Polacy muszą przejąć kontrolę nad własnym państwem – Grzegorz Braun

W rozmowie kandydat na prezydenta RP Grzegorz Braun mówi o tym, dlaczego Mińsk jest kluczem do polskiej geopolityki, dlaczego Rosja to kolos na glinianych nogach, o znaczeniu udziału Polaków na emigracji w polskim życiu publicznym i o konieczności podniesienia Korony Polskiej.

 

Kresy.pl: Rozmawiamy zaledwie pół godziny po zakończeniu debaty telewizyjnej z udziałem kandydatów na urząd prezydenta RP. Jakie jest Pana ogólne wrażenie?

Grzegorz Braun: Cóż, ta impreza przypominała teleturniej „Jeden z dziesięciu” znany z tej samej telewizji. Formuła, co chyba rzucało się w oczy wszystkim odbiorcom, w istocie uniemożliwiała jakąś poważniejszą artykulację wizji państwa, a z drugiej strony – realną konfrontację z poglądami kontrkandydatów. Najbardziej pozytywny akcent, to nieobecność Bronisława Komorowskiego – wszak o to właśnie chodzi, by zniknął on z naszego życia publicznego.

Wspomniał Pan w trakcie debaty, że niektóre osoby chętnie zaprosiłby Pan do swojej rady prezydenckiej. Kogo miał Pan na myśli?

Tych wszystkich, którzy spełniają kryterium państwowca – a więc są zwolennikami istnienia państwa polskiego, oraz tych spełniających kryterium wolnościowca – ze szczególnym uwzględnieniem wolności gospodarczej. Mogę współpracować z polskimi państwowcami, z tymi którzy rozumieją, że aby państwo polskie można było w ogóle naprawiać i przywracać mu blask adekwatny do naszej tradycji, to trzeba to państwo najpierw ocalić. Żeby móc je uczynić lepszym, bezpieczniejszym, sprawniejszym, trzeba najpierw zachować jego istnienie. Z polskimi państwowcami zawsze mogę o tym rozmawiać. No i z wolnościowcami, którzy rozumieją, jak ważna jest sprawa przywrócenia Polakom wolności, szczególnie tej gospodarczej. W niektórych sytuacjach jedno wchodzi w konflikt z drugim – i tutaj jako prezydent musiałbym pryncypialnie wkraczać. Bywają sytuacje, kiedy zwolennicy liberalnej utopii zapominają o uwarunkowaniach geostrategicznych Polski. I wówczas, będąc wolnościowcem, musiałbym powiedzieć „nie”. Na przykład w kwestii wyprzedaży polskiej ziemi. Czyniłbym to jednak jako zwolennik wolności gospodarczej, w poczuciu, że bronię Polaków przed nieuczciwą konkurencją, co przecież powinno być jednym z zadań państwa.

Jeżeli chodzi o kwestie prowadzenia polityki zagranicznej – szczególnie regionalnej – to czy w trakcie debaty telewizyjnej pojawiły się jakieś wątki, z którymi mógłby się Pan zgodzić?

Bardzo wyraźnie ujawniło się szersze grono realistów geopolitycznych, którzy rozumieją, że Polska musi przede wszystkim odnaleźć należne sobie miejsce w regionie, w najbliższym otoczeniu geopolitycznym, i że kluczem do polskiej geopolityki są dobre interesy z naszymi najbliższymi sąsiadami.

Gdyby jako prezydent miał Pan możliwość współtworzenia polityki zagranicznej, jaką linię polityczną prowadziłby Pan w odniesieniu do naszych sąsiadów na wschodzie i na południu?

Często powtarzam, że kluczem do polskiej geopolityki jest normalizacja stosunków z Białorusią. Gdyby tylko Warszawa zaczęła robić dobre interesy z Mińskiem, to zaowocowałoby to uzdrowieniem sytuacji także w stosunkach z Litwą, Ukrainą i promieniowałoby na całą Europę Środkową. Zresztą ze strony Mińska był do tego w perspektywie ostatnich kilkunastu lat szereg wyraźnych zaproszeń.

A inne ośrodki?

Inne stolice do których słałbym emisariuszy i z którymi szukałbym jak najpilniej roboczego kontaktu to oczywiście turecka Ankara i szwedzki Sztokholm, dalej Teheran i Pekin. W naszym najbliższym sąsiedztwie nie ma co wymyślać prochu: Budapeszt i Bratysława. Jeśli na tym kierunku ułożą się nasze stosunki i zintensyfikują się kontakty gospodarcze, to wtedy także Praga, Wilno i Kijów pójdą po rozum do głowy. Być może cały region zacznie prowadzić politykę bardziej samodzielną, a nie polegającą na klientelistycznym wieszaniu się klamki. Jestem przeciwnikiem klientelizmu bez względu na to, czy klamka ta jest umocowana w Moskwie czy w Waszyngtonie.

