Dr Cezary Mech: Ukraińcy obniżają Polakom wynagrodzenia i zmuszają ich do emigracji

„Ukraińcy obniżają wynagrodzenia pracownikom polskim i wymuszają emigrację polskiej młodzieży. To jest absurd, że sprowadzamy sobie imigrantów po to, żeby nasza młodzież jeszcze szybciej emigrowała. (…) W interesie grup biznesu, które chcą mieć tanich pracowników, utrzymujemy zaniżone stawki płacowe dla własnych obywateli” – mówi były wiceminister finansów dr Cezary Mech.

 Nakreślając tło dla kwestii sprowadzania imigrantów do Polski dr Cezary Mech, były wiceminister finansów, w rozmowie z Kresami.pl zaznacza, że plany gospodarcze obecnego rządu zakładają wyrwanie się z tzw. pułapki średniego rozwoju, czyli sytuacji stosunkowo niskiego poziomu życia w porównaniu z sąsiednimi krajami, u których jest on kilkukrotnie wyższy.

„W Polsce wynagrodzenia są dwu-, trzykrotnie niższe od tych u naszych sąsiadów. Wysoko rozwinięte kraje UE, które przeżywają zapaść demograficzną i ubywa im pracowników, nie są w stanie zastąpić młodymi wyrwy po osobach odchodzących na emeryturę. Stąd naturalny trend, żeby zasysać pracowników z innych krajów i uzupełniać swoją siłę roboczą imigrantami. Tak postępują np. Niemcy, którzy co roku potrzebują ok. pół miliona imigrantów” – mówi dr Cezary Mech, ekonomista i były wiceminister finansów.

Z tego względu, Polska znalazła się w sytuacji przypominającej bytowanie na obrzeżach „czarnej dziury”, która wysysa młode pokolenie, chcące lepiej zarabiać i żyć w lepszych warunkach. Według dr Mcha, jeżeli Polska chce wyrwać się z pułapek średniego rozwoju i niskiego dochodu, musi prowadzić inną politykę gospodarczą od tej zakładanej, opartej na starym dogmacie dyfuzyjnym. „Według niego obszary wysokiego rozwoju, o wysokiej wartości dodanej, będą pozytywnie oddziaływały na resztę. Taka polityka była stosowana w kolonialnych Indiach za czasów kolonizacji brytyjskiej. Mamy dokładne dane, które pokazują, że o ile Anglia rozwijała się wówczas w rekordowym tempie na świecie, 2,5 proc. rocznie, o tyle w Indiach, mimo bardzo liberalnej gospodarki i efektywnej administracji, przez 100 lat wynosił on rocznie przeciętnie 0,1 proc. na mieszkańca, a zarobki nie wystarczały na przeżycie” – tłumaczy ekonomista.

Z czego skorzystać w tym nieszczęściu?

Dr Mech uważa, że sytuacja Polski jest w pewnym sensie podobna. Dotyczy to m.in. w kwestii demografii, jak i emigracji zarobkowej:

„Polska powinna w tym nieszczęściu w jakim się znajduje skorzystać z doświadczeń krajów, które znalazły się w podobnej sytuacji i wyrwały się z tej pułapki lub są w trakcie tego, jak np. Chiny. Tam, kiedy po kryzysie ilość napływu migrantów ze wsi ustała, a było to ok. 8 mln ludzi rocznie, wykorzystały to, by wyrwać się z tej pułapki. Zmniejszona podaż siły roboczej spowodowała od czasu kryzysu ok.  2-krotny wzrost wynagrodzeń. Polska również powinna z tego skorzystać i pójść ścieżką szybkiego wzrostu płac. Polepszyłoby to wszystkie wskaźniki dochodowe obywateli, a z drugiej strony zniechęcałoby to do emigracji, ponieważ w Polsce byłaby perspektywa szybszego „dogonienia płac” w bogatszych krajach. Mogłoby to także sprzyjać powrotowi emigrantów do Polski, a także wzrostowi innowacyjności i liczby stanowisk pracy o tzw. wartości dodanej”.

„Plany prowadzące do wzrostu płac umożliwia wyrwanie się z pułapki średniego dochodu, ponieważ to wymusza na wszystkich pracodawcach wzrost wydajności pracy i efektywności gospodarowania. Działania według paradygmatu dyfuzyjnego powoduje zaś wzrost tylko w pewnych kręgach.  Tutaj z kolei wzrastają płace i trzeba lokować siłę roboczą do najbardziej efektywnej części gospodarki” – mówi dr Mech.

Były wiceminister finansów zaznacza, że wymaga to odpowiedniej polityki płacowej i w zakresie pracy:

„Powinniśmy odrzucić działania niezwiązane z naszym interesem gospodarczym i płacowym, a które są związane z czynnikiem politycznym. Do czasu, kiedy nie dogonimy pod względem wynagrodzeń krajów sąsiednich, nie powinniśmy sztucznie doprowadzać do sprowadzania imigrantów – w sytuacji, kiedy Polska jest krajem emigrantów. Jest to co prawda w interesie grup biznesu, chcących niskich wynagrodzeń dla pracowników, ale przy sprowadzaniu imigrantów płace nadal pozostaną na niskim poziomie”.

