Gen. Polko o nowej formacji wojskowej: Gdyż kopali tylko rowy, to były wojska „łopata, ziemia, powietrze”

Myślę, że kierunek jest jeden: pięć rodzajów wojsk z obroną terytorialną, która powstanie i kolegium sztabów połączonych, czyli to ramię jakim jest sztab główny czy generalny. I w zasadzie to w praktyce wystarczy —mówi gen. Roman Polko,były dowódca jednostki specjalnej GROM.

PIOTR CZARTORYSKI-SZILER: 57 oficerów odebrało w Warszawie nominacje na wysokie stanowiska służbowe. Zmiany personalne w armii są ważnym elementem zapowiedzianej reformy w wojsku?

Gen. Roman Polko: Jest to kadrowa decyzja ministra. To on dobiera ludzi, którzy przede wszystkim nie będą kontestować jego decyzji i zapewnią mu możliwość realizacji tych przedsięwzięć. Ten ruch kadrowy to tak naprawdę pierwszy krok. Ocenić czy te zmiany kadrowe były dobre będziemy mogli jednak po pierwszej kadencji ich działalności, bo przed tymi ludźmi stoi naprawdę mnóstwo wyzwań.

Jakich?

Pierwszym najważniejszym wyzwaniem jest reforma systemu dowodzenia, który się sypie. To kluczowa sprawa, bo zostało to dosyć mocno zakotwiczone przez ministra Siemoniaka ustawą. To trzeba zmienić. Ten system musi być uproszczony, po drugie musi być czytelna odpowiedzialność – kto za co odpowiada, adekwatna do ilości żołnierzy. Po co trzymać takie skomplikowane struktury dowodzenia wieloczłonowo rozbudowane, skoro dysponujemy armią 100-tysięczną, a w perspektywie wraz z obroną terytorialną będziemy mieć 150 tys. żołnierzy.

To optymalna dla nas liczba?

To jest liczba, którą bardzo często wymieniał śp. prezydent Lech Kaczyński, nawet wtedy, kiedy w Kielcach ogłaszał decyzję o uzawodowieniu armii i jej profesjonalizacji. Mówił wówczas, że armia ma być zawodowa. Komponent zawodowy miałby liczyć ok. 100 tys, zaś obrona terytorialna ok. 50 tys żołnierzy. Ważne, żeby to nie było myślenie „w kategorii tych butów, które mają zadeptać przeciwnika”, tylko żeby to była armia nowoczesna, dobrze wyposażona i odpowiadająca na te wyzwania, które przynosi obecna epoka. Wiąże się to z utechnicznieniem i robotyzacją pola walki. Krótko mówiąc, żeby to nie były wojska „łopata, ziemia, powietrze” jak kiedyś mówiono o obronie terytorialnej, gdyż kopali tylko rowy i w zasadzie tylko do tego sprowadzała się ich działalność. Tylko 150 tys. dobrze wyposażonej armii, dobrze wyszkolonej i przede wszystkim takiej, która nie jest armią feudalną, jak to było w minionej epoce, gdzie służba wojskowa była obowiązkowa.

Zapowiedziane przez ministra Macierewicza trzy brygady obrony terytorialnej na wschodniej granicy to dobry ruch?

Z pewnością jest to właściwy kierunek, czyli umocnienie tych rejonów, które zostały w jakiś sposób porzucone. To niesamowite, że tyle lat po zmianie systemu w Polsce wciąż nasza armia jest ugrupowana w ten sposób, jakby miała walczyć z Zachodem. Z tego, co wiem w ostatnich latach dokonano jedynie redyslokacji zapasów materiałowych. One znajdowały się w takim miejscu, że po wejściu potencjalnego przeciwnika ze Wschodu bylibyśmy odcięci od źródeł zaopatrywania. Stąd też tutaj brygady obrony terytorialnej. Myślę, że warto popatrzeć jeszcze tutaj na dyslokację tych jednostek, które są. Mamy zdecydowanie za dużo garnizonów, wystarczyłoby maksymalnie 20 proc. istniejących. To powoduje rozproszenie wojsk po całej Polsce, a zamiast porządnych baz szkoleniowych są niewielkie przykoszarowe ośrodki w tych garnizonach. A gdy wojsko chce się szkolić na poważnie, to musi jeździć na poligony lub spędzać mnóstwo czasu w podróży i rozjazdach.

