Kilka dni temu „Dodatek Pomorski” «Gazety Polskiej Codziennie» opisał niezwykły obrazek, jaki można było ujrzeć w porcie gdańskim. Rozmowa korespondenta radia z politologiem i niezależnym publicystą Konradem Rękasem.
— Ogromny okręt przywiózł ponad tysiąc pojazdów bojowych armii USA, w tym czołgi M1 Abrams, bojowe wozy piechoty Bradley, samobieżne haubice, ciężarówki, samochody terenowe itd. Tak ogromnej dostawy sprzętu wojskowego do Polski jeszcze nie było nigdy. I to wszystko dlatego, że w poniedziałek nastąpi oficjalny start ćwiczeń na polskim terytorium pod kryptonimem „Dragon-17″. Jak szef MON Antoni Macierewicz przyznał, „po raz pierwszy będą one mieć bardzo agresywny charakter.” Dlaczego właśnie teraz?
— Wyjaśnia się powoli w ten sposób, skąd brała się w mediach w Polsce tak daleko posunięta histeria związana z manewrami „Zapad 2017″ na Białorusi. Otóż, po prostu jak to zwykle bywa w stylu typowym dla zachodniej propagandy, zwłaszcza dla propagandy Paktu Północnoatlantyckiego trzeba było uzasadnić własne działania agresywne, strasząc rzekomą agresją państw trzecich. To jest stara strategia natowska, która Polakom powinna nieodparcie nasuwać skojarzenie z takimi samymi działaniami III Rzeszy przed II wojną światową.
Czy trzeba przypominać, że Niemcy hitlerowskie dla wszystkich swoich agresywnych działań zawsze próbowały znaleźć uzasadnienie w tym, że przecież tylko się bronią. W końcu sama II wojna światowa miała się rozpocząć od rzekomego polskiego napadu na radiostację w niemieckich wtedy Gliwicach. NATO postępuje dokładnie według tego samego, sprawdzonego Goebelsowskiego wzorca. Jakiekolwiek kolejne agresywne działanie natowskie jest poprzedzane „podgatowką” propagandową tłumaczącą, jak to biedne NATO i jego członkowie muszą się bronić przed agresywnymi zamiarami innych państw.
Chociaż manewry „Dragon” są większe niż niedawno zakończony „Zapad” — który może ktoś zauważył, nie skończył się inwazją rosyjską na Polskę czy na Litwę mimo, że wieszczono to już na okładkach niektórych tygodników w Polsce — i „Zapadowi” stawiano wszystkie możliwe zarzuty i traktowano go prawie jako wypowiedzenie wojny, to fakt, że ściąga się na terytorium Polski kilka tysięcy wojsk obcych i ogromne ilości sprzętu wojskowego, już, oczywiście, w oczach tych samych dziennikarzy, tych samych usłużnych analityków nie jest żadnym aktem agresji.
Oczywiście musi to śmieszyć, z jednej strony, a z drugiej niepokoić. To tak jakby obecne władze polskie namalowały sobie i całemu narodowi polskiemu na plecach tarczę strzelniczą i powiedziały: „Strzelajcie, jesteśmy gotowi pięknie zginąć”.
— Spekulacji wokół ćwiczeń „Zapad 2017″ było sporo. Głównie, że to zagrożenie dla sąsiadów. Litwini złożyli nawet zażalenie do ONZ. Ale wszystkie przestrogi minęły się z rzeczywistością! Okazało się, że zagrożeniem dla sąsiadów ze Wschodu jest właśnie „Dragon2017″. Macierewicz przyznał, że w ćwiczeniach weźmie udział 120 tysięcy żołnierzy, a nie 17 tysięcy, jak to wcześniej zapowiedział. Przy czym część tych żołnierzy zostanie w Polsce, co zmieni układ sił na wschodniej flance NATO. Jest to wyzwanie pod adresem Rosji. Więc, jak mogą zareagować ci, przeciw którym te ćwiczenia są prowadzone?
— Mamy do czynienia cały czas z potęgowaniem atmosfery wojennej na całej wschodniej granicy Paktu Północnoatlantyckiego i zachodniej granicy Rosji i Białorusi. Te ogromne masy wojska, przybywające do Polski, to w jakimś sensie element nieustającej propagandy wojennej. Propagandy, która bardzo łatwo może zamienić się w rzeczywistość, rzeczywistość potencjalnie tragiczną dla Polski. Mamy do czynienia z pokryciem faktu, że sama armia polska nie jest odpowiednio wyposażona.
Ostatnie ćwierć wieku zostało w dużej mierze zmarnowane na kolejne eksperymenty w dziedzinie dowodzenia i wypełnianie magazynów Wojska Polskiego demobilem zachodnim między innymi niemieckim i amerykańskim. Niekiedy, oczywiście, przydatnym podczas prowadzenia kolonialnych misji na rozkaz Amerykanów, ale kompletnie bezwartościowym z punktu widzenia polskiej pozycji strategicznej. Sam minister Macierewicz mówi o kontynuowaniu tej polityki.
