Lekkomyślna polityka zagraniczna

Wydawało się, że w polskim życiu publicznym uda się wykuć nowy standard. Urzędujący prezydent Bronisław Komorowski zaprosił prezydenta elekta Andrzeja Dudę na wczorajsze posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Z MSZ nadeszło zaś zaproszenie dla prezydenta elekta na coroczną naradę ambasadorów.

 

Żyjemy w niespokojnych czasach, a prezydent elekt w dotychczasowej karierze praktycznie nie miał styczności z polityką zagraniczną. Pomysł, by go w nią jak najszybciej wdrożyć – w polskiej historii bez precedensu – jest więc jak najbardziej pożyteczny. Gdyby Andrzej Duda zaproszenia przyjął, byłby to też dowód, że mimo politycznych różnic w najważniejszych sprawach potrafimy ze sobą współpracować. Ale tak się niestety nie stało. Prezydent elekt pojechał bowiem na wakacje.

Wyjazd prezydenckiej rodziny na wypoczynek w cukierkowy sposób zdążyły już opisać tabloidy. Spotkania ze znajomymi w Krakowie, ślub w rodzinie, chwila oddechu i świętego spokoju. Nie odmawiam Andrzejowi Dudzie do tego prawa. Jednak nieobecność na wczorajszym posiedzeniu RBN i odmowa wzięcia udziału w naradzie ambasadorów wystawiają mu złe świadectwo.

Posiedzenie Rady było poświęcone przygotowaniom do przyszłorocznego szczytu NATO w Warszawie. To, że odbędzie się on w Polsce, jest zasługą prezydenta Komorowskiego; z woli wyborców honory gospodarza pełnić będzie jednak prezydent Duda. Dla całego regionu to niezwykle ważne wydarzenie, bo na szczycie ma zostać spisana nowa strategia bezpieczeństwa Sojuszu wobec zagrożeń ze Wschodu. To spotkanie po prostu musi się udać. Dlatego nieobecność prezydenta elekta na posiedzeniu jest co najmniej dziwna. Dlaczego zrezygnował z okazji, by z pierwszej ręki dowiedzieć się, czego konkretnie Polska po szczycie oczekuje oraz na jakim etapie są przygotowania i z czym mogą być problemy. Liczy, że tę wiedzę i tak zdobędzie po zaprzysiężeniu, więc teraz może w spokoju odpoczywać i zbierać siły?

Bronisława Komorowskiego można krytykować za wiele rzeczy, ale znajomości spraw międzynarodowych i zagranicznego obycia nie można mu odmówić. Andrzej Duda musi się tego nauczyć – tak jak każdy prezydent po wyborze. Spotkanie z poprzednikiem i jego współpracownikami na pewno by mu w tym pomogło.

Duda, który miał czas z przytupem zainaugurować kampanię wyborczą PiS czy pouczać rząd, postanowił jednak od RBN trzymać się z daleka. Tak jak niegdyś Jarosław Kaczyński, który o Komorowskim mówił, że to prezydent „wybrany przez nieporozumienie”.

Rezygnując ze spotkania z polskimi ambasadorami, prezydent elekt stracił również okazję, by z pierwszej ręki mieć wiadomości o tym, co się dzieje na świecie. Niby to nic, bo prezydenta o wszystkim na bieżąco informuje MSZ, ale w świat idzie kolejny sygnał, że nowy polski prezydent nie przywiązuje wagi do polityki zagranicznej.

Pierwszy taki sygnał poszedł tuż po wyborach, gdy Duda odmówił spotkania ukraińskiemu prezydentowi Petrze Poroszence. Ambasadorowie Niemiec i Francji, czyli nasi najważniejsi partnerzy, od tygodni dobijali się o spotkanie z Krzysztofem Szczerskim, desygnowanym na odpowiedzialnego za sprawy międzynarodowe ministrem w Kancelarii Prezydenta. Niemiec chciałby rozmawiać o postawionym przez Szczerskiego ultimatum w sprawie utrzymania partnerskich stosunków z Berlinem. Francuz o zapowiedzianym przez PiS unieważnieniu przetargu na dostawę helikopterów dla wojska, który wygrały francuskie caracale. Przyszły minister przyjmie ich wspólnie w przyszłym tygodniu.

Takie podejście do polityki zagranicznej to lekkomyślność, która w przyszłości może się na nas zemścić.

Bartosz T. Wieliński

Więcej postów

2 Komentarze

  1. W tej kwestii nie stawia?bym zarzutów Dudzie, bowiem jaki sens mia?oby uczestniczenie w radzie bezradnych …

Komentowanie jest wyłączone.