Bomby we Wrocławiu i w Warszawie. To zamachy z zemsty?

Śledczy wciąż nie znają motywacji terrorystów z Wrocławia i Warszawy – informuje „Rzeczpospolita”. O tym, że próbowano podłożyć ładunki wybuchowe pod radiowozami w Warszawie, policja i prokuratura poinformowały w środę po południu, choć do próby zamachu doszło w nocy z niedzieli na poniedziałek.

 

Przepis z internetu

Pod komisariatem przy ul. 17 Stycznia w Warszawie, w dzielnicy Włochy na zachodnich obrzeżach stolicy, kręciło się trzech młodych mężczyzn. Najpierw rozejrzeli się, na moment odeszli, a później jeden z nich stanął na czatach, dwaj pozostali zaś zaczęli montować pakunki pod radiowozami.

– Były to ładunki skonstruowane z dwóch butli z płynem zapalającym (prawdopodobnie benzyną); w środku był jeszcze dodatkowy materiał, który miał wywołać eksplozję, i odpowiednio przygotowany lont, tak skonstruowany, by umożliwić sprawcom oddalenie się przed wybuchem – opowiadał Mariusz Mrozek, rzecznik stołecznej policji.

Do wybuchu nie doszło, bo funkcjonariusze wcześniej zauważyli podejrzanie zachowujących się mężczyzn i przygotowali zasadzkę, zatrzymując ich na gorącym uczynku.

Niedoszli zamachowcy są w wieku od 17 do 35 lat. Mają związki ze środowiskami anarchistycznymi. Nie mieli wcześniej problemów z prawem.

Usłyszeli zarzuty posiadania urządzeń wybuchowych i usiłowania umieszczenia ich pod radiowozami, co miało sprowadzić bezpośrednie niebezpieczeństwo eksplozji. Grozi im do ośmiu lat więzienia. Zostali aresztowani na trzy miesiące.

Motywy próby zamachu nie są jasne. Mężczyźni nie przyznali się do winy i odmówili składania wyjaśnień w prokuraturze. Śledczy tylko domniemywają, co było powodem ich działań.

– Mogło chodzić o zemstę, np. na policji. Będziemy to dopiero ustalać – mówi jeden z nich. Policjanci przypuszczają, że anarchiści sami zbudowali ładunki, korzystając ze wskazówek znalezionych w internecie.

„Nie wiadomo, co mu odbiło”

Nadal nie wiadomo także, co kierowało mężczyzną, który przed tygodniem podłożył bombę we wrocławskim autobusie. 22-letni Paweł R. w czwartek został aresztowany na trzy miesiące.

Wrocławskiego bombera policjanci szukali pięć dni. Zatrzymali go w domu jego rodziców w Szprotawie w Lubuskiem. Sąsiedzi byli w szoku. – To był grzeczny, normalny chłopak z dobrej rodziny (po skończeniu miejscowego liceum wyjechał do Wrocławia, gdzie studiował chemię na Politechnice Wrocławskiej – red.) – mówił jeden z nich. Inni zapewniali, że dobrze się uczył, chodził do kościoła, więc „nie wiadomo, co mu odbiło”.

Paweł R. usłyszał zarzut popełnienia przestępstwa o charakterze terrorystycznym, usiłowania zabójstwa wielu osób przy użyciu materiałów wybuchowych oraz spowodowania zdarzenia, które zagrażało życiu i zdrowiu wielu osób. Przyznał się do winy, ale odmówił składania wyjaśnień.

Tomasz Krzesiewicz z Wydziału Zamiejscowego Prokuratury Krajowej we Wrocławiu mówił, iż „logika i doświadczenie podpowiadały, że mężczyzna mógłby zaatakować jeszcze raz”. W mediach pojawiły się informacje, że R. przygotowywał się do ataku w czasie Światowych Dni Młodzieży, ale policja tego na razie nie potwierdza.

– Oba przypadki, z Wrocławia i Warszawy, wskazują na motywacje polityczne – komentował w TVN 24 Krzysztof Liedel, dyrektor Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas. Jego zdaniem próby zamachów to efekt radykalizacji w różnych sferach życia. – To obraz rzeczywistości, do którego musimy się powoli przyzwyczaić – stwierdził.

JANINA BLIKOWSKA

Więcej postów