Obecna wiceprezes PZU, do niedawna pełniąca obowiązki szefowej kancelarii Andrzeja Dudy. Małgorzata Sadurska znalazła się w ogniu krytyki opozycji po medialnych doniesieniach, że za czas, w którym miała nie pobierać w PZU pensji, państwowa spółka wypłaciła jej sowite wyrównanie. Materiał z magazynu „Polska i Świat”.
W czerwcu Małgorzata Sadurska dość niespodziewanie opuściła prezydencką kancelarię, by zająć stanowisko wiceprezes państwowego giganta ubezpieczeniowego. Po fali krytyki, która na nią wówczas spadła, poprzez rzecznika PZU poinformowała, że „zrezygnowała z pobierania wynagrodzenia do czasu wprowadzenia w spółce zasad tak zwanej nowej ustawy kominowej”.
Nowe przepisy weszły w życie, wiceprezes Sadurska pensję już otrzymuje. Ale za czas przepracowany rzekomo za darmo – jak utrzymuje dziennik „Fakt” – miała otrzymać sowite wyrównanie, czego PZU nie potwierdza, ale i nie zaprzecza.
Spółka podaje jedynie, że informacji na ten temat udzieli dopiero w raporcie rocznym, i nie są przewidziane wyjątki od tej reguły.
Tymczasem według „Faktu”, wyrównanie przyznane byłej szefowej Kancelarii Prezydenta za okres pracy wykonywanej – jak deklarowała – bez wynagrodzenia – to 100 tysięcy złotych.
„Misiewicze – pisiewicze”
– PiS myśli o całej Polsce jako o swoim folwarku, gdzie może wszystko zmieniać – tak medialne doniesienia skomentowała Katarzyna Lubnauer z Nowoczesnej.
– To jest taki kolejny żywy przykład „misiewiczów”, „pisiewiczów” w spółkach skarbu państwa – skomentował Arkadiusz Myrcha z PO.
Opozycja podkreśla, że Sadurska to zaufany człowiek prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego i jest mocno związana ze środowiskiem Tadeusza Rydzyka. Przypominają również, że PiS szło do wyborów z hasłami walki z kolesiostwem.
„Gdyby to był milion, dwa”
Sama Sadurska jeszcze cztery lata temu – jako posłanka PiS – z mównicy sejmowej tymi słowami wytykała Platformie tak zwaną „listę wstydu”: „428 członków Platformy Obywatelskiej, ich krewnych i znajomych pracuje w spółkach i instytucjach państwowych”.
100 tysięcy rzekomo wypłacone Sadurskiej nie robi jednak wrażenia na nikim w PiS. – Gdyby to był milion, dwa, to pewnie by było skandaliczne – mówił Wojciech Skurkiewicz (PiS).
– Stosowne wyrównanie ze te przepracowane miesiące, tak, jak każdemu pracownikowi, który pracuje w jakiejkolwiek firmie, się należą – dodał.
Nowe przepisy zakładają, że członek zarządu PZU może zarobić ponad 60 tysięcy miesięcznie pensji stałej i niemal drugie tyle części zmiennej, ale pensji byłej minister spółka nie ujawnia.
TVN24.PL