Miliardy złotych mają pochłonąć zakupy nowych okrętów wojennych dla polskiej marynarki wojennej, która jakiejś wielkiej akcji konwojowej, zdaje się, prowadzić nie ma, po co. Wystarczy przypomnieć, że takie doświadczenie kupowania sprzętu na wyrost i bez związku z geopolitycznym położeniem Polski miało już miejsce przed II wojną światową, kiedy podobnie wykorzystywano Polskę na Zachodzie. Polska przed wojną kupowała okręty wojenne od Brytyjczyków, które miały tylko jedno zadanie — kiedy wojna wybuchła, jak najszybciej uciec do portów brytyjskich i tam wykonywać rozkazy Royal Navy. I zdaje się, że z częścią sprzętu, który się znajdzie w Polsce, będzie tak samo.
Gdyby faktycznie doszło do konfliktu zbrojnego na terytorium Polski, większa część tego sprzętu ma zostać jak najszybciej zabrana z powrotem przez tzw. natowskich sojuszników. A więc zapłacimy podwójnie — najpierw w żywej gotówce za sprowadzenie ich do Polski, a potem życiem polskich żołnierzy, którzy musieliby walczyć pozbawieni wsparcia, jak to w historii już bywało. Takie są skutki polityki, także polityki zbrojeniowej ministra Macierewicza i ministra Kownackiego.
Wracając do sytuacji geopolitycznej, to należy podkreślić, że tak ogromne ruchy wojskowe nie są jedyne. Pamiętajmy, że tylko w samym wrześniu i w ciągu najbliższych tygodni a także miesięcy NATO prowadzi i przeprowadzi całą serię ćwiczeń wojskowych — nie tylko w Polsce, ale i na Morzu Śródziemnym, na Łotwie, w Niemczech, Słowenii, Rumunii, Bułgarii, na dalekim pograniczu NATO. Wszędzie tam, gdzie może, to i prowokuje de facto reakcję strony rosyjskiej. Musimy pamiętać, że szczególnie napięta sytuacja jest w krajach nadbałtyckich, gdzie stacjonują wojska NATO, przede wszystkim brytyjskie.
Cały czas mamy do czynienia z wielkim realnym zagrożeniem. Obecność żołnierzy NATO wszędzie może łatwo posłużyć jako pretekst do przejścia z etapu wojny zimnej w wojnę gorącą. Niech spadnie jeden samolot. Niech pijani żołnierze amerykańscy czy brytyjscy sami między sobą zaczną strzelać, albo niech którykolwiek z Amerykanów znowu wjedzie ciężarówką w barierki i latarnię i zostanie to ogłoszone zamachem terrorystycznym czy aktem agresji.
Dla „jastrzębi wojennych” będzie to aż nadto wygodny pretekst, by eskalować konflikt do niewyobrażalnych rozmiarów. Pamiętajmy, że Stany Zjednoczone od stu kilkudziesięciu lat wszystkie wojny imperialne zaczynają od jakiegoś przypadkowego zatopienia własnego statku, jakiegoś bombardowania, którego nikt nie mógł przewidzieć, chociaż wszyscy na nie czekali. Amerykanie napadając na innych, zawsze udają, że zostali sprowokowani.
— Hipotetyczny scenariusz ćwiczeń zakłada roszczenia Rosji i Białorusi do dostępu do surowców energetycznych, próbę destabilizacji politycznej, dezorganizacji funkcjonowania organów administracji państwowej, czy też opanowanie spornego terytorium. Jeśli ująć to w skrócie to: „Ruscy już u progu!”. Komu służy ten hipotetyczny krajobraz?
— Scenariusze ćwiczeń w tym roku są wyjątkowo zabawne. Szczególnie ten fragment o surowcach energetycznych. Oczywiście, jak wiadomo Rosja jest całkowicie pozbawiona surowców energetycznych i będzie ich szukała pod Suwałkami… (śmiech). No, niestety problem polega na tym, że rzeczywiście są ludzie w Polsce, którzy po ostatnich kilku latach ogłupiania, są w stanie w coś takiego uwierzyć. Są jeszcze, co prawda, w mniejszości, ale mimo wszystko to dowodzi, jak nisko rządzący Polską cenią inteligencję własnego narodu, kiedy myślą, że tak prymitywnymi pomysłami da się ludzi oszukać.
Oczywiście, jest to też problem rusofobów, którzy cały czas strasząc rosyjską agresją na Polskę, zawsze stoją przed tym samym problemem — z koniecznością wyjaśnienia, po co u licha miałaby Rosja na Polskę napadać, co chciałaby w ten sposób uzyskać. Nikt przy zdrowych zmysłach nie jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie.
Nasuwa się tylko jeden możliwy wniosek. Taki konflikt, zakładający agresję ze strony Rosji, po prostu nie jest możliwy, ponieważ Rosja nie ma żadnych spornych interesów z Polską. Nie ma żadnych powodów, aby wobec Polski postępować agresywnie.
