Z Andrzejem Kuchtą, przewodniczącym NSZZ „Solidarność” w PZL Świdnik, rozmawia Mariusz Kamieniecki
Państwo nie dba w należyty sposób o przemysłowy potencjał obronny Polski, skoro to związki zawodowe przygotowują projekt ustawy o polonizacji naszego przemysłu zbrojeniowego…?
– Niestety jest faktem, że troska państwa, a zwłaszcza obecnego rządu o polski potencjał przemysłu obronnego jest tylko na papierze. Wielokrotnie zwracaliśmy uwagę, że „panujący” nam jeszcze przez kilka dni prezydent Komorowski w 2014 r. podpisał Strategię Bezpieczeństwa Narodowego, która nakłada na rząd obowiązek dbania o rodzimy potencjał przemysłu obronnego, ale jest to tylko dokument, żadne zobowiązanie, z którego ekipa rządząca mogłaby być rozliczona. Stąd nasza inicjatywa, żeby przygotować projekt ustawy, który uzupełniłby m.in. obecną ustawę offsetową o wymóg terytorialności. Chodzi o to, że w przypadku zakupu sprzętu dla naszej armii w pierwszym rzędzie powinien być brany pod uwagę nasz polski przemysł i rodzimi producenci. Oczywiście nie oznacza to, że sprzęt, który chce zakupić armia, ma być gorszy od światowych standardów. Projekt zakłada, że jeżeli nasz rodzimy przemysł nie jest w stanie wyprodukować sprzętu zgodnego z oczekiwaniami wojska, wówczas dopuszcza się do realizacji zamówień podmioty zagraniczne, jednakże nie na takiej zasadzie, że gotowy sprzęt zostanie nam dostarczony w „paczce”, ale ta produkcja – jak tylko to będzie możliwe, ma się odbywać u nas w kraju, rękoma polskich specjalistów.
To reakcja na wykluczenie z przetargu śmigłowcowego PZL Świdnik i PZL Mielec…?
– Warto przypomnieć, że inwestorzy zagraniczni Sikorsky Aicraft Corporation czy AugustaWestland, którzy uratowali PZL Mielec i PZL Świdnik i zainwestowali ogromne pieniądze w rozbudowę i rozwój technologiczny naszych zakładów, stworzyli nowe miejsca pracy teraz, kiedy Wojsko Polskie chce kupić produkowany przez nie sprzęt, w ogóle się nie liczą i de facto ich oferty nie są nawet brane pod uwagę. Nasz projekt ma docenić tych, którzy produkują sprzęt najwyższej światowej klasy i nawet jeśli są to firmy zagraniczne, to u nas, w Polsce, produkują i tworzą miejsca pracy.
Dając przykład PZL Świdnik i PZL Mielec, chce Pan powiedzieć, że inwestorzy bardziej dbają o polski przemysł i miejsca pracy niż rząd PO – PSL?
– Takie są fakty. Okazuje się, że wydatkując ogromne pieniądze, transferujemy je w tym przypadku do Francji, utrzymując miejsca pracy dla francuskich pracowników, a wykładamy na łopatki rodzime firmy, zmuszając je do redukcji etatów. Ponadto decydujemy się na zakup sprzętu, który sam producent zamierza wycofać z uwagi na to, że jest przestarzały. To pokazuje absurdalność decyzji podejmowanych przez tę ekipę.
Czego konkretnie dotyczy ten projekt, który ma być zgłoszony do Sejmu jako inicjatywa obywatelska?
– Projekt ustawy o wzmocnieniu przemysłowego potencjału obronnego Rzeczypospolitej Polskiej tak jak już wspomniałem narzuca na rząd obowiązek wprowadzenia wymogu kryterium terytorialności. Jest to wykorzystanie możliwości, jaką daje traktat o funkcjonowaniu Unii Europejskiej. W art. 346 tego traktatu jest mowa o tym, że państwo członkowskie, robiąc zakupy na potrzeby obronności, nie musi stosować procedur przetargowych, tylko może wskazać dowolnego dostawcę, powołując się na ważny interes obronności i bezpieczeństwa swojego kraju.
Słuchając Pana, odnoszę wrażenie, że są to kwestie, które wydają się oczywiste…
– Podobno założenia, jakie proponujemy, były w pierwotnej wersji ustawy offsetowej, natomiast to, co zostało uchwalone, znacząco odbiega od wcześniejszych założeń.
Aż dziw bierze, że rządowi, który ma obowiązek troszczyć się o polski interes, trzeba o tym przypominać?
