Czy PiS oszukało Andrzeja Dudę?

Wydawało się, że w sprawie reformy sądownictwa PiS i prezydent się dogadali. Prezydencki minister Mucha i poseł Piotrowicz długimi dniami negocjowali kształt poprawek do prezydenckich ustaw o KRS i Sądzie Najwyższym, zakulisowo prezydent rozmawiał z prezesem Kaczyńskim, publicznie ogłoszono porozumienie.

Jednak wczoraj ludzie prezydenta okazali się szczerze zaskoczeni kształtem poprawek w obu ustawach, jakie przyjęła sejmowa Komisja Sprawiedliwości i Praw Człowieka. Poprawki miały w ostatniej chwili wyjść z ministerstwa sprawiedliwości. Pozwalają one m.in. na zgłaszanie kandydatów do KRS prokuratorom (co w praktyce oznacza dziś: Ziobrze), ograniczają praktycznie do zera kompetencje zgromadzenia ogólnego sędziów Sądu Najwyższego, dają wielką władzę izbie dyscyplinarnej SN, mającej stanowić „bat na sędziów”.

Ludzie prezydenta nie wiedzą jak na to reagować, a sam Andrzej Duda przebywa w Wietnamie – skąd trudno mu na bieżąco nadzorować całą sprawę.

Co się właściwie stało?

Trudno nie zadać sobie pytania: co się właściwie dzieje? Czy mamy do czynienia z nowym konfliktem na linii prezydent-sejmowa większość, czy po prostu z komunikacyjnym zamieszaniem? Czy PiS złamał wynegocjowane porozumienie i usiłuje podporządkować sobie głowę państwa metodą faktów dokonanych, czy prezydent po prostu nie poinformował swoich ludzi na co się właściwie umówił?

Nie da się wykluczyć także tej drugiej opcji. PiS wielokrotnie w swojej historii dawał przecież popisy politycznego partactwa, komunikacyjnego chaosu, braku koordynacji. Możliwe, że i tu mamy do czynienia z niepotrzebnym chaosem i nerwówką, która skończy się podpisaniem ustaw przez prezydenta.

Jeśli jednak to, co stało się w środę, nie jest po prostu komunikacyjnym nieporozumieniem, to sytuacja robi się politycznie bardzo ciekawa. Oznaczać może trzy możliwe scenariusze: „readrianizacji” prezydenta; nowej, głębszej rekonstrukcji rządu, w którym prezydent dostanie większe wpływy w zamian za przełknięcie gorzkiej pigułki poprawek do swoich ustaw; wreszcie ponownych wet i pogłębienia konfliktu na linii Nowogrodzka-Pałac Prezydencki.

Adrian powraca

Pierwszy scenariusz zakłada, że PiS wykiwał prezydenta. Umówił się z nim na kompromis w sprawie ustaw, po czym przeforsował w Sejmie swoje ich wersję, nie licząc się z prezydenckimi wątpliwościami. Sejmowa większość zakłada przy tym, że prezydent nie ma wyboru i musi nowe ustawy podpisać. Kolejne weta byłyby bowiem trudno zrozumiałe dla elektoratu prezydenta i ostatecznie poróżniłyby głowę państwa z najbardziej aktywnymi wyborcami jego dawnej partii. Taki scenariusz przewidywał dobrze znający wewnętrzne stosunki w PiS Ludwik Dorn.

Gdyby prezydent faktycznie ugiął się przed taką szarżą PiS, jego przygoda ze względnie niezależną polityczną pozycją – jaką zaczął w lipcu – skończyłaby się raz na zawsze. Podpisanie ustaw zmienionych nie do poznania przez PiS cofnęłoby prezydenta do pozycji Adriana, skompromitowało go zupełnie w oczach nie-pisowskiej opinii publicznej.

W samym PiS odebrałoby mu to także wszelkie atuty i sprowadziło do roli notariusza rządu do końca kadencji.

Czy gra naprawdę toczy się o sądy?

By wyjść z twarzą z tej sytuacji, Duda musiałby coś od PiS dostać. Być może tak naprawdę na tym polegały negocjacje na linii Nowogrodzka-Pałac Prezydencki. Nie wiemy, czy negocjowano w nich kształt ustaw o sądach, czy też to, co Duda dostanie w zamian za podpisanie ich w wersji odpowiadającej sejmowej większości.

Jarosław Kaczyński otwarcie formułował ofertę pod adresem Dudy: w zamian za kompromis w sprawie sądów, polityka zagraniczna przeszłaby pod kontrolę ośrodka prezydenckiego. Waszczykowskiego w rządzie zastąpiłby lojalny wobec prezydenta minister Krzysztof Szczerski. Duda chętnie widziałby taką zmianę, podobnie jak wymianę ministra Macierewicza na kogoś, kto bardziej szanuje prezydenckie kompetencje jako zwierzchnika sił zbrojnych.

Jeśli tak to właśnie wygląda za kulisami, to poprawki z wczoraj są tylko podbijaniem stawki w grze, która toczy się tak naprawdę nie o sądy, ale o kształt rządu i podział łupów w obozie władzy. Gdyby przed podpisaniem przez Dudę dwóch ustaw o sądach, doszło do rekonstrukcji rządu zgodnej z prezydenckimi oczekiwaniami, to sugerowałoby to, że najpewniej prezydent oddał swój pomysł na reformę sądów w zamian na wpływ na dyplomację i wojsko.

To prezydent ciągle może przewrócić stolik

Możliwy jest też jednak inny scenariusz: nie ma żadnych zakulisowych negocjacji, PiS próbuje siłowo złamać prezydenta, ale – inaczej niż w scenariuszu numer jeden – dramatycznie myli się w kalkulacjach. Prezydent nie chce znów stać się Adrianem, uznaje, że większym politycznym ryzykiem jest dla niego kapitulacja przed Prezesem – woli od tego konflikt z własną partią i ponownie wetuje obie ustawy.

Biorąc pod uwagę co jest w obu ustawach, to najlepszy scenariusz dla Polski. Dowodziłby on też, że w PiS gen autodestrukcji i politycznego partactwa jest silniejszy, niż myśleliśmy. Jeśli partia znów przegra sprawę sądów przez to, że nie jest się w stanie dogadać ze swoim prezydentem, jeśli znów zlekceważy to, że głowa państwa ma realne prawo weta i naprawdę może wywrócić stolik, to będzie to dowód na kompromitujący brak politycznej skuteczności.

Jeśli faktycznie na ostatniej prostą linię PiS w sprawie sądów dyktuje skrajne skrzydło obozu rządowego skupione przy Ziobrze, to znaczy to, że PiS jest dziś zakładnikiem swojej skrajnej frakcji i nie jest w stanie racjonalnie działać na rzecz realizacji własnych założeń i celów. Wpływy tej skrajnej frakcji sprawią także, że w sytuacji ewentualnych prezydenckich wet czeka nas w PiS prawdziwa wojna na górze, przy której to, co widzieliśmy do tej pory (obrażanie prezydenta przez Ziobrę w wywiadach, ataki na Dudę ze strony posłów) będzie dobranocką. W ten sposób, nawet przy obecnej słabości opozycji, obóz dobrej zmiany, trzymając wszystkie asy w ręce, sam może się wykończyć.

JAKUB MAJMUREK

Więcej postów