REKORDOWO drogi przetarg MON jeszcze droższy. Zamiast 30 mld możemy zapłacić ponad 70 mld

Przez ostatnie miesiące MON zapewniało Polaków, że 30 mld zł powinno wystarczyć na zakup 8 baterii systemu Patriot. Amerykanie zafundowali nam jednak zimny prysznic. Tylko dwie pierwsze baterie wycenili na 38 mld zł. Skąd ta rozbieżność? – To urodzeni negocjatorzy. Deklaracje o przyjaźni i partnerstwie nawet mogą być szczere, ale jak siada się do negocjacji, to zaczyna się inna rozmowa – mówi money.pl Marcin Niedbała z ”Nowej Techniki Wojskowej”.

Jak już pisaliśmy w money.pl, amerykański Departament Obrony w oficjalnej korespondencji przesłanej do Kongresu poinformował o swojej zgodzie na sprzedaż do Polski dwóch baterii zestawów Patriot.

Zgoda była konieczna, bo nasze MON chce od USA kupić najnowocześniejszą wersję tego znanego na świecie systemu obrony rakietowej średniego zasięgu. Oczywiście to może cieszyć polskich negocjatorów, ale w tej radosnej informacji zaszyta jest przykra niespodzianka.

Amerykanie wycenili, że zakup tylko dwóch pierwszych baterii Patriotów (16 wyrzutni, 4 radary i 4 stanowiska dowodzenia) może kosztować nawet do 10,5 mld dol. Mamy prawo czuć się nabici w butelkę? Przecież przez ostatnie miesiące minister Macierewicz zapewniał, że 30 mld zł wystarczy na całą realizację tego programu, czyli zakup 8 baterii.

Donald Trump podczas swojej wizyty w Polsce też dużo dobrego mówił o tym kontrakcie. Co zatem poszło nie tak?

– Trump nie wchodził w szczegóły. Deklarował tylko radość ze wspólnego interesu. To nasze ministerstwo obrony miało optymistyczne podejście do ostatecznych kosztów programu „Wisła” – mówi money.pl Michał Likowski, ekspert wojskowy i redaktor naczelny specjalistycznego magazynu „Raport”.

Najnowsze czyli najdroższe

Drugi z naszych rozmówców zwraca uwagę, że przy tak ambitnych wymaganiach i żądanym offsecie nie mogło być inaczej. – Choć rzeczywiście cały czas urzędnicy z MON, jak i sam minister Macierewicz powtarzali, że te 30 mld dol. to nasz górny pułap cenowy za całość kontraktu. Program ”Wisła” to jednak zupełnie unikalne postępowanie. Nie umiem sobie przypomnieć ostatnich negocjacji ws. zakupu broni, w których ktoś przedstawiłby Amerykanom takie wymagania – mówi Marcin Niedbała.

W ocenie eksperta o skali naszych oczekiwań świadczyć może szczególnie jedno polskie żądanie. – Mamy być pierwszą armią świata poza US Army, z najnowocześniejszym amerykańskim systemem dowodzenia IBCS – dodaje Niedbała.

To, jak przekonują eksperci, po prostu musi kosztować. Jak już pisaliśmy w money.pl, MON stworzył zestaw uzbrojenia, który jeszcze nie jest wykorzystywany w żadnej armii świata. W pierwszej fazie dwie baterie Raytheon dostarczyć ma z obecnie produkowanymi radarami, ale ma być on zintegrowany z systemem zarządzania walką IBCS innego amerykańskiego producenta – firmy Northrop Grumman.

Już od trzeciej baterii rakietowej systemy sprowadzane do Polski mają posiadać dookólny radar (identyfikujący cele w pełnym polu 360 stopni) oparty na technologii azotku galu. Chcemy też kupić do tego najnowocześniejsze pociski PAC-3 MSE (koszt: 5 mln dol.) – tutaj producentem jest trzecia firma – Lockheed Martin.