Jeżeli chodzi o bieżącą politykę względem Ukrainy, jaką prowadziłby Pan na tej linii politykę jako prezydent?

Bardzo wyraźnie zadeklarowałbym neutralność, co w odniesieniu do wojny ukraińskiej powinno nastąpić jak najszybciej. Neutralność nie oznacza wasalizacji czy kapitulacji. Powiadam: zbrójmy się po zęby, ale nie projektujmy siły poza obecne granice Rzeczpospolitej. Neutralność nie oznacza też obojętności na los naszych bliźnich – a zwłaszcza naszych rodaków mieszkających na Ukrainie. Ale najlepiej pomożemy im zapewniając przetrwanie państwa polskiego, a tym samym utrzymując jako taką stabilizację w całym regionie. Moje hasło: więcej firm spedycyjnych, mniej korpusów ekspedycyjnych na Ukrainie.

A co z kwestią obecności w Polsce baz NATO?

Wczoraj w Szczecinie pod siedzibą międzynarodowego korpusu północnowschodniego wypowiadałem się pryncypialnie przeciwko obecności na terenie Polski wojsk jakichkolwiek innych państw. Zwłaszcza tworzenie tzw. jednostek międzynarodowych wydaje mi się być potencjalnie groźne, a w zamyśle – ocierające się o zdradę stanu. Stawia to bowiem polskiego żołnierza w sytuacji nieuchronnego konfliktu lojalności. A do tego nie wolno dopuścić.

Czy podobnie myśli Pan o tzw. brygadzie polsko-litewsko-ukraińskiej?

To trochę inna kwestia. Tak, odnoszę się równie krytycznie także wobec tego projektu, ale byłbym bardzo rad, gdyby w Wojsku Polskim mogli służyć także Polacy legitymujący się obywatelstwem państw, z którymi sąsiadujemy na wschodzie. Jestem przekonany, że odbywanie służby w WP przez Polaków z ukraińskimi, litewskim czy białoruskimi paszportami przyniosłoby same pożytki dla sprawy polskiej.

Co sądzi Pan o kwestii współudziału Polaków spoza granic Polski w życiu politycznym czy tzw. polonijnych okręgach wyborczych?

Jestem wielkim zwolennikiem udziału Polaków na emigracji w polskim życiu publicznym. Chwała Bogu, ten udział jest możliwy niekoniecznie tylko w wypadku reemigracji do kraju. Bardzo zabiegałbym o to, żeby tzw. Polonia miała większy udział w polskiej debacie publicznej. Także formalnie opowiadałbym się za stałą reprezentacją Polaków na obczyźnie w organach przedstawicielskich władzy państwowej. Wielokrotnie mówiąc na ten temat wzywałem do „powrotu Błękitnej Armii”. Bez Polaków żyjących na obczyźnie sprawa Polski na szali dziejowej nie przechyli się na lepszą stronę. Po prostu świadomych politycznie Polaków w kraju jest być może zbyt mało, żebyśmy na ścieżce demokratycznej mogli przegłosować tych wszystkich jawnych zdrajców i biernych tubylców, którzy nie są ani zorientowani ani zainteresowani kontynuacją polskiego projektu państwowego. I tutaj głos i czyn emigracji jest niezbędny.

Czy Pana zdaniem w związku ze zmieniającą się obecnie sytuacją geopolityczną Polska powinna nawiązać bliższą współpracę z Chinami?

Wcześniej wymieniłem Pekin jako jedną ze stolic, dokąd wysyłałbym moich emisariuszy. W skrócie powiem tak: nie ma żadnego powodu, żeby imperium amerykańskie miało już w tej chwili gwarancję, że na III wojnę światową imperium amerykańskiego z imperium chińskim Polacy zawsze pójdą po stronie tego pierwszego. Po prostu do elementarza dyplomacji i polityki powinno należeć nie czynienie w tej kwestii przedwczesnych deklaracji. Polska po pierwsze nie powinna iść w pierwszym szeregu do tej wojny. Nie powinna powtórzyć błędu roku 1939 czy 1830. Nie powinniśmy dać się wypuścić w charakterze zająca, powinniśmy spokojnie „opuścić kolejkę” – poczekać na rozwój sytuacji. W tej chwili ważą się szale dziejowe. Jak słyszeliśmy, imperium rosyjskie zapowiedziało wspólne manewry z Chińczykami na Morzu Śródziemnym. Z jakie powodu już dzisiaj, za darmo, za poklepywanie po ramieniu mielibyśmy być gwarantowanym sojusznikiem USA?

