Polska nie tylko dla Polaków!

Wreszcie skończyła się najdłuższa kampania wyborcza nowoczesnej Europy. Nastąpiła zmiana władzy, ale kryzys imigracyjny nie tylko pozostał, ale się wręcz pogłębia. Dajmy sobie szansę na bycie otwartym społeczeństwem.

 

Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej

Czas kampanii wyborczej nie tylko nie sprzyjał pogłębionej dyskusji na temat olbrzymiego wyzwania, jakie stanowi dla zjednoczonej Europy, w tym dla Polski, kryzys uchodźczy. Mieliśmy wręcz do czynienia ze skutecznym instrumentalnym wykorzystaniem w kampanii lęków antyimigranckich czy antymuzułmańskich, które funkcjonują w części polskiego społeczeństwa, przez ugrupowania konserwatywnej i narodowej prawicy, jak PiS, Kukiz’15 oraz KORWiN.

Szczególnie to ostatnie ze swoim hasłem „Zero nielegalnych imigrantów” liczyło (i przeliczyło się), że uzyska spore poparcie wyborców na wzór ostatniego sukcesu antyimigranckiej Szwajcarskiej Partii Ludowej, która w październiku wygrała wybory parlamentarne w tym kraju.

Centrum Badań nad Uprzedzeniami UW wraz z Centrum Interwencji Socjologicznych CC na tydzień przed wyborami do Sejmu zrealizowały badanie sondażowe wśród młodych wyborców (18-30 lat, próba 1036 osób), z którego wynika, że PiS, KORWiN oraz Kukiz’15 pozyskały, w zasadzie bez większych różnic, antyimigrancki elektorat. Dodatkowo osoby deklarujące poparcie dla tych partii charakteryzowały się stosunkowo niską akceptacją muzułmanów. Wyniki te sugerują, że trzy dominujące w tej grupie wiekowej partie prawicowe (wedle naszego badania łącznie 59,5 proc. wyborców) zbudowały istotne poparcie na obawach Polaków przed przyjmowaniem uchodźców.

Czas na mądre zarządzanie kryzysem imigracyjnym

Wreszcie skończyła się najdłuższa kampania wyborcza nowoczesnej Europy. Nastąpiła zmiana władzy, ale kryzys imigracyjny nie tylko pozostał, lecz także się pogłębia. Wedle ustaleń Polska przyjmie w przyszłym roku 6,5-6,8 tys. uchodźców, ale nie jest wykluczone, że w dłuższej perspektywie przyjmie ich więcej. Mając nie tylko prawa, lecz także obowiązki ważnego członka UE, pora przestać straszyć – przyszedł moment na aktywne i mądre włączenie się w zarządzanie tym poważnym kryzysem.

Nie jest nowa obserwacja, że w naszym monoetnicznym społeczeństwie istnieje zaplecze dla postaw, poglądów oraz zachowań ksenofobicznych czy rasistowskich. Socjologiczne badania oraz rezultaty monitoringu zajmujących się tym od lat 90. organizacji społecznych potwierdzają występowanie takiego potencjału, i to nie tylko na poziomie deklaratywnym.

W naszym kraju spotykamy się nie tylko z mową nienawiści, ale wręcz ze skandalicznymi napaściami na mniejszości etniczne, społeczne i seksualne. Jednocześnie nie można się zgodzić ze stwierdzeniem – opartym m.in. na wynikach wyborów czy przykładach hejterskich kampanii, jak np. ta wobec pisarki Olgi Tokarczuk – że zdecydowana większość Polaków jest ksenofobami czy rasistami!

Przypomnijmy nie tak dawny pozytywny przykład organizacji mistrzostw Europy w piłce nożnej Euro 2012, kiedy w niecały miesiąc przez Polskę i Ukrainę przewinęło się 2,5 miliona kibiców turystów o różnej przynależności etnicznej, narodowej czy religijnej. Doszło co prawda do skandalicznych zamieszek rosyjsko-polskich 12 czerwca w Warszawie między zainteresowanymi radykałami, ale poza tym Euro było wyjątkowo pozytywnym doświadczeniem.

