– Na początku zapowiedzi i diagnozy ministra były dobre. Konieczność zreformowania systemu dowodzenia, zakupy obrony powietrznej, śmigłowców – to było potrzebne. Ale na zapowiedziach się kończyło – mówi w rozmowie z Faktem gen. Roman Polko, były dowódca jednostki GROM.
Fakt: PiS rządzi od 2 lat. Szef MON chwali się, że dźwignął armię po latach zaniedbań. Czy istnieje spójny plan modernizacji armii?
Gen. Roman Polko: Na początku zapowiedzi i diagnozy ministra były dobre. Konieczność zreformowania systemu dowodzenia, zakupy obrony powietrznej, śmigłowców – to było potrzebne. Ale na zapowiedziach się kończyło.
Tegoroczna defilada była uboga w nowości. W zasadzie tylko moździerze samobieżne Rak.
– Trudno mówić o postępie, jeśli to, co się pojawia, bazuje na projektach poprzedniej ekipy. Nowinek nie widać. Nowoczesne leopardy przekazano do Warszawy – chyba po to, żeby miały bliżej na paradę. A stare, opóźnione technologicznie czołgi trafiły do Żagania. Marynarka wojenna, jak pływała na 50-letnich okrętach podwodnych, tak pływa…
Co ocenia pan jako najpotrzebniejszy zakup? Śmigłowce? Obrona przeciwlotnicza? Cyberbezpieczeństwo?
– Wszystko to po kolei! Konieczny jest zakup obrony przeciwlotniczej, bo jesteśmy z tym lesie. Tym, co mamy, nie potrafilibyśmy nawet obronić Warszawy. Śmigłowce? Nie mamy maszyn ani do akcji przeciwterrorystycznych, ani do ochrony wybrzeża. Cyberprzestrzeń – minister Macierewicz nie dostrzega, że to obszar do współdziałania, także z Ministerstwem Cyfryzacji. Buduje armię rodem z Układu Warszawskiego, gdzie miano butami zadeptać przeciwnika.
Inwestuje się w obronę terytorialną.
– Jestem dobrego zdania o wojskach OT. Żołnierzom WOT daje się poczucie dumy, dobry sprzęt, którego zazdroszczą im wojska regularne, oraz świetnego dowódcę – gen. Kukułę.
Jest jeszcze coś, za co można pochwalić obecnego szefa MON?
– Na plus trzeba też zaliczyć powstrzymanie fali odejść szeregowych zawodowych z doświadczeniem w Afganistanie i Iraku oraz stworzenie im szans na awans.
A zganić?
– Dzielenie armii i zwalnianie oficerów z największym doświadczeniem to minus największy i niewybaczalny. Minusem jest dyplomacja: uczenie Francuzów jeść widelcem, kwestia mistrali za dolara… To jest obrażanie naszych partnerów europejskich! Od samych Amerykanów słyszę, że relacje europejskie są nam potrzebne. No i po trzecie: brak pomysłu ministra na siły zbrojne. Jego styl zarządzania armią to jednoosobowe gabinetowe rządzenie z podpowiedziami różnej maści „Misiewiczów”. A każdy, kto ma inne zdanie, słyszy, że jest rosyjskim szpiegiem albo totalną opozycją.
FAKT.PL