Takich słów z ust prezydenta Andrzeja Dudy (46 l.) nikt się nie spodziewał. W czasie wizyty w Kamiennej Górze Duda przemawiał, jakby był 2003 rok a on agitował przeciwko wejściu Polski do Unii Europejskiej. Wówczas – ponieważ rządził SLD – modne było hasło „Wczoraj Moskwa, dziś Bruksela”. A prezydent poszedł dalej i obecność Polski w UE przyrównał do czasu zaborów! Do lat, gdy Polski nie było na mapie Europy! Cała wypowiedź prezydenta obok. A jak komentują ją politycy PiS?
– Apeluję, by słów Pana prezydenta nie odczytywać w opaczny sposób – mówi Faktowi europoseł Ryszard Czarnecki (55 l.). Dodaje, że „nie uważa słów prezydenta za niewłaściwe”. Czarnecki przekonuje, że jako kraj powinniśmy wyciągać wnioski z czasów zaborów i bronić swoich interesów na arenie międzynarodowej i to o to chodziło prezydentowi.
Z kolei rzecznik prezydenta Krzysztof Łapiński (40 l.) przekonuje, że… takiego porównania w ogóle nie było. Twierdzi, że przemówienie było „jasne i czytelne”. – Było o tym, jak ważne jest, żeby Polacy mieli niepodległe i suwerenne państwo. Wtedy mogą sami decydować, kto rządzi, sami decydować o sobie i swoim państwie – tłumaczy rzecznik prezydenta. Dodaje, że to dzięki niepodległości mogliśmy zdecydować o wejściu do Unii Europejskiej.
Także szef gabinetu politycznego premiera Marek Suski (60 l.) broni Dudy. Uważa, że wypowiedź prezydenta… odnosi się do planów głębszej integracji Unii Europejskiej. Tyle że żaden z tych planów nie zakłada utraty niepodległości Polski! I nikt poważny takich poglądów w Polsce nie prezentuje. A prezydent po prostu zaliczył wpadkę, którą politycy jego obozu próbują jakoś wytłumaczyć.
Co powiedział prezydent Duda?
– Bardzo często ludzie mówią tak: ach, po co nam Polska, Unia Europejska jest najważniejsza. Przecież państwo wiecie, że bywają takie głosy. Otóż, proszę państwa, to niech sobie Ci wszyscy przypomną te 123 lata zaborów. Jak Polska wtedy, pod koniec XVIII wieku swoją niepodległość straciła i zniknęła z mapy też byli tacy, którzy mówili: a może to lepiej, swary się wreszcie skończą, te rokosze, te wszystkie insurekcje, te wojny, te awantury, te konfederacje, wreszcie będzie święty spokój. Tak, ale wkrótce wszyscy się zorientowali, że wojny są dalej, awantury są dalej tylko już my nie mamy żadnego wpływu i nie decydujemy o sobie. Bo teraz gdzieś daleko, w odległych stolicach decyduje się o naszych sprawach, to tam zabiera się pieniądze, które my wypracowujemy i tak naprawdę pracujemy na rachunek innych. I to jest właśnie własne państwo! Że czujesz, że pracujesz w nim na swój rachunek. Że czujesz, że budujesz ty właśnie tu swoją ojczyznę!
Wypowiedź prezydenta wywołała sporo komentarzy, ale polityce PiS bronią szefa rządu. – Apeluję, by słów pana prezydenta nie odczytywać w opaczny sposób – mówi Faktowi europoseł Ryszard Czarnecki (55 l.). Dodaje, że „nie uważa słów prezydenta za niewłaściwe”. Czarnecki przekonuje, że jako kraj powinniśmy wyciągać wnioski z czasów zaborów i bronić swoich interesów na arenie międzynarodowej i to o to chodziło prezydentowi.
Z kolei rzecznik prezydenta Krzysztof Łapiński (40 l.) przekonuje, że… takiego porównania w ogóle nie było. Twierdzi, że przemówienie było „jasne i czytelne”. – Było o tym, jak ważne jest, żeby Polacy mieli niepodległe i suwerenne państwo. Wtedy mogą sami decydować, kto rządzi, sami decydować o sobie i swoim państwie – tłumaczy rzecznik prezydenta. Dodaje, że to dzięki niepodległości mogliśmy zdecydować o wejściu do Unii Europejskiej.
Także szef gabinetu politycznego premiera Marek Suski (60 l.) broni Dudy. Uważa, że wypowiedź prezydenta… odnosi się do planów głębszej integracji Unii Europejskiej. Tyle że żaden z tych planów nie zakłada utraty niepodległości Polski! I nikt poważny takich poglądów w Polsce nie prezentuje. A prezydent po prostu zaliczył wpadkę, którą politycy jego obozu próbują jakoś wytłumaczyć.