Jeszcze więcej czołgów w Warszawie. Kluczowa pancerna dywizja „rozbijana”

W podwarszawskim garnizonie Wesoła Antoni Macierewicz oznajmił, że przeniesiony tam z zachodu kraju batalion czołgów Leopard 2 jest „w pełni sprawny i w pełni zdolny do walki”. Eksperci mówią jednak tvn24.pl, że nie wiedzą jak można było to osiągnąć w mniej niż rok, podczas gdy procedury mówią jasno, że batalion wymaga trzech lat szkolenia. Dodają, że w Wesołej nie ma miejsca i infrastruktury dla leopardów. Minister zapowiedział jednak, że w przyszłym roku trafi ich tam jeszcze więcej. – To rozpoczyna realizację zmiany strategii obrony Polski. Polega ona na tym, żeby nie dopuścić do zajęcia terenu Polski przez przeciwnika. Nie bazuje na hipotetycznej możliwości kontrataku – mówił w środę Macierewicz, cytowany przez portal „Defence24”. – Jest to częścią całościowego planu, który ma zagwarantować Polsce i Polakom pełne bezpieczeństwo, który ma sprawić, że nigdy więcej już Polacy nie będą się obawiali o całość swojego państwa i bezpieczeństwo swoich rodzin – dodał. Według MON przeniesienie najnowocześniejszych czołgów z położonego blisko granicy Niemiec Żagania pod Warszawę jest elementem wzmacniania obrony wschodniej Polski, która miała zostać zaniedbana przez poprzednie rządy. Ma to być realizacja zaleceń Strategicznego Przeglądu Obronnego przeprowadzonego przez wiceministra Szatkowskiego. Konieczność przeniesienia czołgów pod Warszawę miała zostać potwierdzona w symulacjach i grach sztabowych.

Gen. Skrzypczak: „to decyzja polityczna”

O tym jak bardzo kontrowersyjne jest przesunięcie najnowocześniejszych polskich czołgów pod Warszawę, pisaliśmy już wiosną w Magazynie TVN24. Wówczas zaczynał się ten proces. Generał Waldemar Skrzypczak, były dowódca 11. Dywizji Kawalerii Pancernej, która traci nowoczesne Leopardy 2 oraz były dowódca Wojsk Lądowych, nazywał to wówczas „decyzją polityczną”. Dzisiaj podtrzymuje to zdanie. – To jest decyzja polityczna, a nie wojskowa. Wszystko można zrobić, ale takie decyzje zawsze oznaczają duże koszty dla wojska – twierdzi generał w rozmowie z tvn24.pl. Dodaje, że „nie rozumie”, dlaczego „rozbijana jest” 11. Dywizja, która miała być do niedawna najsilniejszym odwodem polskiego wojska. Czyli trzymaną w tyle siłą, którą w kluczowym momencie wysyła się do kontrataku. Ze słów ministra wynika jednak, że obecnie w MON dominuje inny pogląd. Mianowicie, że nie można trzymać czołgów pod zachodnią granicą w odwodzie, bo w wypadku zagrożenia nie zdążą dotrzeć w rejon walk na wschodzie.

Spór na szczytach wojska

Jak tłumaczy w rozmowie z tvn24.pl Jarosław Wolski, analityk miesięcznika „Nowa Technika Wojskowa” i „Wozy Bojowe Świata”, taki spór ciągnie się w wojsku już od wielu lat. Już kiedy udało się kupić od Niemców setkę leopardów 2A5, dyskutowano nad tym, gdzie je umieścić. – Wówczas Warszawa też była rywalem Żagania. Ostatecznie maszyny trafiły do tego drugiego, przy akceptacji dowództwa Wojsk Lądowych, Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych i MON. Sprzeciwiał się Sztab Generalny RP, który wskazywał na Warszawę – mówi Wolski. Po kilku latach zmienił się jednak rząd, dowództwo Wojsk Lądowych zniknęło w trakcie reformy systemu dowodzenia, a nowe kierownictwo MON znalazło się w sporze z generałem Mirosławem Różańskim, Dowódcą Generalnym Rodzajów Sił Zbrojnych. Z drugiej strony zbliżyło się do Sztabu Generalnego. W takim klimacie zapadła decyzja o odwróceniu tej z 2013 roku. Sztab Generalny wygrał z kilkuletnim opóźnieniem, po zmianie rozkładu wpływów w MON. Przed przesunięciem leopardów 2 do Warszawy generał Różański ostrzegał niedługo przed swoja dymisją w liście wysłanym do Macierewicza. Twierdził, że taki ruch spowoduje „drastyczne ograniczenie zdolności obronnych” kraju. Został zignorowany. Z drugiej strony szef Sztabu Generalnego generał Leszek Surawski wypowiadał się o przesunięciu czołgów do Warszawy pozytywnie. Zrobił to między innymi wiosną tego roku w wywiadzie dla „Polski Zbrojnej”.

