Generałowie, którym Jaruzelski zabezpieczył przyszłość, nie są godni nosić munduru – mówi minister Macierewicz. Jakie dowody ma szef MON, rzucając najpoważniejsze oskarżenie, że w polskiej armii była lub jest armia zdrajców?
– Gdy zostałem ministrem obrony narodowej, zobaczyłem w armii ludzi ze „złotego funduszu” na kluczowych stanowiskach. To niewielka grupa, ale wciąż bardzo wpływowa – mówi Antoni Macierewicz w wywiadzie dla „Gazety Polskiej”. Minister tłumaczy, że to grupa, która armii szkodzi. – Rozwala polskie wojsko, szkaluje generałów – tak słowa ministra ocenia Marcin Kierwiński z PO. Informacje o „złotym funduszu” kojarzą się opozycji z diamentową kartą linii lotniczych KLM, która była atutem tak zwanych ekspertów Antoniego Macierewicza, którzy snuli teorie o ściętych brzozach, o smoleńskim śniegu, który nie był śniegiem. Nie mieli dowodów, ale teoria spisku budowała partyjną pozycję Antoniego Macierewicza. Teraz może zbudować pozycję przed rekonstrukcją. Bo PiS mówi o „złotym funduszu” dokładnie to samo, co o smoleńskich teoriach Antoniego Macierewicza. – Jest to kwestia o kluczowym znaczeniu dla bezpieczeństwa narodowego i powinno to być w pełni wyjaśnione – mówi Jan Maria Jackowski, senator PiS.
Tajemnica, której nie ma
Informacje o tak zwanym złotym funduszu, czyli wpływowej i szkodliwej grupie oficerów Antoni Macierewicz wywodzi z rzekomych porozumień Wojciecha Jaruzelskiego z Michaiłem Gorbaczowem, które miały na pokolenia zapewnić sowiecki wpływ na armię. – Zapewne niektórzy z państwa pamiętają rozmowę między Wojciechem Jaruzelskim i Michaiłem Gorbaczowem, podczas której Jaruzelski zapewnił, że jeśli chodzi o polską armię, to on na pokolenia zabezpieczył dominację środowisk związanych ze Związkiem Sowieckim – powiedział w wywiadzie Macierewicz. Ale gdy się porzuci teorie i sięgnie do dokumentów to widać, że ten tajemniczy „złoty fundusz” to zupełnie nietajemniczy program selekcji kadrowej. Taki jak w każdej armii. – Obserwowałem rozwój oficerów armii amerykańskiej, belgijskiej, niemieckiej. Wyłania się grupy tych, którzy rokują najbardziej – mówi gen. Mieczysław Bieniek, były zastępca dowódcy strategicznego NATO.
Ścieżka kadrowa
– Fundusz Przyspieszonego Rozwoju to nie był żaden „złoty fundusz”, tylko dobrze utorowana ścieżka kadrowego rozwoju żołnierzy zawodowych, w niczym nieprzypominająca dzisiejszego ekstraordynaryjnego funduszu „Misiewicz plus” – ocenia gen. Roman Polko, były dowódca „GROM”. Program dodatkowych szkoleń i przyśpieszonej ścieżki awansu to norma w każdej armii. A oficerowie, którzy byli w programie w latach osiemdziesiątych jako kapitanowie, już jako generałowie wprowadzili Polskę do NATO. Dostawali odznaczenia, również amerykańskie, dowodzili w NATO, a teraz odeszli, bo w armii obowiązuje program pozbywania się najbardziej doświadczonych generałów – nawet sprawdzonych w walce na misjach. – To dzisiaj się awansuje w ciągu roku z podpułkownika na generała i to tak naprawdę jest „złoty fundusz” – mówi gen. bryg. pil. rez. Tomasz Drewniak, ekspert fundacji „Stratpoints” i były Inspektor Sił Powietrznych. W wywiadzie Antoni Macierewicz zapewnia, że kto nie zdradził Polski i chce budować nową armię, ma szansę na rozwój zawodowy. Minister narzeka jednak na hierarchię, więzi koleżeńskie i silny krąg „złotego funduszu”. – Antoni Macierewicz, zagrożony toporem rekonstrukcji, po prostu chwyta się brzytwy – komentuje Tomasz Siemoniak (PO), były szef MON. W wywiadzie Antoni Macierewicz jest dopytywany o to, jak to się stało, że „złoty fundusz” jest tak silny, kto go tworzy, oraz kto awansował generałów podejrzewanych o udział w nim. Na to ostatnie pytanie minister znacząco nie odpowiada. Robili to wszyscy prezydenci. Najważniejszych oficerów, z rzekomo tajemniczego „złotego funduszu” awansował także Lech Kaczyński. Minister Macierewicz 10 lat temu dowodził wojskowym kontrwywiadem i nie ostrzegał przed tym funduszem.
JAKUB SOBIENIOWSKI / ŹRÓDŁO: FAKTY TVN
Czy ktos widzi różnicę między polityką Macierewicza wobec 'starych” oficerów a polityką Stalina z lat 30? Oby nie skończyło się podobnie…