Chcemy coś, czego jeszcze nie ma

Dodatkowo chcemy wyposażyć nasze Patrioty w niskokosztowe pociski SkyCeptor (koszt: ok. 1 mln dol.) – współprodukowane przez Raythona i Izraelską firmę Rafael. Złożoność zamówienia, liczba kooperantów i nowoczesnych technologii stosowanych w tych systemach musiała zakończyć się takim rachunkiem od Amerykanów.

– Podana kwota jest bardzo wysoka, ponieważ nasze wymogi dotyczą systemu, który jeszcze nie istnieje. To wymaga od nas konieczność współfinansowania rozwoju prac badawczo-rozwojowych, których oszacowanie wartości jest bardzo trudne – przekonuje Likowski.

Jego zdaniem trudno jest obronić tezę, że program ”Wisła” miałby kosztować jedynie 30 mld zł. Zatem ile rzeczywiście będzie nas to kosztowało? Obecnie trudno jeszcze powiedzieć. Szczególnie, że nie wiemy jeszcze, jak wiele uda się naszym negocjatorom ugrać z ceny przedstawionej przez Departament Obrony USA.

– Można jedynie przyjąć, że ostatecznie wynegocjowana cena za pierwszy etap (2 baterie), równa będzie tej za zakup kolejnych 6 baterii. Wszystko dlatego, że w pierwszym etapie kupimy też zdolności wykorzystywane w kolejnych bateriach, a także zapłacimy za koszty współpracy przemysłowej – mówi Michał Likowski.

W najgorszym więc razie zapłacić możemy około 76 mld zł. Jeżeli jednak naszym negocjatorom uda się zejść do 30 mld zł w pierwszym etapie, za całość zapłacić możemy 60 mld zł. Jeżeli jednak zrezygnujemy z większej liczby offsetowych oczekiwań, cena może być jeszcze niższa i może uda się zatrzymać np. na 50 mld zł. Nie byłby to pierwszy raz, kiedy taka suma pojawia się w tym kontekście.

Znikające 50 mld zł

Jeszcze w lutym br., kiedy pisaliśmy o tym rekordowym dla polskiej armii przetargu, pojawiała się kwota wspomnianych 50 mld zł. Tak wartość tego programu oceniał wtedy przed Sejmową Komisją Obrony Bartosz Kownacki, mówiąc, że całość może zamknąć się w przedziale 30-50 mld zł.

Później jednak ten szacunek kosztów zniknął z debaty. Nieoficjalnie wśród dobrze poinformowanych źródeł w polskiej zbrojeniówce mówi się, że z tych 50 mld zł w MON zdają sobie sprawę. Łatwiej jednak oswajać opinię publiczną z mniejszymi kosztami za zakup broni.

Jakie są jeszcze inne możliwe scenariusze ws. Patriotów? – W pierwszym możemy bardzo mocno ograniczyć nasze wymogi i oczekiwania. Przede wszystkim może to dotyczyć wymagań offsetowych. Warto jednak pamiętać, że im mniej teraz zainwestujemy w polski przemysł, tym mniej będziemy potem na tym zarabiać – mówi Likowski.

Jak podkreśla, na tym etapie trudno jest to wszystko dokładnie policzyć, bo nie wiemy, na ile Amerykanie wyceniają każdą z technologii, którą mogliby nam udostępnić. Możemy tylko poruszać się w sferze domysłów.

W drugim z możliwych scenariuszy, szkicowanych przez eksperta, całe postępowanie musielibyśmy zacząć od początku. O ile oczywiście uznamy, że ostateczna cena już po negocjacjach będzie ciągle zbyt duża. Wtedy cały proces będzie musiał być powtórzony i wrócimy do oferentów sprzed wyboru Raytheona. Oznacza to kolejne lata oczekiwania na rozstrzygnięcia.

Podpisu w tym roku nie będzie?

– Jest jeszcze jedna możliwość. Można na razie odłożyć negocjacje w sprawie systemu średniego zasięgu i skupić się na programie zakupu systemów bliskiego zasięgu, w ramach programu „Narew”. Należy bowiem pamiętać, że tu też konieczna jest modernizacja i wymiana starzejących się systemów sowieckich – mówi Michał Likowski.

