– Ludzie biegają w popłochu, nie wiadomo w jakim kierunku, ale są też tacy, którzy spokojnie siedzą w restauracjach, być może nieświadomi tego, co się dzieje – mówił pan Dawid, który jest w Barcelonie, niedaleko miejsca, gdzie furgonetka wjechała w ludzi. Rozpędzona furgonetka wjechała w ludzi na Placu Katalońskim w centrum Barcelony – poinformowały lokalne służby bezpieczeństwa. Cytowana przez agencję AFP policja potwierdziła, że był to zamach terrorystyczny. Wiadomo, że są zabici i ranni. Na antenie TVN24 i TVN24 BiS trwa wydanie specjalne.
„Zaczęło się robić groźnie”
– W momencie, kiedy się coś wydarzyło, ludzie zaczęli uciekać – opisywała zdarzenia pani Bożena, pracownica restauracji znajdującej się obok Placu Katalońskiego. – Ci, którzy weszli do naszej restauracji, mówili, że uciekali przed kimś, kto strzelał – dodała. – Później dostaliśmy informację, że samochód wjechał w tłum ludzi – stwierdziła kobieta. Opisała, że „w jednej chwili pojawiła się policja, śmigłowce i zaczęło się robić groźnie”. Poinformowała, że w tej chwili w mieście odbywa się jeden z większych festiwali. – Tłum ludzi przyjechał tutaj też właśnie zobaczyć tę fiestę, bo to wydarzenie, które obejmuje dużą część miasta – powiedziała pani Bożena. – Miałam 15 minut temu wyjść z pracy i kierować się do Placu Katalońskiego, dzięki Bogu akurat praca mnie zatrzymała – wspomniała kobieta. – Zamknęliśmy całkowicie restaurację, mamy zamknięte drzwi i goście, którzy są w środku, czują się bezpieczni – dodała.
„Ludzie biegają w popłochu”
Na miejscu jest również inny Polak, Dawid, który w momencie, kiedy furgonetka wjechała w tłum, znajdował się kilkaset metrów od miejsca zdarzenia. – Jest cała masa policji, każde skrzyżowanie jest zabezpieczone, nad głowami latają nam policyjne śmigłowce – powiedział. – Ludzie biegają w popłochu, nie wiadomo w jakim kierunku, ale są też tacy ludzie, którzy spokojnie siedzą w restauracjach, być może nieświadomi tego, co się dzieje. Choć ciężko mówić o nieświadomości, kiedy na każdym rogu jest policja, kiedy widać przerażenie – opisywał to, co dzieje się w Barcelonie. Przyznał, że o incydencie przeczytał w internecie, bo ta część miasta jest odgrodzona. – Z tej części, w której ja się znajduję, nie można zmierzać w kierunku Las Ramblas – poinformował.
TVN24.PL