Deska sedesowa na głowie dziecka, czy stado koni blokujące drogę w Świebodzinie. To właśnie nietypowe interwencje, z którymi mają do czynienia lubuscy policjanci lub strażacy.
Do niecodziennego zdarzenia doszło 11 maja ub.r. przy ul. Srebrnej w Gorzowie. Hydrant wystrzelił w górę niczym pocisk, po tym, jak została podana woda pod wysokim ciśnieniem. Przeleciał nad budynkiem i spadł do ogródka. Po drodze porozbijał samochody i powbijał szyby. Na szczęście nikomu nic się nie stało. W miejscu, z którego hydrant został wyrwany powstał mały krater. Policja prowadziła tę sprawę pod kątem zagrożenia zdrowia i życia.
W niedzielę, 24 sierpnia 2014 r. wieczorem policjanci zostali wezwani do niecodziennej interwencji. Klienci sklepu w Kożuchowe powiadomili oficera dyżurnego, że obsługuje ich kompletnie pijana ekspedientka. Policjanci pojechali na miejsce. Jak się okazało, 38-letnia kobieta była kompletnie pijana. Miała – uwaga – aż 4,7 promila alkoholu.
Do innej niecodziennej sytuacji doszło w Słubicach w 2012 r. Dyżurny policji otrzymał zgłoszenie o kradzieży samochodu. Z relacji pokrzywdzonego wynikało, że kilka minut wcześniej mężczyzna zostawił swoją hondę na parkingu, przed jednym z kiosków Ruchu. Gdy po około 10 minutach wrócił, stwierdził brak samochodu. Tymczasem ok. godziny 11.50 dyżurny odebrał telefon od mężczyzny, który twierdził, że przez pomyłkę… odjechał cudzym samochodem. Jak tłumaczył, koleżanka poprosiła go, aby zabrał jej auto do warsztatu. Jednocześnie poinformowała go, że honda zaparkowana jest… przed kioskiem Ruchu.
Okazało się, że mężczyzna nie miał problemu z dostaniem się do auta, gdyż przekazane przez koleżankę kluczyki doskonale pasowały zarówno do zamka w drzwiach, jak i do stacyjki. Po wyjaśnieniu sprawy właściciele odzyskali swoje pojazdy.
W niedzielę, 30 sierpnia ub.r. dyżurny świebodzińskiej policji dostał zgłoszenie od kierowców, którzy informowali o stadzie koni, blokującym ul. Świerczewskiego. Na miejsce został skierowany policyjny patrol rowerowy. Konie miały uzdy, ale były bez opieki i swobodnie chodziły po jezdni. Kiedy patrol dotarł na ul. Świerczewskiego, koni już tam nie było. Okazało się, że zablokowały drogę w okolicy miejscowości Lubogóra. W międzyczasie ustalony został właściciel zwierząt. Dotarł na miejsce i zajął się nimi.
Do niecodziennego zdarzenia doszło w piątek, 18 marca b.r na ul. Kraljevskiej w Zielonej Górze. Mężczyzna stanął na barierce balkonu na siódmym piętrze wieżowca. Po chwili skoczył. Nie upadł jednak na ziemię. Spadł…, ale na balkon piętro niżej. Spadając, noga mężczyzny dostała się między szczeble balustrady. Niedoszły samobójca został przewieziony do szpitala. Narzekał jedynie na ból nogi w kostce.
Niecodzienne zgłoszenie trafiają się także zielonogórskim strażakom. W sobotę 31 października ub.r. około godz. 20.00 pojechali do jednego z mieszkań na os. Zacisze. Jak się okazało, na głowie dwuletniej dziewczynki utknęła… deska sedesowa. Sama włożyła ją na głowę. Deska zacisnęła się jej na szyi, a rodzice nie byli w stanie jej ściągnąć. Dlatego na pomoc wezwali strażaków. Ci nie chcieli wystraszyć dwulatki. To była bardzo delikatna robota. Obcinali deskę sedesową najmniejszymi nożycami do blachy, jakie mieli na stanie. Udało się. Okazuje się, że to nie było pierwsze tego typu zgłoszenie i interwencja zielonogórskich strażaków. – Dwa miesiące wcześniej również zdejmowaliśmy deskę sedesową z głowy dziecka – mówili.
PIOTR JĘDZURA