukselskie elity zamknięte w plenarnej sali. Nasza propozycja zakłada, że UE stanie się bardziej solidarna i przejmie część polityki socjalnej państw narodowych. Dałoby to pole do myślenia na zewnątrz własnego państwa i odebrałoby populistom argument o sensie odgradzania się od innych. Służyć ma temu – jako pierwszy krok – wspomniana Europejska Karta Wolnego Czasu, czyli pewna kwota przyznawana wszystkim Europejczykom do wydania na cele kulturalno-rekreacyjne w dowolnym kraju Unii.

Jakie miałoby to dać efekty?

– Unia Europejska była przez lata wehikułem, który poszerzał wolność. To było zresztą bardzo istotne dla naszego regionu, doświadczonego komunizmem. Z czasem jednak widać, że z owych wolności i swobód najłatwiej korzystać było najbardziej uprzywilejowanym. Dlatego dziś nie wystarczy kontynuowanie dotychczasowej polityki. Także akcentowanie wartości europejskich, o których tyle się ostatnio mówi, nie wystarczy. Wartości muszą być podstawą polityki, z której wynika bezpośrednia korzyść w postaci poprawy życia jak największej liczby obywateli. Moim zdaniem jest to kluczowe wyzwanie, któremu musimy sprostać, aby projekt integracji europejskiej przetrwał.

MARTA TOMASZKIEWICZ

Więcej postów

3 Komentarze

  1. To tylko wizja z tą partią nierealna do zrealizowania. Poza tym, jak dotychczas to ja dostrzegam tylko wizję okradania Polski i Polaków.

Komentowanie jest wyłączone.