Szef MON Antoni Macierewicz bada katastrofę smoleńską, stawia pomniki, zdejmuje pamiątki w żołnierskich salach i opowiada o obronie terytorialnej, którą dwa śmigłowce wroga przepędzą z lasu w każdej sytuacji na cztery wiatry. A wojsko? Мoże tylko krytykować.
Jak czekało na sprzęt tak czeka. I poczeka. Przed szczytem Sojuszu w Warszawie nie zapadną żadne najważniejsze dla armii decyzji. Macierewicz nie popsuje dobrej atmosfery wśród sojuszników. A śmigłowce, okręty podwodne czy program „Wisła” – nadal w lesie.
– Gdy wchodziłem do ministerstwa obrony, Siły Zbrojne RP nie posiadały zdolności zapewnienia bezpieczeństwa terytorium państwa, obszarowi powietrznemu, kluczowym obiektom kierowania państwem i cyberprzestrzeni – mówił niedawno w Sejmie minister obrony narodowej Antoni Macierewicz, przedstawiając ocenę swoich poprzedników. Co zatem zrobił przez siedem miesięcy rządów sam minister?
Mimo szumnych zapowiedzi, nie zapadły żadne najważniejsze decyzje dotyczące sztandarowych i kluczowych systemów i sprzętu dla wojska. Mowa o obronie przeciwlotniczej i rakietowej – czyli programach „Wisła” czy jej młodszej siostry „Narwi”. Trwa przepychanka ze śmigłowcami Caracal, a o nowych okrętach podwodnych słuch zaginął. Wszystko to jest niezbędne i natychmiast potrzebne polskiemu wojsku. Od lat trwają dyskusje na temat zakupu tego sprzętu z firmami zagranicznymi, sami bowiem nie jesteśmy go w stanie wyprodukować. Minister zatrzymał wszelkie procesy związane z uzbrojeniem.
Ma za to czas na wysyłanie wojskowych dźwigów do stawiania pomników kościelnych, występowania w telewizyjnych reklamówkach, zdejmowania obrazków w żołnierskich salach czy zmieniania nazw patronów w salach tradycji – tylko dlatego, że poprzednicy mieli „nieprawomyślne” życiorysy. Oczkiem w głowie stała się Obrona Terytorialna. To nic innego jak „partyzanci”, których z lasu w sytuacji konfliktu przepędzi na cztery wiatry pierwszy śmigłowiec przeciwnika. Resort opracował „koncepcję” tej formacji ale nikt nie wie jakim sprzętem ma dysponować i ile na niego trzeba będzie wydać.Tymczasem to co istotne dla wojska, czyli nowy sprzęt czeka na decyzje.
– Minister nie podejmie żadnych decyzji, ze względu na Szczyt NATO w Warszawie. Chodzi o to, żeby nie psuć politycznie poprawnej atmosfery – mówi w rozmowie z Fakt24 jeden z generałów. Rzecz dotyczy głównie przetargu na śmigłowce wielozadaniowe „Caracal”. Chodzi o maszyny, które poprzednie kierownictwo MON wskazało jako najlepsze dla naszego wojska. Airbus Helicopters miał dostarczyć 50 śmigłowców. Antoni Macierewicz i jego współpracownicy zapowiadali w kampanii wyborczej, że przetarg zostanie odwołany, bo jest sprzeczny z interesami polskiego przemysłu obronnego, a Caracale nie spełniały warunków przetargu. Zaraz potem minister usiadł jednak do rozmów w tej sprawie z Francuzami. Paryż ostrzegł Macierewicza, że zakwestionowanie wyniku przetargu „byłoby jednak sygnałem politycznym o tym, że następuje wycofanie się z partnerstwa strategicznego, jakie zostało zbudowane w ostatnich latach” z Polską – powiedzieli AFP przedstawiciele francuskiego resortu obrony. Podkreślili, że po aneksji Krymu przez Rosję Francja wysłała siły wojskowe na wschód Europy, w tym do Polski, oraz że „zrezygnowała, między innymi przez wzgląd na prośbę Polski”, z dostarczenia Rosji okrętów desantowych typu Mistral. Trwa przepychanka, przeplatana jedynie spekulacjami, że kupimy mniejszą ilość maszyn, a PZL – Mielec i PZL- Świdnik dostaną rekompensatę w postaci jakiś… zamówień. Negocjacje w sprawie offsetu z Airbus Helicopters ciągną się zatem dalej, a żołnierze czekają.