A jak powinny kształtować się relacje Polski z Rosją w obecnym kontekście geopolitycznym?

Relacje Polski z Rosją nie ulegną zasadniczej zmianie tak długo, jak długo Polacy nie przejmą kontroli nad własnym państwem. Przecież Rosja znakomicie orientuje się w sytuacji Polski i wie, w jak bardzo opłakanym jest stanie. Co zresztą w znacznej mierze Rosji zawdzięczamy. To jej w dużej mierze zawdzięczamy aktualny stan polskich elit, które są zagenturyzowane już w kolejnym pokoleniu. W związku z tym trzeba to sobie jasno powiedzieć: Rosjanie będą prowadzili poważną politykę, kiedy państwo polskie zacznie samo siebie poważnie traktować. I jeszcze raz powtarzam: kluczem do polskiej geopolityki jest Mińsk. Uważam, że w myśleniu o polskiej polityce wschodzie nie należy ignorować Białorusi. Z Moskwą, w miarę możności, trzeba rozmawiać przez Mińsk. Trzeba go dowartościować w naszej polityce zagranicznej.

Zgadza się Pan ze stwierdzeniem, że Rosja to obecnie kolos na glinianych nogach? Dużo słabszy, niż mogłoby się wydawać?

Ależ oczywiście. Jest faktem, że Rosja przegrywa wyścig z czasem, z własną demografią. Aborcja i alkohol poczyniły w narodzie rosyjskim tak straszliwe spustoszenie, że odwrócenie tego trendu okazuje się, jak dotąd, niemożliwe – nawet przy dużym zaangażowaniu władz moskiewskich. Ale cóż – te władze kadrowo dziedziczą przecież niemal wszystko po Rosji sowieckiej. A zatem Rosja jeszcze długo musiałaby się leczyć, by powrócić do swej formy dziejowej. Problem w tym, gdzie tej formy dziejowej ma szukać biedna schizmatycka Rosja, w której cezaropapizm jest dogmatem ustrojowym. To są problemy, na które powinniśmy patrzeć z powagą, posuniętą nawet do współczucia względem Rosji. Nie zapominajmy w naszej polityce wschodniej o orędziu fatimskim z 1917 roku. Pamiętajmy, że bynajmniej nie padło tam wezwanie do zniszczenia Rosji, ale do jej nawrócenia. To powinno być pytanie zadawane sobie przez polskie elity, polskich mężów stanu: czy i w jaki sposób Polacy mogą mieć udział w nawróceniu Rosji. Jednak aby to było możliwe Polska sama musi wrócić do swojej formy dziejowej. Lekarzu, ulecz się sam.

Podczas debaty mówił Pan o wolności jako o polskim towarze eksportowym. Co miał Pan na myśli?

To po prostu moje odczytanie dziejów Polski. Cywilizacja polska nabrała imperialnych kształtów nie drogą podboju militarnego, ale drogą atrakcji cywilizacyjnej.

Czy jakieś ówczesne rozwiązania, idee polityczne mogłyby znaleźć swoje odzwierciedlenie dzisiaj?

Nie jest żadną tajemnicą, że nikomu nie polecam demokracji na szczeblu centralnym. Powątpiewam o możliwości odzyskania formy dziejowej przez Polskę na ścieżce demokratycznej. Marzę, modlę się i innych proszę o modlitwę podniesienie Korony Polskiej. Wolałbym umrzeć jako poddany, niż jako obywatel. Jak długo Korona Polska była wysoko podniesiona, tak długo Polska promieniowała ową wolnością tak, że inni z zewnątrz pchali się drzwiami i oknami, by zostać poddanymi Korony Polskiej, żeby być przypuszczonymi do tych samych praw co polski naród polityczny. Sądzę, że właśnie w naszych dziejach ta prawda ujawnia się bardzo dobitnie.

Z jednej strony była to monarchia, ale jednocześnie czynne ciało polityczne.

Pamiętajmy, że Korona Polska nie jest jakimś rekwizytem antykwarycznym czy zagadnieniem z dziedziny jubilerstwa. Była konstruktem, pewnym konceptem prawnym najpełniej urzeczywistniającym zasady cywilizacji łacińskiej na naszym terytorium. Korona Polska było to coś przewyższającego zmieniających się polskich monarchów i bardziej od nich trwałego.

Jaką możliwość uczynienia Polaków wspólnotą polityczną dostrzega Pan obecnie?

