Tylko w lipcu ponad tysiąc osób zatruło się dopalaczami.
– Sami są sobie winni – tak uważa niemal 40 proc. Polaków. Dopalacze zbierają swoje żniwo. We wtorek w szpitalu w Sosnowcu z powodu ich zażywania zmarł 19-letni mężczyzna. Lekarze walczyli o jego życie od 8 lipca. Mężczyzna od początku pobytu w szpitalu był w ciężkim stanie. To już drugi podobny przypadek na Śląsku. Kilka dni temu w Wodzisławiu Śląskim zmarł 24-latek, który był hospitalizowany od 11 lipca.
– Ofiar śmiertelnych jest już kilka, a zatrutych ponad tysiąc. Pełne dane będziemy mieć w sierpniu – mówi „Rzeczpospolitej” Jan Bodnar z Głównego Inspektoratu Sanitarnego.
Kto jest winien tej fali zatruć? Polacy ankietowani przez Instytut Badań Rynkowych i Społecznych IBRiS uważają, że winę ponoszą przede wszystkim osoby, które kupują i zażywają te środki. Taką odpowiedź wskazało niemal 40 proc. badanych.
Zgadza się z tym prof. Mariusz Jędrzejko, specjalista od uzależnień młodzieży. – Człowiek ma wolną wolę. Warto się zastanowić, dlaczego wiedząc o szkodliwości dopalaczy, posuwamy się do tak ryzykownych zachowań. Moim zdaniem ktoś, kto tak robi, jest osobą z głębokimi zaburzeniami – uważa.
Niewiele mniej badanych, bo niemal 37 proc., wskazało jednak, że fali zatruć winne jest państwo, jego instytucje oraz prawo. Dopiero w środę w resorcie spraw wewnętrznych ma zostać podpisany pakt społeczny przeciwko dopalaczom. Uruchomiona zostanie także kampania społeczna, której celem jest zwiększenie świadomości młodzieży oraz rodziców, opiekunów i nauczycieli na temat zagrożeń związanych z zażywaniem dopalaczy.
Prof. Jędrzejko zauważa, że państwo już pięć lat temu ogłosiło wygranie wojny z dopalaczami. – Jednak przez ten czas nie zrobiono nic, co uchroniłoby dzieci przed kontaktem z tymi substancjami. Nie został stworzony żaden integralny program profilaktyczny dla szkół. Nikt tego nie robi – podkreśla. – Inna sprawa to bezkarność sprzedawców. Wszyscy widzimy, że kolejni aresztowani za handel dopalaczami szybko wychodzą na wolność, więc nikt się nie boi handlować – dodaje.
Na początku lipca katowicki sąd nie zgodził się na areszt dla 20-latka, który handlował dopalaczami. Wolność odzyskał po wpłaceniu kaucji. Dopiero w miniony poniedziałek sąd okręgowy zmienił decyzję w tej sprawie. Z kolei w niedzielę lubelski sąd zgodził się, by 29-letni Michał J., u którego znaleziono 16 kg dopalaczy, mógł wyjść z aresztu po wpłaceniu 50 tys. zł kaucji.
– Złożyliśmy zażalenie na tę decyzję. Naszym zdaniem powinien pozostać w areszcie. Istnieje obawa matactwa z jego strony – tłumaczy Beata Syk-Jankowska, rzecznik lubelskiej prokuratury.
W środę lubelscy śledczy będą przesłuchiwać wspólnika Michała J., który miał mu dostarczać dopalacze i narkotyki. Nie wiadomo, czy trafi za kratki. – Chcemy mieć mocny materiał, zanim złożymy wniosek do sądu – mówi prok. Syk-Jankowska.
Pod koniec ubiegłego tygodnia policjanci z Gorzowa Wielkopolskiego zatrzymali 31-latka, który zajmował się produkcją dopalaczy. Znaleziono u niego m.in. kilkaset litrów różnego rodzaju odczynników i roztworów, blisko 100 kg rozmaitych półproduktów oraz ponad 1000 tzw. sproszkowanych działek dilerskich. Wyszedł na wolność po wpłaceniu 25 tys. zł.
Janina Blikowska, Joanna Ćwiek