Za wydarzenia sprzed kilkudziesięciu lat Polacy powinni wypłacić odszkodowania – wynika ze słów ukraińskiej twórczyni filmu dokumentalnego „Ofiary władzy”, wypowiedzianych na jednym z portali społecznościowych w reakcji na słowa profesora Jana Żaryna.
„Nazywam się Oksana Sams i chciałabym zwrócić Państwa uwagę na ukraińskich ludzi, którzy zostali wygnani z ojczyzny w Polsce do Związku Radzieckiego w 1946 roku” – napisała na stronie nowo wybranego senatora PiS, osoba podpisana na Facebooku, jako „Oxana Ostanina”. Starając się pisać po polsku ciągnie dalej: „Ich nieruchomości, gruntów i innych nieruchomości, większość gospodarstw urządzeń i mebli została podana do Polski. Teraz dni nie otrzymali żadnego odszkodowania ani dla właściwości pozostawionych w Polsce lub ich prawa człowieka zostały wzięte z dala od nich, jako człowieka i narodu ukraińskiego”.
Znamienne są tu dwie sprawy. Po pierwsze kobieta dokumentnie przemilcza wysiedlenie Polaków w drugą stronę oraz ich pozostawione mienie, bardzo często o większej wartości. Po drugie przypomina się strach polityków w polskim sejmie przed słowem ludobójstwo, w odniesieniu do okrutnie zamordowanych ofiar UPA. Ponieważ wtedy, jak się obawiali niektórzy posłowie – Ukraina może być nękana pozwami o odszkodowania.
Pani Oksana informuje, że zrealizowała film dokumentalny pt. „Ofiary władzy”, do którego podaje link. Można by było napisać, że trudno jest o bardziej subiektywny, roszczeniowy i pełen wściekłych emocji dokument. Mimo że nie mówimy o profesjonalnej produkcji, lecz prywatnej inicjatywie, to jednak przedstawia ona pewną postawę, która będzie się wśród Ukraińców rozpowszechniać, przy obecnym kursie polityki historycznej w Polsce i na Ukrainie. Aby nie być gołosłownym podajemy kilka przykładów oraz na dole link – tym, którzy chcą sami go obejrzeć przetrwawszy ponad 40 minut.
Autorka zadając niektóre pytania swoim rozmówcom, reprezentującym w sporej części jej rodzinę, formułuje je tak, jakby przysłowiowo „urwała się z choinki”. Kiedy okazało się, że ukraińscy przesiedleńcy musieli mieszkać z inną, dwuosobową rodziną przez bodajże około tydzień, roztkliwia się nad tym, jak tak można było żyć. Tymczasem przy przesiedleniach, także Polaków było standardem, iż mieszkali z Niemcami po kilka miesięcy.
Kiedy stara się podkręcać swoich rozmówców emocjonalnie, w pewnym momencie osiąga kuriozum, przejmując się, iż jako rodzina jej bliscy musieli spać w jednej izbie.
Tymczasem, jak wiadomo w tamtych czasach, choćby na polskich wsiach, nie było to nic nie zwykłego, tak samo jak i we wsiach ukraińskich. I bynajmniej nie chodzi tu o warunki przesiedlanych. Przekładanie dzisiejszych standardów na przeszłość, bo chyba tylko wtedy można zrozumieć, o co twórczyni filmu chodzi, to podstawowa forma manipulacji wobec młodszego pokolenia. A to z kolei, o tamtych czasach nic zazwyczaj nie wie. Polskie rodziny oczekujące na repatriację koczowały pod gołym niebem, czasem przez kilka tygodni, co powtarzało się, gdy niektóre transporty ekspatriacyjne stawały w szczerym polu, choćby dlatego, że musiały przepuszczać wojskowe transporty z sowieckimi sołdatami. Rodzina autorki, która męczyła się pracą w kołchozie (o czym dowiemy się z filmu), nie doświadczyła niczego, czego nie doświadczyliby od sowietów Polacy, wywożeni znacznie chętniej niż Ukraińcy.
Ci ostatni zresztą, mieli także większe „szczęście”, pod względem rzadszego zabierania ich na roboty do Niemiec. Doświadczył tego także dziadek autorki, którego komplementowali jej starsi polscy rozmówcy, iż w tym czasie, gdy ich na roboty wywieziono, strzegł ich majątku. Co ciekawe osoby ze starszego pokolenia, które z nią rozmawiają, tak Polacy, jak i Ukraińcy, wydają się być stonowani w stosunku do jej emocji. Jej dziadek dopowiedział, iż na posterunek ekspatricyjny ich polscy sąsiedzi przynieśli im ciepłe rzeczy. Żal jest rodziców twórczyni filmu, którzy pracując w kołchozie postradali zdrowie i zmarli dosyć wcześniej, ale nie bardziej niż polskich zesłańców, wśród których śmiertelność, bynajmniej temu wypadkowi nie ustępowała, ale wręcz w wielu wypadkach okazywała się wyższa. Autorka informuje pod koniec filmu, że Polska dostała od Niemiec reparacje, a Ukraińcy, którzy byli rabowani i krzywdzeni przez Niemców – nie (!). Ten fragment, w odniesieniu do Ukraińców, de facto hołubionych przez III Rzeszę nie wymaga nawet komentarza.
Dużą bezczelnością wydaje się fakt dodania, że do tego wszystkiego – Ukraińców spotykały grabieże ze strony polskich oraz sowieckich partyzantów. Ci ostatni grabili również Polaków. Natomiast myśląc w drugą stronę, priorytetowego celu wizyt w polskich domach „partyzantów ukraińskich”, czyli UPA – nie stanowiły akurat grabieże, będące tylko dodatkiem. Znajdowali przyjemność w zabijaniu powoli, z ogromnym okrucieństwem, także malutkich dzieci i kobiet w ciąży.
Autorka żali się, że prawo do repatriacji nie należy się nikomu, kto repatriował się kiedyś z Polski. Stawiając zarzuty, należy podkreślić, iż nie chodzi bodajże o profesjonalizm realizacji filmu. Choć oczywiście kamera zjeżdżająca z twarzy rozmówców, z jej najbliższej rodziny, po to by pokazać ładny żyrandol w domu autorki, wydaje się dość komiczna. Chodzi, co raz jeszcze należy podkreślić – o postawę roszczeniową autorki, typową dla ukraińskich nacjonalistów: wszystko im się należy i tylko im, albo osobom lub grupom, którym to łaskawie przyznają. I trudno powiedzieć, czy jest to bardziej tragiczne, bezczelne, czy śmieszne.
ALEKSANDER SZYCHT
W?asow by? Polakiem???Cmentarz na ?yczakowie Ukrai?ski???? Obrazy Matejki w muzeum lwowskim nie oddane Polsce ,czy?by Matejko by? Ukrai?cem??? Stra?nicy ukrai?scy w obozach koncentracyjnych ,przymusowa praca ???Rze? na Wo?yniu Zapomniana???Bandyci z UPA mo?e nie byli??? itd. itd. itd.
Najpierw ta pani powinna przeczyta? „umowy republika?skie” a nast?pnie uda? si? do Jaceniuka i Poroszenki o odszkodowania.