Brałem udział w ewaluacji m.in. polityki bezpieczeństwa w ramach Euro i pamiętam istotne obawy organizatorów odnośnie do reakcji społecznych wobec faktu przybycia do Polski – kraju „Europy Wschodniej” – tak dużej grupy cudzoziemców. Polacy, jak się im da szansę, nie deklaratywnie, ale w codziennym kontakcie, okazują się otwartymi na innych, co pokazuje chociażby współżycie z mniejszością ukraińską, którą szacuje się na ok. 700 tys.

Wydaje się, że negatywne reakcje wobec uchodźców mają słabsze podłoże rasistowskie czy islamofobiczne, a raczej są przykładem obawy monoetnicznego społeczeństwa przed bardziej intensywnym kontaktem z obcymi kulturowo grupami ludzi. Co więcej – przybyłymi z niespokojnego regionu świata. Stąd potrzeba rzetelnego i uczciwego informowania Polaków o problemie oraz spokojnego dawkowania liczby przybyszów.

Imigracja szansą dla Polski

Uważam, że zaskakujący skalą kryzys migracyjny powinien być rozpatrywany w kategoriach szansy – zwłaszcza w perspektywie długoterminowej – dla społeczeństwa przyjmującego imigrantów, pod kątem gospodarczym, demograficznym, społecznym i kulturowym.

Mimo że mamy bezrobocie na jednocyfrowym poziomie, odnotowujemy już teraz deficyt siły roboczej w poszczególnych branżach (podaje się 90 tys.), a prognozy Deloitte i Banku DNB Polska (raport: „Kierunki 2015: wyzwania globalne, krajowe szanse, prognozy sektorowe”) wskazują, że w kolejnych latach ujemny bilans będzie się stale powiększać.

Nie przestańmy przypominać – czeka nas katastrofa demograficzna. Wedle GUS do 2050 r. odnotujemy spadek liczby ludności Polski o 4,5 miliona, tj. o 12 proc.

Oczywiście imigracja nie jest i nie powinna być jedynym remedium. Jedną z opcji jest poprawa jakości warunków życia polskich rodzin, co prowadzi do zwiększenia dzietności. Ale nawet jeśli będziemy owe warunki systematycznie poprawiać (czy nowy rząd faktycznie będzie premiować rodziny za kolejne dzieci?), to na efekty trzeba będzie czekać 20 lat, kiedy młodzi zaczną wchodzić na rynek pracy. Nie trzeba tłumaczyć, jak się to ma do bilansu systemu emerytalnego.

Inną opcją jest zatrzymanie emigracji młodych i wzrost produktywności bardziej wyspecjalizowanych pracowników, ale tutaj prognozy również mówią o zwiększającej się liczbie wyjeżdżających z kraju.

Uważam, że ta przyspieszona debata o przyjmowaniu przez Polskę cudzoziemców powinna sprzyjać pogłębionej refleksji intelektualnej i instytucjonalnej, która przełoży się na nową strategię polityki migracyjnej. Taką, by cudzoziemcy (czy uchodźcy albo nawet wybrani ekonomiczni imigranci, np. z Ukrainy) w ogóle chcieli do nas przyjeżdżać, osiedlić się, pracować i żyć w naszym społeczeństwie.

Długofalowa, mądra narodowa strategia migracyjna stanowiłaby szansę rozwojową dla naszego kraju. Dlatego już po opadnięciu emocji wyborczych powaga sytuacji wymaga, aby polscy specjaliści wraz z praktykami i decydentami zastanowili się i skalkulowali szanse i ryzyko. A następnie odpowiedzialnie wyliczyli i przygotowali się na przyjmowanie określonych kwot imigrantów, których będzie można zagospodarować na trwałe w naszym społeczeństwie.

Wykorzystać doświadczenia innych

Powinniśmy też wykorzystać doświadczenie innych państw europejskich, które posiadają długoletnią praktykę w projektowaniu i modyfikowaniu polityki imigracyjnej. Pisałem doktorat o polityce integracyjnej imigrantów we Francji, a raczej o jej porażce – badając z bliska przyczyny i konsekwencje wybuchających od ponad 20 lat zamieszek na tzw. wrażliwych przedmieściach dużych francuskich miast. Dlatego nie mogę się zgodzić na podawanie u nas przykładu Francji jako wyłącznie porażki polityki imigracyjnej. Podkreślmy to, że Francja to sukces polityki imigracyjnej, ale porażka integracyjna. Republika – w celu rozwoju prosperity – od ponad wieku potrafiła przyciągać masy ludności z przeróżnych szerokości geograficznych, nie tylko z byłych kolonii.