– Ma pan rację, jeżeli się słucha tego, co proponujemy, to wydaje się oczywiste, że tak powinno być, ale niestety dzieje się zupełnie inaczej. Pomimo iż są różne inne zapisy, które rząd niby zobowiązują do troski o polski przemysł obronny, jak wspomniana wcześniej Strategia Bezpieczeństwa Narodowego, kiedy przechodzimy do konkretów, tego jednak nie widać.
Dlaczego została wybrana forma inicjatywy obywatelskiej, a nie np. poselskiej?
– Z jednej strony chcemy pokazać i obalić pewien mit, a mianowicie, że związki zawodowe to tylko krzykacze i organizatorzy protestów. Jesteśmy ludźmi, którzy patrzą i myślą szerzej, że mamy koncepcje i potrafimy działać na różnych płaszczyznach. Z drugiej strony liczymy, że nasza propozycja dotrze i wstrząśnie opinią publiczną i pokaże, że tak jak pan redaktor mówi, sprawy są niby oczywiste, ale niestety rząd nie dba o interes Polski.
Gdyby był to projekt poselski, to z pewnością nie miałby takiego społecznego wydźwięku. Natomiast jako inicjatywa obywatelska
– liczymy, że odbije się szerszym echem w społeczeństwie. Nie jest to jednak inicjatywa hermetyczna ograniczająca się do PZL Świdnik… – Występujemy z projektem, propozycją, która ma na celu poprawę sytuacji całego potencjału przemysłu obronnego w Polsce. Również to, kto wchodzi w skład komitetu inicjatywy ustawodawczej, świadczy o tym, że jest to pomysł trafiony. Mamy zarówno przedstawicieli organizacji pracodawców z Lubelszczyzny, przedstawicieli świata nauki profesorów lubelskich uczelni, samorządowców, a także przedstawicieli związków zawodowych jako inicjatorów tego projektu.
Na czyją pomoc i wsparcie liczycie?
– Liczymy na wsparcie wszystkich, którym na sercu leży przyszłość Polski i rozwój polskiego przemysłu zbrojeniowego. Liczymy na załogi firm i zakładów, którzy są zatrudnieni w sektorze zbrojeniowym, również na pracodawców oraz na samorządowców i społeczności lokalne na terenie, których zlokalizowane są zakłady przemysłu obronnego. Jest to temat ważny dla całej Polski, dla całej naszej gospodarki, dlatego liczymy na wsparcie wszystkich Polaków.
Jak zamierzacie zebrać wymaganą ilość podpisów…
– Od momentu zarejestrowania przez marszałka Sejmu Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej z projektem ustawy o wzmocnieniu przemysłowego potencjału obronnego RP mamy trzy miesiące na zebranie stu tysięcy podpisów i przedłożenie projektu z listami poparcia do Kancelarii Sejmu. Jeżeli dzisiaj złożymy wniosek, to marszałek Sejmu ma dwa tygodnie na podjęcie decyzji. Ten czas poświęcimy na opracowanie koncepcji i strategii, która pozwoli nam na szerszą skalę ruszyć ze zbieranie wymaganej liczby podpisów.
W PZL Mielec już trwają zwolnienia, podobne redukcje szykują się także w PZL Świdnik. Czy to oznacza, że zarówno Mielec, jak i Świdnik poddały się, gdy chodzi o przetarg śmigłowcowy?
– Trudno mi odpowiadać za Mielec, bo oprócz zwolnień w PZL w grę wchodzi również zmiana właściciela, natomiast Świdnik nie poddał się i dopóki będziemy widzieli cień szansy, nadziei na odwrócenie tej niekorzystnej dla nas sytuacji związanej z przetargiem, bo przypomnę, że kontrakt z Airbus Helicopters nie został jeszcze podpisany, to będziemy walczyć. Ta inicjatywa ustawodawcza wpisuje się w pomysł na walkę. Jeżeli uda się ten przetarg unieważnić i rozpisać na nowo, a także uchwalić ustawę, to może to mieć również wpływ m.in. na naszą firmę PZL Świdnik. Zarząd PZL Świdnik zwrócił się do sądu w sprawie przetargu o przeanalizowanie jego przebiegu, ale nie wstrzymuje to biegu procedury przetargowej. Możemy jedynie apelować do Ministerstwa Gospodarki, które ma negocjować umowę offsetową, co zresztą robimy, aby do czasu rozstrzygnięcia przez sąd wszystkich wątpliwości i podejrzeń, jakie narosły wokół przetargu na śmigłowiec wielozadaniowy dla polskiej armii, aby wstrzymało się z podpisaniem kontraktu z francuskim Airbus Helicopters.
Dziękuję za rozmowę.
Mariusz Kamieniecki