Jak dodaje, wszystko teraz w rękach MON. To resort musi ostatecznie zdecydować, czy obecna oferta Amerykanów jest najlepszą z możliwych. Jego zdaniem żadnego ze scenariuszy nie powinno się jednak wykluczać. No być może poza jednym, który ciągle powtarzany jest przez MON.

– Podpisanie umowy do końca roku jest moim zdaniem nierealne. Przed obiema stronami bardzo duża liczba obszarów do negocjacji. Trudno przypuszczać, by Polska „z marszu” przystała na zbyt wysokie koszty, a Stany Zjednoczone na ryzyko poniesienia nieplanowanych wydatków związanych np. z wydłużeniem i skomplikowaniem procesu wdrożenia nowych technologii, w przypadku znacznego obniżenia cen – konkluduje Likowski.

To była dopiero przygrywka do negocjacji

Zdaniem eksperta uzgodnienie stanowisk zajmie minimum kilka miesięcy. Dlatego takie szybkie podpisanie umowy przyjąłby jako ogromne zaskoczenie. Potwierdza to również Marcin Niedbała.

– Wszystkie wcześniejsze negocjacje, to było tylko przygotowanie do tego ostatecznego i najtrudniejszego etapu, a zajęło nam to przecież ponad dwa lata – mówi ekspert.

Dopiero teraz analizować amerykańskie propozycje, które powinny nam zostać przedstawione w nadchodzących tygodniach w ofercie zawartej w LoA (Letter of Offer and Acceptance). LoA jest kolejnym etapem negocjacji przy zakupach uzbrojenia, w których dostawca już szczegółowo przedstawia swoją ofertę.

W przypadku tego etapu postępowania uwzględniającego kupno dwóch pierwszych baterii podpisanie umowy możliwe jest dopiero za kilka miesięcy. – Wydaje się, że luty jest najwcześniejszym możliwym terminem. Z drugiej strony pośpiech w tym decydującym momencie nie jest wskazany, jeśli polscy negocjatorzy mają coś wskórać – wyjaśnia Niedbała.

O ostateczne koszty i ewentualny termin podpisania umowy zapytaliśmy też MON. Zamiast odpowiedzi otrzymaliśmy tylko komunikat, w którym m.in. resort udowadnia, że potrafi negocjować.

”Ministerstwo Obrony Narodowej posiada należyte doświadczenie w realizacji tego typu zamówień, czego przykładem mogą być procedury zakupu pocisków rakietowych JASSM oraz JASSM-ER. Ówczesna notyfikacja (dokument Departamentu Obrony red.) opiewała na kwotę 500 mln USD, natomiast w wyniku prowadzonych przez przedstawicieli MON uzgodnień ostateczna kwota umowy była blisko 48% niższa”.

W wersji „rumuńskiej” 30 mld zł by wystarczyło

W gorącej dyskusji o zakręcie na drodze do Patriotów pojawia się przypuszczenie, że Amerykanie nie traktują nas uczciwie. Dowodem ma tu być planowany zakup przez Rumunów. Bukareszt za 3,5 baterii zapłacić ma równowartość ok. 14 mld zł. My za dwie dostaliśmy wstępny rachunek na 38 mld zł. Jak się jednak okazuje, wiele zależy tu od konfiguracji.

– Rumuni kupują 3,5 baterii, ale mniej od nas pocisków rakietowych. Nie wymagają również offsetu. To wszystko wpływa na cenę. Jednak najbardziej istotny jest tu fakt, że kupują coś, co jest już w bieżącej produkcji, nie chcą żadnych nowych elementów – wyjaśnia Michał Likowski.

Dlatego właśnie, jak wyjaśnia ekspert, Rumuni zapłacą relatywnie mniej. Gdybyśmy poszli ich śladem, budżet „Wisły” mógłby prawdopodobnie być równy lub nawet mniejszy niż 30 mld zł. Jednak nie otrzymalibyśmy tych zdolności, których żąda wojsko.

– Trzeba jednak pamiętać, że Rumuni znajdują się na drugorzędnym kierunku ewentualnych działań, my zaś potencjalnie na głównym – konkluduje Likowski.

KRZYSZTOF JANOŚ, MONEY.PL

Więcej postów