Obrona jak durszlak
Polski system obrony przeciwlotniczej jest dziurawy jak durszlak. Tak naprawdę, nie ma żadnej broni, która mogłaby stawić opór rosyjskim „Iskanderom”. Nie jesteśmy w stanie wyprodukować jej sami. Od kilku lat politycy i wojskowi prowadzili poważne rozmowy z zagranicznymi firmami i koncernami zbrojeniowymi na temat jego zakupu. Tarcza „Wisła” jest kluczowym programem modernizacji armii. Ogłoszono w końcu przetarg, a wybór poprzedniego rządu padł na ofertę zestawu Patriot firmy Raytheon. A potem było zaskoczenie. Urzędnicy MON już pod wodzą Macierewicza negocjowali, a potem załamywali ręce, kiedy dowiedzieli się o cenie i czasie dostawy. Na system „Wisła” mamy przeznaczone około 16 mld zł. Dlatego szokiem było dla naszych urzędników i negocjatorów, kiedy usłyszeli podczas swojego pobytu w USA, że: – Kompleksowy system obrony przeciwrakietowej i przeciwlotniczej, który negocjujemy z amerykanami ma być gotowy w… 2028 roku, a nie jak zaplanowano początkowo – 2025 r i będzie kosztował 50 mld zł – mówił wówczas w rozmowie z Fakt24.pl Wojciech Łuczak, z branżowego „WTO Raport”. Szef MON zwrócił uwagę, że proponowana cena za zestaw Patriot, jest „nieporównanie wyższa, możliwość dostarczenia produktu nieporównanie dłuższa, a warunki przejściowe do realizacji w ogóle nieznane”.
Kluczowy program dla wojska
I co zrobił szef MON? Zaraz potem po prostu usiadł znowu do rozmów. Trudno powiedzieć, co chciał w ten sposób osiągnąć. Trzeba jednak oddać mu rację, że wrócił również do rozmów z konsorcjum MEADS, w którego skład wchodzą: MBDA Deutschland, MBDA Italia i amerykański Lockheed Martin. Ten system wybrała Bundeswehra, a sprawa czeka jedynie na akceptację niemieckiego parlamentu. Jest nowocześniejszy od konkurencji. Jeśli minister użył w transakcjach biznesowych MEADS jako karty przetargowej, żeby otrzymać lepsze warunki od Raytheona, to niewątpliwie było to dobre zagranie. Problem w tym, że MEDAS jest nie tylko nowocześniejszy, ale i szybciej niż konkurencja mógłby trafić do Polski. Koncern oferuje też nadzwyczaj korzystne warunki offsetowe. O jego zakupie rozmawiają również Włosi, Bułgarzy, Rumuni czy Turcy. Jest jeszcze trzeci gracz. To francuskie konsorcjum Eurosam (Thales – MBDA). Tak czy siak, sprawa wlecze się i końca nie widać.
W maju minister podsumował swoje sześc miesięcy pracy w MON. Chwalił się między innymi w 25 punktach: przyjęciem ustaw specjalnych na szczyt NATO w Warszawie, powołaniem „Akademii Sztuki Wojennej w miejsce Akademii Obrony Narodowej obciążonej złą tradycją PRL”, przygotowaniem koncepcji utworzenia nowego Rodzaju Sił Zbrojnych RP – Obrony Terytorialnej czy rozpoczęciem budowy bazy dla amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej w Redzikowie – co nie jest i nie było jego zasługą. I rzecz jasna nową komisją Smoleńską. O najważniejszych dostawach dla wojska zapomniał. A Armia jak to armia – poczeka.
Minister nie chwalił się za to swoim dwudziestokilkuletnim szefem gabinetu politycznego, którego doświadczenie przed pracą w MON ogranicza się do zatrudnienia w aptece Łomiankach, czy jego młodszym koledze, który został specjalny przedstawiciel Ministra Obrony Narodowej ds. strategii komunikacji międzynarodowej. Nie wspomniał też o broni elektromagnetycznej. Ale to już zupełnie inny temat.
FAKT.PL
PIS ma coraz wi?ksze problemy.
Tacy jak ten, podczas terapii zamkni?tych, twierdz? uporczywie, ?e s? Napoleonami. Maj? racj?. S?.
Wojsko to nie kiosk z gazetami ze dowozisz z hurtowni byle co bo na ka?dy towar jest kupiec. Wojsko to specjalistyczny sprz?t i wyposa?enie a tego nie ma w sta?ej sprzeda?y
A po co nam dzisiaj armia s?absi nas nie napadna a z mocnymi niemamy ?adnych szans