Bardzo ważne tło

W 2013 roku Żagań wygrał z Warszawą głównie z powodu możliwości stworzenia silnej i spójnej odwodowej dywizji, oraz powodów logistycznych. Jak mówi Wolski, obok w Świętoszowie stacjonowała już pierwsza brygada przezbrojona dekadę wcześniej w starsze Leopardy 2A4. Przy pomocy Niemców powstało całe zaplecze w postaci centrum szkoleniowego i warsztatów. Pomiędzy Żaganiem i Świętoszowem znajduje się też największy polski poligon, pozwalający prowadzić intensywne ćwiczenia. W Warszawie niczego takiego nie ma. W Wesołej za czasów PRL stacjonował batalion czołgów Pułku Praskiego, liczący 40 maszyn i jak mówi Wolski, już wówczas garnizon był za ciasny. – To była jednostka na defilady i pokazy – mówi ekspert i jak dodaje, do dzisiaj niewiele się zmieniło. – Duża część przywiezionych z Żagania leopardów stoi pod chmurką, bo nie ma dla nich garaży – mówi. Minister Macierewicz zadeklarował, że w 2018 roku mają ruszyć prace przy budowie odpowiedniej infrastruktury w Wesołej. Rok po tym, jak przewieziono pierwsze czołgi. – To oznacza niestety więcej pieniędzy – przyznał. Generał Skrzypczak podkreśla, że w Wesołej nie ma prawdziwego poligonu, gdzie mogliby ćwiczyć czołgiści. Jest tylko ogryzek w postaci jednego pasa taktycznego, gdzie pluton czołgów (cztery maszyny), może przejechać kilkaset metrów. – W sam raz na pokazy dla oficjeli – mówi Wolski. – Najbliższy prawdziwy poligon jest w Orzyszu na Mazurach. Trzeba będzie przewozić czołgi, a Leopardy 2 są duże i ciężkie. Wymagają specjalnych wagonów. To są ogromne koszty – mówi generał. Minister Macierewicz deklaruje, że poligon w Wesołej zostanie rozbudowany, jednak Wolski powątpiewa w to, na ile można to zrobić. – Wystarczy spojrzeć na mapę geodezyjną. Owszem, trochę można by go zwiększyć, ale może do poziomu odpowiedniego dla kompanii (14 czołgów – red.). W żadnym wypadku dla całego batalionu (58 maszyn – red.) – mówi.

Wszystkie leopardy w szkoleniu albo w fabrykach

Poligon ma natomiast kluczowe znaczenie dla szkolenia czołgistów. Pojedyncze czteroosobowe załogi można jeszcze trenować na symulatorach (których i tak w Warszawie nie ma, mają być kiedyś), ale nie sposób ich tak nauczyć współdziałania w większych grupach (plutonach, kompaniach, batalionach). Przeniesiony do Warszawy batalion wymaga natomiast szkolenia od podstaw, bo z Żagania przetransportowano tylko czołgi i część obsługujących je żołnierzy, bo i tak była tam ich tylko garstka. Jednostka była „skadrowana” i miała około 30-40 procent obsady (konkretna wartość jest tajna).

– Tutaj MON stosuje mylącą retorykę. „Przeniesienie” w tym wypadku nie oznacza czegoś w stylu przeparkowania samochodu. To rozformowanie jednostki w Żaganiu i sformowanie jej na nowo w Warszawie – mówi Wolski. Zgodnie z procedurami wymaga to przejścia całego procesu szkolenia od początku, aby batalion był formalnie przeszkolony. – Tu nie ma skrótów. To trzy lata permanentnego szkolenia – mówi generał Skrzypczak. Nie wiadomo więc, co miał na myśli minister mówiąc o tym, że batalion jest już gotowy do działania, choć zaczęto go formować niecały rok temu. Ukoronowaniem trzyletniego szkolenia powinno być przejście certyfikacji NATO (choć MON może zdecydować, że nie będzie się o nią starał dla tej jednostki), która dopuszcza do współdziałania w ramach struktur Sojuszu. Bez odpowiedniego zaplecza może to być trudnym zdaniem. Co więcej, minister zapowiedział przeniesienie kolejnego batalionu Leopardów 2A5 z Żagania. – Tamten już tą certyfikację NATO ma. Teraz się go rozformuje i trzeba będzie się szkolić od nowa – mówi Wolski. Jak podkreśla ekspert, w ten sposób dwa bataliony najnowocześniejszych polskich czołgów Leopard 2A5 przez kilka najbliższych lat będą się szkolić i zgrywać na nowo. W tym samym czasie drugie na liście najnowocześniejszych maszyn, Leopardy 2A4, będą przechodzić modernizację do wariantu 2PL i większość będzie stała rozmontowana w fabrykach. Porządek zostanie przywrócony gdzieś po 2021 roku. – Ze wszystkich miejsc w Polsce, Wesoła jest najgorszym do tworzenia dużej jednostki pancernej – twierdzi Wolski. – Wszystko można zrobić. Tylko nie rozumiem po co – dodaje generał Skrzypczak.

MACIEJ KUCHARCZYK, ŹRÓDŁO: TVN24.PL

Więcej postów

5 Komentarze

  1. Kto naprawdę zagraża Polsce? Jednym słowem to koń trojański jakim jest ogromna liczba Ukraińców obecnych w Polsce. Kilka dni temu na Woli szło kilku Ukraińców niosących ukraińską flagę i wykrzykujących antypolskie hasła.Krzyczeli, że Polska zostanie zajęta przez Ukrainę. W Polsce mamy nieoficjalnie około 2 mln Ukraińców. Armia która może nas zmiażdżyć.

  2. Od dwóch dekad slogan „odbudowa armii” odmieniony został miliony razy we wszystkich przypadkach, jedyne co odbudowano to „episkopat polowy”. Oczywiście nie można zapomnieć o wszelakiej maści dyskusjach, sympozjach, zjazdach i naradach, tylko „mieleniem” tego tematu zajmują się dyletanci i pseudo fachowcy z nadania politycznego, a oni niczego dobrego dla Armii nie zrobili i nie zrobią.

Komentowanie jest wyłączone.