To nie jest normalny człowiek, a zwyrodnialec. Maltretował malutką Lenkę, bo tak się odstresowywał i czerpał perwersyjną przyjemność widząc ból i strach w oczach dziecka. Podczas ostatniej sesji zadawania cierpienia miał mu przeszkodzić płacz półrocznego braciszka dziewczynki. Mężczyzna wyjął niemowlę z łóżeczka i upuścił na podłogę. Chłopczyk z połamaną czaszką i żebrami trafił do szpitala, ale nie udało się go uratować. We wtorek rano podejrzany o zabójstwo i sadyzm Grzegorz B. (40 l.) został doprowadzony do sądu w Rzeszowie, gdzie trwa rozpatrywanie wniosku o jego aresztowanie.
Grzegorz B. był bardzo dobrym kolegą ojca maltretowanych dzieci. Obaj pochodzą z tej samej miejscowości pod Rzeszowem. Z czasem 40-latek bardziej zaprzyjaźnił się jednak z jego 23-letnią żoną Kariną B. Jego wizyty u niej stały się jeszcze częstsze, kiedy miesiąc temu mąż kobiety się wyprowadził.
Zdaniem śledczych „wujek” najbardziej pragnął kontaktu zwłaszcza z córeczką małżeństwa. Szukał tylko okazji, aby zostać z nią sam na sam w domu. Gnębił ją, szarpał, przyduszał, możliwe, że także przypalał papierosem, ale temu zaprzecza i twierdzi, że dziecko samo mogło się poparzyć. Bliznę po takim oparzeniu dziewczynka ma na pośladku. Sprawiało mu chorą satysfakcję, kiedy mała Lenka panicznie się go bała. Zadziwiające, że matka dzieci nic nie zauważyła. – Ja u swojego dziecka widzę nawet krostkę po ugryzieniu komara. Nie potrafię tego zrozumieć – mówi zbulwersowana sąsiadka z bloku przy ul. Widokowej.
W miniony piątek mężczyzna wyprawił matkę dzieci Karinę B. do sklepu i odbiór przesyłki. Chciał mieć więcej czasu, aby pastwić się nad Lenką. Wtedy zapłakał w łóżeczku jej braciszek Maksymilian. Mężczyzna wyjął go i upuścił na podłogę. Twierdzi, że był to wypadek, bo w tym czasie chciał odebrać telefon od matki maleństwa. Kiedy Karina wróciła, Grzegorz natychmiast wyszedł, a wkrótce kobieta zobaczyła sinego synka, który nie oddycha i wezwała karetkę. Malec trafił do szpitala w stanie krytycznym. Miał złamaną czaszkę, żebra, krwiaka mózgu, ale tomograf wykrył też inne krwiaki, które mogły powstać wcześniej. Maluszek w sobotę zmarł.
Na początku zarzut zabójstwa postawiono matce, ale po kilku godzinach Grzegorz B. pękł i przyznał się do maltretowania Lenki i przyczynienie się do śmierci małego Maksia. We wtorek rano mężczyzna został doprowadzony przed sąd, który zadecyduje, czy umieścić go w areszcie.
FAKT.PL
zabic ta kurwe to za malo, powiesic go do gory nogami na rynku, niech pol miast go bije kijami, az zdechnie, i sypac sola, i karmic, zeby mial sile dlugo umierac