Również Polska nie powinna tego robić. Niestety, nie w polskim interesie jest to polskimi rękami czynione. Tak wymyślone scenariusze pokazują skalę alienacji i skalę wyobcowania obozu rządzącego w Polsce. Ja jestem przekonany, że przynajmniej część polityków PiS-u szczerze wierzy w te bzdury, które opowiada.
Skomentować to można tylko w ten sposób: po cóż miano by jeszcze bardziej destabilizować sytuację polityczną w Polsce, skoro ona już jest niestabilna i staraniami prezesa Kaczyńskiego coraz bardziej pogrąża się w kryzys. Czyżby on sam był przebranym w czarny garnitur zielonym ludzikiem Putina? Po co miano by jeszcze dodatkowo paraliżować urzędy państwowe w Polsce, skoro państwo polskie samo z siebie jest sparaliżowane, niewydolne, bardzo nieskuteczne wobec własnych obywateli. Może Ruscy nie są u bram? Może ruskie zielone ludziki to tak naprawdę Prawo i Sprawiedliwość, które w tylko sobie znany sposób w interesie Putina paraliżuje Polskę do ostateczności?
— Według amerykańskiego analityka Philipa Petersena „manewry „Dragon-17″ posłużą przećwiczeniu inwazji. Choć konflikt jest mało prawdopodobny, ćwiczenia te trzeba traktować poważnie”. Chyba tak to też potraktują w sztabach w Moskwie i Mińsku. I co wtedy dalej?
— Dworując sobie nieco i żartując z całej otoczki wokół „Dragon-17″ musimy przyznać, że rzeczywiście skoncentrowanie w jednym miejscu takich mas wojska i sprzętu takie zabawne nie jest. I chociaż wojska natowskie stanowią największe zagrożenie same dla siebie, ponieważ można sobie wyobrazić, co jeszcze mogą zrobić amerykańscy kierowcy wojskowi, gdy ich będzie jeszcze więcej na polskich drogach i zaczną się przemieszczać. Najlepiej byłoby w ogóle nie pojawiać się na drogach. Ale mówiąc poważnie, żadne odpowiedzialne przywództwo państwowe takiej ilości wojska u swoich granic nie może pozostawić bez obserwacji i bez reakcji.
NATO jest Paktem agresywnym, o czym już mówiliśmy i pisaliśmy. Zajmującym się w zasadzie wyłącznie napadaniem. Jeszcze nikogo przed niczym nie obroniło. Ćwiczenie strategii jawnie ofensywnych i wprost wymierzonych w naszych bezpośrednich sąsiadów, Białoruś i Rosję, może tylko doprowadzić do spotęgowania konfliktu, zaostrzenia trwającej obecnie zimnej wojny. Racjonalniej niż Polska zarządzane kraje środkowoeuropejskie doskonale wiedzą, że interesem całej tej części Europy i w ogóle państw europejskich jest jak najszybsze zakończenie konfliktu Wschód-Zachód. Podczas ostatniej wizyty w Warszawie mówił o tym premier Bułgarii.
Konieczne jest jak najszybsze zniesienie sankcji. Konieczne jest odprężenie we wzajemnych stosunkach i realny reset, który byłby potężnym oddechem dla gospodarek Środkowej Europy, a przede wszystkim dla gospodarki Polski, która na wojnie ekonomicznej z Rosją cierpi bardzo dotkliwie. Zamiast tego, zamiast uspokoić wojnę ekonomiczno-polityczną niebezpieczni marzyciele u sterów władzy marzą o wojnie prawdziwej. Umówmy się, hołubione przez ministra Macierewicza Wojska Obrony Terytorialnej, skądinąd będące niegłupim pomysłem, które do tej pory przeszły mnie więcej sześć do dwunastu dni szkolenia każda z tych jednostek, nie są zdolne do stawienia skutecznego oporu specnazowi.
Przy okazji każdych kolejnych manewrów czytamy dywagacje, ile by trwała potencjalna obrona. Gdyby rzeczywiście doszło do konfliktu zbrojnego w obecnym stanie rzeczy, Polska broniłaby się Anno Domini 2017 krócej niż we wrześniu 1939 roku przed Niemcami, naszym pożal się Boże dzisiejszym sojusznikiem. Tak samo jak w 1939 roku nie doczekamy się żadnej efektywnej pomocy z Zachodu. My jesteśmy tylko lontem, który ma rozpalić światowy konflikt. Nikt specjalnie nie będzie się oglądać na ofiary, które musielibyśmy ponieść.
Pamiętajmy, jeśliby rzeczywiście doszło do konfliktu gorącego, do realnego konfliktu zbrojnego czy ze stroną białoruską, czy rosyjską, jego główną ofiarą padnie Polska. Dlatego w interesie Polski jest zrobić wszystko, by do tego konfliktu nie doszło. To z Polski powinno wyjść odprężenie w stosunkach Wschód Zachód, a nie iskra wojenna!