Co trzeba zrobić, by usprawnić system dowodzenia. Oprócz uproszczenia trzeba go ujednolicić?

On wymaga zdecydowanej zmiany. Kiedyś nawet żartowałem, że minister Siemoniak jest chyba 5-gwiazdkowym generałem, skoro tak zreorganizował system dowodzenia, że  dowodził wszystkim. Zarówno siłami powietrznymi, wojskami lądowymi, specjalnymi, jak i marynarką wojenną. Zostały rozdzielone funkcje na poszczególnych dowódców: szefa Sztabu Generalnego, dowódcę operacyjnego i dowódce generalnego. To powoduje, że nie ma żadnego kolegium czy organu, który spajałby to w całość, tak jak jest na Zachodzie. Brakuje takiego ciała w strukturze wojskowej, które pozwalałoby wypracować wspólne koncepcje i decyzje wariantowe, które byłyby przedstawiane ministrowi. Skoro po tej reformie dowodzenia nie ma czegoś takiego jak kolegium sztabów połączonych, które funkcjonują chociażby w Stanach Zjednoczonych, to nie ma jedności i spójności dowodzenia, więc siłą rzeczy te funkcje musi przejmować minister.

Stąd zarzuty opozycji, że minister Macierewicz tworzy prywatne wojsko są bezpodstawne.

Ale oczywiście. Krótko mówiąc minister Macierewicz przejął ministerstwo, którym ręcznie dowodził minister obrony narodowej. Stąd zarzuty ministra Siemoniaka, że to minister Macierewicz będzie dowodził obroną terytorialną są kuriozalne. Jak powinno się ten stan uprościć? Myślę, że kierunek jest jeden: pięć rodzajów wojsk z obroną terytorialną, która powstanie i kolegium sztabów połączonych, czyli to ramię jakim jest sztab główny czy generalny. I w zasadzie to w praktyce wystarczy. Nie ma co budować jakich inspektoratów, dowództw generalnych, czy czegoś tam jeszcze innego, bo dochodzi do takich sytuacji,że ludzie się już gubią w tym, jak nazywają się struktury, w których służą. I kto za co odpowiada. Te odpowiedzialności teraz się dublują, nakładają na siebie i to wszystko jest niejasne. Tak przynajmniej jest w wojskach specjalnych.

Minister obrony powiedział ostatnio w „Polsce zbrojnej”, że zaopatrzenie armii związane z jej działaniami na polu walki „nie wygląda najlepiej”. Jak Pan widzi ten problem?

To wygląda w tym momencie tak, jak Grom, kiedy obejmowałem tę jednostkę. To znaczy, że propagandowo wszystko było super, a w praktyce było zero zapasów, przez co wojsko nie miało zdolności bojowych. Tymczasem jednostki muszą mieć zapasy materiałowe przynajmniej na dwa miesiące prowadzenia działań bojowych. Muszą też mieć magazyny, które gwarantują im stały system dystrybucji. Armie zachodnie często załatwiają to też w taki sposób, że mają rozpisany system świadczeń na czas wojny. Bardzo często słyszymy anegdoty z WKU, że biznesmeni, którzy chociażby z Niemiec przyjeżdżają do Polski pytają, jakie mają świadczenia dla wojska realizować. A przecież ten system u nas w dalszym ciągu nie został stworzony. Myślę więc, że pod tym względem jest jeszcze bardzo wiele do zrobienia. Dobrze, że ten problem nie jest zamiatany pod dywan, że minister to widzi.

ROZMAWIAŁ PIOTR CZARTORYSKI- SZILER

WYWIAD WPOLITYCE.PL

Więcej postów

1 Komentarz

Komentowanie jest wyłączone.