Czym skończy się polska „gra w czołgi”?

Ameryka sprzedaje broń Polsce. 500 milionów dolarów powinno wystarczyć na rakiety i wieloprowadnicowe systemy rakietowe. Waszyngton jest przekonany, że w ten sposób „wzmacnia bezpieczeństwo sojusznika z NATO”.

Departament Stanu USA, podejmując historyczną decyzję, podkreślił: wniosek wpłynął od strony polskiej. Warszawa prosiła o dostarczenie jej wysoce mobilnego artyleryjskiego wieloprowadnicowego systemu rakietowego HIMARS o wartości 250 milionów dolarów. Za pozostałe pieniądze – 16 sterowanych rakiet Unitary, dziewięć pocisków kierowanych Alternative Warhead, 61 operacyjno-taktycznych systemów rakietowych M57 – i jeszcze jakieś drobiazgi.

„Przewidywana sprzedaż przyczyni się realizacji amerykańskich celów w dziedzinie polityki zagranicznej i bezpieczeństwa narodowego, ponieważ przyczyni się do wzmocnienia bezpieczeństwa naszego sojusznika z NATO, który był i nadal jest ważną siłą dla zapewnienia stabilności politycznej i postępu gospodarczego w Europie” – uważa Pentagon.

Głównym wykonawcą dostaw broni do Polski będzie amerykańska firma Lockheed Martin. O tym już latem poinformował minister obrony Antoni Macierewicz. Według niego jest to najnowocześniejsza broń, która daje możliwość strzelania pociskami na ponad 300 kilometrów. „Żaden wróg nie może wejść do Polski” – dumnie oświadczył szef Ministerstwa Obrony.

Zaś wróg jest oczywiście znany – jest to Rosja. Polskie władze od dawna przekonują swoich sąsiadów w Europie, głównego sojusznika za oceanem, a przede wszystkim samych siebie, co do realności „rosyjskiego zagrożenia”. Pod sosem „konfrontacji rosyjskiej agresji” prowadzona jest także modernizacja armii. Prezydent Polski Andrzej Duda pod koniec października podpisał ustawę o zwiększeniu wydatków na obronę.

Zgodnie z planami liczebność polskiej armii wzrośnie – z obecnych 100 tysięcy do 150 tysięcy. Stworzono nowy oddział wojsk obrony terytorialnej z 50 tysiącami bagnetów. Wydatki na obronę wzrosną do 2,5% PKB do 2030 roku. Przypomnijmy, zgodnie z Kartą NATO kraje członkowskie Sojuszu powinny przeznaczyć co najmniej 2% swojego PKB na obronę. Spośród 28 państw członkowskich bloku ten wymóg spełniają jedynie Stany Zjednoczone, Grecja, Polska i Estonia.

Przy tym sami Polacy – i oczywiście Amerykanie – doskonale wiedzą, że nic im nie zagraża – powiedział prezes Akademii Problemów Geopolitycznych generał Leonid Iwaszow.

Polacy są dziś bardzo zależni od Amerykanów. A Amerykanie potrzebują obecności przy rosyjskich granicach i zmuszają europejskie kraje NATO do sypnięcia groszem w kwestii zakupu dodatkowych broni i rozwijania dodatkowych struktur wojskowych – powiedział generał.

Jednocześnie Polska jest suwerennym państwem i ma prawo do przezbrajania swojej armii za własne pieniądze, powiedział w wywiadzie Igor Korotczenko, redaktor naczelny magazynu „Obrona Narodowa”.

Czy to zagraża Rosji? Należy rozważyć sytuację kompleksowo. W pierwszej kolejności zagraża nam agresywna polityka NATO jako sojuszu wojskowego. Opracowywane są scenariusze prowadzenia wojny przeciwko Federacji Rosyjskiej. Dla nas stanowi zagrożenie rozmieszczenie w Polsce pozycyjnego rejonu amerykańskiej obrony przeciwrakietowej. Może być wykorzystany także do rozmieszczenia szturmowych systemów broni. W odniesieniu do niektórych przedsięwzięć w kwestii przezbrajania – jeszcze raz powtórzę, sytuację trzeba rozważyć kompleksowo. Polska jest suwerennym krajem, ma pieniądze, ma ambicje – i przezbraja się – powiedział ekspert.

Polacy decydują się na takie wydatki, aby wywrzeć presję militarną na Rosję – motywując to „rosyjskim zagrożeniem” i wydarzeniami na Ukrainie. Ogólnie rzecz biorąc, jak przekonują eksperci, jest to kwestia szczególnej sytuacji w proamerykańskiej strefie Europy, w której Polska jest amerykańskim satelitą. Moskwa zaś prędzej czy później będzie musiała odpowiednio zareagować na rozmieszczenie tego typu broni przy rosyjskich granicach – w szczególności przerzucając w ich stronę kompleksy „Iskander”.

IGOR SILECKI

Poglądy autora mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.

Więcej postów