AFERA w MON. Za 3,1 mld zmodernizuje złom. Za te pieniądze można kupić masę nowych

AFERA w MON

W wojskach pancernych ciężar zdolności obronnych Polski spoczywa na kupionych od Niemców wysłużonych Leopardach. MON na modernizacje 142 z nich planuje wydać 3,1 mld zł. Za tą sumę można mieć ponad 80 czołgów najnowszej generacji.

Zakup od zachodnich sąsiadów czołgów Leopard był wyjątkowo opłacalny. Za ostatnią partię 119 maszyn w 2013 r. zapłaciliśmy Niemcom zaledwie 190 mln euro. Cena jednostkowa na poziomie 1,5 mln euro (6,45 mln zł) robi wrażenie. Nowe maszyny kosztują w okolicach 40 mln zł.

Ponadto Niemcy wraz z czołgami przekazali nam jeszcze około 200 pojazdów wsparcia: ciągniki pancerne, samochody ciężarowe i terenowe. Problem w tym, że 142 Leopardy 2A4 (one mają być modernizowane) to konstrukcje z lat 80., a 105 Leopardów 2A5 to myśl techniczna i wojskowa z początku lat 90.

– Czołgi z rodziny Leopard 2 modernizowane są na całym świecie. Wiele krajów NATO robiło to i nadal robi. Także w gruncie rzeczy nie jest to zła decyzja. Jednak ta umowa jest przykładem, że nawet solidny partner niemiecki nie realizuje jej terminowo. Już teraz mamy kilkumiesięczne opóźnienie i kolejne sygnały o rosnących kosztach – mówi Mariusz Cielma, ekspert wojskowy i naczelny branżowego magazynu “Nowa Technika Wojskowa”.

Nasz rozmówca mówi tu o nieoficjalnych doniesieniach defence24 o konieczności podniesienia wartości całego kontraktu o kolejne 400 mln zł. Wcześniej już dodano do umowy z niemieckim Rheinmetall 300 mln zł. Z pierwotnej ceny z 2015 – 2,4 mld zł – nic już nie zostało. Obecnie, biorąc pod uwagę dwa kolejne aneksy, trzeba będzie zapłacić 3,1 mld zł.

Lepiej wdrapać się na K2?

Taka suma pozwala na zakup około 80 koreańskich czołgów K2. – Zakup K2, czołgów najnowszej trzeciej generacji kosztujących około 10 mln dol., oznaczałby wejście w technologię amerykańską. K1 wzorowany był na świetnych czołgach Abrams. Przy K2 też współpracowali Amerykanie. To świetne maszyny, ale pamiętajmy, że w zakupach wojskowych cena nie jest najważniejsza – mówi Cielma.

Za każdym razem to decyzja strategiczna i polityczna jednocześnie. Trudno byłoby nam się teraz przy rosnących kosztach wycofać z umowy z Rheinmetall. Ponadto w Europie nasi sojusznicy głównie korzystają z Leopardów, co nie jest bez znaczenia na wypadek wojny. To też nie wszystko.

– Oczywiście warto rozważać opcję koreańską, uwzględniając przeniesienie technologii do Polski. To właśnie Koreańczycy pomogli zbudować Turkom ich supernowoczesne czołgi Altay. Jednak czołg to nie wszystko. Musimy mieć bazę remontową i logistyczną. Zwykle zakup sprzętu wojskowego to 1/3 wszystkich kosztów. Dla Leopardów wiele z tego już zapłaciliśmy – mówi Cielma.

Są jeszcze amerykańskie czołgi “za darmo”

Nieoficjalnie MON rozważa również dla naszych sił zbrojnych zakup używanych amerykańskich Abramsów, które zakonserwowane czekają na pustyni na kupców.

– Tu decydenci mogą być skłonni podjąć taką decyzję ze względów politycznych. To mogłyby być kolejny przyczynek do budowania fundamentów pod zwiększenie obecności US Army w Polsce. Tym bardziej że USA mogłaby nam przekazać je za symbolicznego dolara. Taką ofertę otrzymali Grecy, którzy ponieśli tylko koszty transportu – mówi ekspert wojskowy.

Potem jednak rachunek otworzył się bardzo szeroko. Grecka armia słono zapłaciła za remonty i modernizację. W kolejnych latach też utrzymanie tych czołgów uszczuplać będzie budżet Aten i pompować amerykański przemysł.

W grze o wzmocnienie naszych sił pancernych jest jeszcze projekt modernizacji technicznej, starych wysłużonych rosyjskich T-72. W ten sposób miano by unowocześnić nawet 300 maszyn, stojących w większości w magazynach.

– To bardzo trudny sprzęt do modernizacji. Ta stara radziecka technologia miałby być unowocześniana za kwotę również oscylującą w okolicach 3 mld zł. Dyskusja trwa i rozbija się głównie o pieniądze, bo wojsko chce jak najbogatszego pakietu modernizacyjnego, a nasz budżet nie jest z gumy – wyjaśnia Cielma.

Ponadto przywrócenie ich do służby oznaczałoby, że mielibyśmy wraz z Leopardami (250 maszyn) ponad 500 czołgów. Pytanie: czy mamy ludzi i pieniądze, żeby obsadzić taką masę sprzętu.

Francusko-niemiecka szansa

Mamy zatem kilka dróg do podniesienia wartości bojowej naszych sił pancernych. Żadna z nich nie jest idealna i tania. Dlatego zdaniem eksperta trzeba patrzeć w przyszłość bardziej odległą.

Tym bardziej że jest rozwiązanie, które pogodzi oczekiwania armii i polskiej zbrojeniówki.

– Trzeba wejść do francusko-niemieckiego programu budowy czołgu najnowszej generacji. Mamy na to czas, bo prace dopiero się zaczęły, a pierwsze maszyny mają opuścić fabryki w 2030-2035 r. Nieoficjalnie mówi się że Niemcy i Francuzi chętnie by nas przyjęli, a my zyskalibyśmy na tym technologicznie. Nie wniesiemy nadzwyczajnych kompetencji, ale rynek zbytu na kilkaset maszyn – wyjaśnia Cielma.

Pytaliśmy MON o dalsze losy modernizacji T-72 i zainteresowanie niemiecko-francuskim programem budowy czołgu kolejnej generacji. Jednak do czasu opublikowania tego artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

KRZYSZTOF JANOŚ, MONEY.PL

Więcej postów

5 Komentarze

Komentowanie jest wyłączone.