Program pracy organicznej: Kościół-Szkoła-Strzelnica. Wszelkie zmiany we władzach centralnych nie dadzą nam szczęśliwego zakończenia, jeśli polskość nie zostania zabezpieczona na poziomie parafii. Na 1050 rocznicę chrztu polski rzucam hasło: 1050 polskich szkół i strzelnic w 1050 parafii. Ta liczba nie jest przypadkowa. W Polsce mamy około 10,5 tys. parafii katolickich, zatem mój program jest bardzo realistyczny. Gdyby tak w co 10 polskiej parafii Polacy wzięli sprawy w swoje ręce, nie czekając na to, aż im ktoś Polskę podaruje z góry: z Warszawy, Brukseli, Moskwy czy innego Waszyngtonu – to byłbym spokojny o naszą przyszłość. Jako kandydat na prezydenta szereg razy zwracałem się do moich wyborców: popierajcie mnie, ale przede wszystkim popierajcie samych siebie.

Widziałby Pan możliwość większego upodmiotowienia Polaków na poziomie gminnym, a może jeszcze bardziej lokalnym?

Oczywiście, jedno z drugiego w sposób logiczny wyniknie. Jeśli Polacy staną się gospodarzami we własnej gminie, jeśli poczują się na swoim we własnej parafii, to w krótkim czasie będą też zdolni zabezpieczać polskość na poziomie gminy, a może nawet regionu.

Czy uważa Pan, że jednomandatowe okręgi wyborcze mogą zmienić coś w tym systemie?

Z dwojga złego, jeśli mam wybierać między ordynacją proporcjonalną a większościową – wybieram tę drugą. Przemawia za tym jasność, mniejsze zakłamanie życia publicznego. Ale trzeba wyraźnie stwierdzić, że sama zmiana ordynacji nie doprowadzi do zasadniczych zmian katastrofalnego kursu, na jakim jest państwo polskie. Zmiana ordynacji być może jeszcze bardziej uwydatni ten opłakany stan rzeczy, ponieważ jeszcze bardziej wyrazista stanie się dominacja tego kartelu partyjnego, który dziś monopolizuje polskie życie polityczne. Ale, tak jak mówię, byłoby z dwojga złego lepsze, ponieważ zawsze lepsza jest prawda – nawet bardzo gorzka – niż zakłamanie.

Jakie są Pana plany na czas po zakończeniu kampanii prezydenckiej?

Jako reżyser nie opowiadam zakończenia filmu, zanim się nie rozwinie. Spokojnie zaczekajmy na wynik wyborów. Pokaże on, czy moi rodacy wiążą jakieś poważne plany z moją osobą. Już dziś mogę jednak zachęcić do zaglądania na stronę: ww.pobudka.org – to zaproszenie do udziału w akcji „BUDZENIE ŚPIĄCYCH RYCERZY”, którą nie czekając na wyniki wyborów niniejszym inicjuję. Nie rezygnując bowiem z udziału w rozgrywce politycznej na szczeblu centralnym, nie zaniedbujmy działań na rzecz zabezpieczania polskości na szczeblu lokalnym.

Widziałby Pan jakieś pole do współpracy z innymi środowiskami politycznymi w Polsce?

Jak już mówiłem, nie wyobrażam sobie robienia polityki bez polskich państwowców i wolnościowców, z których niektórzy stają w szranki w tych wyborach prezydenckich. Przecież rzecz nie w tym, żeby szukać rozwiązania sprawy polskiej w monopolizowaniu życia publicznego przez jakiś kolejny kartel. Pracy jest dosyć i dla wszystkich jej starczy. Ważne, by było jasne, że pracujemy dla państwa polskiego, a perspektywicznie dla podniesienia Korony Polskiej, przywrócenia Polakom wolności – aby Wiara, rodzina i własność były bezpieczne na naszym terytorium. Dwa cele strategiczne mojego programu wyborczego, pokazujące z jednej strony skalę i szeroki wachlarz możliwości, a z drugiej rozmach zamierzenia, to wyposażenie wojska polskiego i głowy państwa polskiego w taki argument jakim byłaby broń niekonwencjonalna oraz intronizacja Chrystusa Króla. Bez tego ostatniego nie ruszymy na dobre z miejsca i do tego powinni zmierzać polscy państwowcy, którym nieobce są proste zasady, które na szczęście można jeszcze wynieść z polskich domów. Brzmią one: „bez Boga ani do proga”, „jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie” i „jak Pan Bóg dopuści, to i z kija wypuści”.

Dziękuję bardzo.

Dziękuję.

Rozmawiał Marek Trojan.

Więcej postów