Przyzwyczailiśmy się już, że Michał Kamiński, zwany „Misiem”, wygaduje niestworzone rzeczy, ale obecny poseł Platformy ciągle potrafi nas zaskoczyć. Tylko on mógł porównać marsz opozycji do papieskich pielgrzymek i niedzielnych Mszy Świętych.
Najwyraźniej w Kamińskim odezwał się duch Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, do którego niegdyś należał. Niestety w groteskowej formie. W wywiadzie dla „Polski The Times” zwrócono mu uwagę, że ciągłe marsze i demonstracje opozycji spowszednieją, przestaną przynosić jakikolwiek efekt.
Ale ludzie wierzący co niedziela chodzą do kościoła i to im nie powszechnieje. (…) Więc to, że będziemy nawet codziennie demonstrować w obronie naszej wolności, naszej demokracji i Polski, którą kochamy, nie sprawi, że stanie się to czymś powszednim, normalnym, niewartym odnotowania – wypalił Kamiński.
Nie mniej karkołomnie zagalopował się w TOK FM, gdzie przekonywał, że w sobotnim marszu brały udział nieprzebrane tłumy.
To był gigantyczny tłum, którego do tej pory Warszawa nie widziała, za mojej pamięci przynajmniej. Nie chcę profanować, ale to było porównywalne z frekwencjami na papieskich wizytach, z całą pewnością – stwierdził w rozmowie z Dominiką Wielowieyską.
Setki tysięcy ludzi wyszły na ulice Warszawy, a pewnie przyjdzie dzień, że wyjdzie jeszcze więcej – dodał.
W obu medialnych wystąpieniach Kamińskiego znaleźliśmy całe pole innych „kwiatków”. Poseł PO z upodobaniem powtarza nienawistnewobec PiS i obecnego rządu określenie „podła zmiana”, które podczas marszu opozycji rzucił Ryszard Petru.
Dzisiaj każdy patriota jest przeciwko Prawu i Sprawiedliwości, bo nikt bardziej nie szkodzi Polsce niż ta partia. Te tłumy są dowodem na to, że jedność jest potrzebna, a Polacy odrzucają podłą zmianę proponowaną przez ekipę Jarosława Kaczyńskiego – stwierdza w „Polsce The Times”.
Brutalnie atakuje też prezydenta RP.
Powiem szczerze, dla mnie upokarzające jest w ogóle wypowiadanie się o panu Andrzeju Dudzie jako o prezydencie RP. Uważam, że im szybciej zakończy swoją misję, tym lepiej dla Polski – mówi.
Lizusowskie hołdy składa natomiast Ewie Kopacz, która wprowadziła go do Platformy.
Kiedy patrzy się na historie dużych europejskich partii, to widać, że mają kryzysy i z tych kryzysów wychodzą. Moja partia, czyli Platforma Obywatelska, ma na przykład Ewę Kopacz, wspaniałego premiera i wspaniałego lidera, który na pewno nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w polityce – ocenia Kamiński.
Transfer do PO okazuje się dla Kamińskiego żałosny, bo jak sam przyznaje, w Platformie jest nikim.
Ja w Platformie mam niewiele do powiedzenia, a właściwie nie mam w niej nic do powiedzenia. (…) Siedzę sobie w przedostatnim rzędzie w Sejmie, a w przedostatnim rzędzie siedzą mało istotni posłowie, z czego wynika, że jestem mało znaczącym parlamentarzystą – wyznaje w „Polsce The Times”.
W TOK FM zwraca też uwagę jego atak na Magdalenę Ogórek i Leszka Millera. Zapytany czy widzi siebie, w ramach opozycyjnej koalicji, na wspólnej liście wyborczej z Włodzimierzem Czarzastym, rzuca:
Nie mówimy o mnie. Dzisiaj Włodzimier Czarzasty musi tłumaczyć się za Ogórek i Millera, bo oni zdaje się popierają tę podłą zmianę PiS. Więc to jest pytanie do SLD, że czołowe postaci tego sojuszu, kandydat na prezydenta i były długoletni lider publicznie mówią, że tak naprawdę wszystko jest z Jarosławem Kaczyńskim w porządku. (…) Nie wiem więc czy SLD będzie chciał być na wspólnej liście opozycji, czy na wspólnej liście PiS obok Zbigniewa Ziobry i Jarosława Gowina.
Czyżby Kamiński obawiał się, że lewicy zabraknie na „mszach” i „pielgrzymkach” KOD-u?
”POLSKA THE TIMES”