Owszem, Francja popełniła przy tym co najmniej trzy błędy.

* Po pierwsze – przyjmując tak masowo niewykwalifikowaną siłę roboczą i niedostatecznie przygotowując kolejne pokolenia do wielkiej zmiany – upadku społeczeństwa industrialnego i początku epoki społeczeństw opartych na wiedzy i usługach. Już wtedy potrzebna była selekcja imigrantów zgodnie z realnym zapotrzebowaniem na rynku pracy, co jest podstawą skutecznej integracji.

* Po drugie – błędem był brak zachęty do większego mieszania się ludności przybyłej z przyjmującą. Koncentrowanie imigrantów w tanim budownictwie i dzielnicach, które z czasem przemieniły się w getta. A duże skupiska mniejszości etnicznych generują wiele problemów, np. wysokie bezrobocie czy przestępczość.

* Po trzecie – pozwolono, aby Francuzi imigranci drugiego czy trzeciego pokolenia nie poczuli się realnie częścią społeczeństwa francuskiego. Jednocześnie, formalnie – w konstytucji, w systemie szkolnym – obiecując wiele, ale w praktyce bez możliwości korzystania z tych praw. Właśnie na tym polega porażka integracyjna modelu francuskiego.

Pozytywną decyzją było utworzenie w 2007 r. ministerstwa do spraw imigracji, które rozpoczęło skoordynowany proces modelowania i realizacji polityki migracyjnej.

Uważam, że docelowo jest to dobre instytucjonalne rozwiązanie dla Polski, gdzie zbyt wiele instytucji i agend zajmuje się tematyką imigrantów: MSW, MPiPS, MEN, Komenda Główna Straży Granicznej, Ministerstwo Zdrowia i MSZ.

Nie zapominać o bezpieczeństwie

Projektując otwarcie się na określoną liczbę imigrantów z regionu Bliskiego Wschodu i Maghrebu, nie można zapominać o zagrożeniach dla bezpieczeństwa narodowego w warunkach nadzwyczaj niestabilnej sytuacji geopolitycznej oraz politycznej w naszym regionie. Mam tu na myśli, z jednej strony, silne zagrożenie terroryzmem islamskim na terytorium Unii Europejskiej – czego dobitnym przykładem był styczniowy atak „wewnętrznych/zewnętrznych” terrorystów na dziennikarzy francuskiego tygodnika „Charlie Hebdo” oraz policjantów.

Z drugiej strony, odnotowujemy w wielu krajach europejskich wzrost poparcia dla organizacji i partii skrajnie prawicowych. W Polsce od kilku lat organizacje i partie ultranacjonalistów odnotowują istotne oddolne sukcesy mobilizacyjne – w ramach corocznego Marszu Niepodległości w Warszawie (ok. 70 tys. uczestników) – oraz ostatnio polityczne – dziesięciu narodowców weszło z list ugrupowania Kukiz’15 do parlamentu.

Sytuacja pojawienia się w Polsce większej liczby imigrantów będzie stanowić istotne paliwo dla ich działalności, również tej najbardziej skrajnej – przemocy nacjonalistyczno–rasistowskiej. Z pewnością istnieje w naszym kraju duży potencjał dla typowo antyimigranckiej partii.

Obawy i zagrożenia, ale też szansa, przed którymi stoją państwo i społeczeństwo polskie w obliczu wyzwań imigracyjnych, wymagają długoterminowej strategii i polityki imigracyjnej na miarę XXI w. To trudne zadanie, a kryzys uchodźczy obnażył nieprzygotowanie Polski w tym wymiarze.

Mimo to nie stać naszego społeczeństwa, aby odwróciło się plecami od tego wyzwania i wpadło w pułapkę destrukcyjnej – na dłuższą metę – logiki. Cytując hasło zbliżającego się Marszu Niepodległości, że „Polska powinna być tylko dla Polaków”.

DR ŁUKASZ JURCZYSZYN

Więcej postów