Nie sprowadzać imigrantów

Dr Mech dodaje, że sprowadzanie imigrantów zmienia strukturę demograficzną i będzie oznaczać olbrzymie koszty gospodarcze dla kraju, związane z ich akomodacją, a także problemami, które mają określone konsekwencje. „My wiemy, jakie są tego konsekwencje, ponieważ przeżywaliśmy to w okresie II RP i wcześniej” – mówi ekonomista. Dodaje, że decyzje UE ws. przymusowych kwot migrantów są absurdalne. Uważa, że błędem są próby lokowania ich w krajach emigracyjnych, zamiast wspierać ich napływ do krajów, w których są potrzebni. Jego zdaniem powinno się wspierać kraje, które już zostały opuszczone przez znaczne rzesze emigrantów, ich obywateli, by mogły sprowadzić ich z powrotem. Opowiada się także przeciwko przymusowemu sprowadzaniu migrantów z krajów arabskich. „To może odstraszać naszych obywateli i skłaniać ich do szybszej emigracji” – dodaje.

Zdaniem dr Mcha, z drugiej strony nie należy też sprowadzać osób zza wschodniej granicy, w tym szczególnie z Ukrainy:

„Ukraińcy obniżają wynagrodzenia pracownikom polskim i tak naprawdę też wymuszają emigrację polskiej młodzieży za granicę. To jest absurd, że sprowadzamy sobie imigrantów po to, żeby nasza młodzież jeszcze szybciej emigrowała. Nie mówiąc już o tym, że w kwestii osiągnięcia celu, tj. dogonienia krajów wysoko rozwiniętych pod względem efektywności pracy i wysokości płac, tak naprawdę strzelamy sobie w stopę. Ponieważ cały czas w interesie grup biznesu, które chcą mieć tanich pracowników, utrzymujemy zaniżone stawki płacowe dla własnych obywateli”.

5 mln Ukraińców?

Związek Przedsiębiorców i Pracodawców jest jedną z organizacji, które zdecydowanie optują zarówno za zalegalizowaniem pobytu w Polsce migrantów zarobkowych ze wschodu, szczególnie z Ukrainy, jak i otwarcie wzywają do przyjęcia jeszcze większej liczby Ukraińców, dodatkowo wprowadzając ułatwienia na rzecz uzyskiwania przez nich polskiego obywatelstwa. Jednocześnie szacuje się, że w ubiegłym roku do pracy w Polsce przyjechało około miliona obywateli Ukrainy. Z kolei ostatnie sondaże pokazują, że dwie trzecie młodych Ukraińców zamierza wyjechać z kraju w celach zarobkowych, najczęściej wskazując na Polskę jako kraj docelowy. W jednym z wywiadów szef ZPP Cezary Kaźmierczak stwierdził, że widzi w tym szansę dla Polski i twierdzi, że powinna ona w ciągu kolejnych lat przyjąć nawet 5 mln migrantów z Ukrainy. Przedstawiciele ZPP twierdzą, że będzie to dobre dla polskiej demografii i gospodarki, zaś ich pomysły spotykają się z przychylnymi reakcjami „na poziomie wiceministerialnym”.

Zdaniem dr Mcha, tego typu działania mają dwóch sprzymierzeńców. „Jeden z nich to aspekt polityczny, takiego łączenia Polski i Ukrainy w ramach jakiegoś bloku politycznego przeciwko Rosji. Z drugiej ma sprzymierzeńca w postaci grup biznesu, które po prostu chcą mieć tanich pracowników. Po co im prowadzić nakłady, zwiększać koszty, zmuszać się do innowacyjności, jeśli najłatwiej jest zrobić tak, że jak jakiś budowlaniec nie chce zaakceptować proponowanych stawek, to się mu mówi: „to zatrudnimy Ukraińca”” – mówi.

Ekonomista zaznacza, że problem nie polega na tym, że Ukraińcy i inni przybysze ze wschodu rzekomo podejmują pracę, których Polacy nie chcą wykonywać. „Oni powodują zamrożenie poziomu wysokości płac, ponieważ Polacy nie są w stanie żądać wyższego wynagrodzenia, jeśli w każdej chwili mogą się dowiedzieć, że w razie czego zawsze można ich zastąpić – także wówczas, jeśli się zestarzeją i nie będą już tak efektywni” – wyjaśnia.

Wyciągnąć lekcję z przeszłości

„Polityką demograficzną należy wspierać polskie rodziny, szczególnie wielodzietne i nie opodatkowywać ich. Należy wspierać tych, którzy mają dzieci, rodziny i w ten sposób sprzyjać zwiększeniu liczby przyszłych podatników” – mówi dr Mech. Jego zdaniem program Rodzina 500+ jest pewnym „wyłomem” w dotychczasowej polityce. Z kolei rozwiązania promujące nieposiadanie dzieci, a w zamian wspieranie dzieci imigrantów, uważa za błędne. „Nie do końca rozumiem, dlaczego Polska przyjęła zasadę, że nawet przy wspieraniu polityki prorodzinnej przeznacza te środki również na rodziny imigrantów. Mimo, iż nie jest do tego w żaden sposób związana prawem międzynarodowym” – zaznacza. Jego zdaniem powinno się wspierać polskie rodziny, a na przyszłość unikać konfliktów na tle narodowościowym:

„Wiemy, jakie one były kosztowne i bolesne w przeszłości. Do tej pory kwestie ludobójstwa na Polakach na Wołyniu i w Galicji nie zostały odpowiednio przyjęte przez stronę ukraińską. A więc to nie jest też sprowadzanie narodowości, której przedstawiciele mają wiedzą, świadomość i odpowiedzialność moralną odnośnie tych wydarzeń. Zanim nie osiągnie się tu jakiegoś poziomu współpracy, jak i też poczucia winy, to też bardzo ryzykowne jest fundowanie sobie przyszłych konfliktów, które nie tylko mogą być bolesnymi, jak to było w przeszłości, ale też które są bardzo kosztowne w aspekcie gospodarczym. Powinno się mieć na uwadze – a wiemy to z historii -, że to nie polega na tym, że imigrantów można łatwo asymilować i zrobić z nich wiernych obywateli”.

KRESY.PL

Więcej postów