Dlaczego sankcje wobec Rosji nie działają

Podejście Zachodu do Rosji opiera się na założeniu, że dzięki trwałej presji reżim prezydenta Władimira Putina ustąpi albo wręcz się posypie. Nic bardziej mylnego.

 

Wiara w skuteczność zachodnich sankcji opiera się na przekonaniu, że doprowadzą one do ostrego pogorszenia warunków gospodarczych, dzięki czemu rosyjskie społeczeństwo, a zwłaszcza elity finansowe i polityczne, zwróci się przeciw Kremlowi. Putin nie będzie w stanie wytrzymać narastającego niezadowolenia w bogatych miastach i wśród rozkwitającej klasy średniej.

Owo rozumowanie ma też ciąg dalszy: presja militarna w postaci potencjalnej pomocy wojskowej dla Ukrainy zmobilizuje przeciw Putinowi również zwykłych Rosjan. Nie chcąc wysyłać swoich chłopców na śmierć za Donbas, stworzą ruch antywojenny, który zmusi Putina do poskromienia ambicji terytorialnych. Nacisk z góry i z dołu skłoni Kreml do zmiany polityki i zapewne nawet do początków demokratyzacji.

Zachodni politycy nie rozumieją jednak, że takie podejście raczej nie osłabi reżimu, ale jedynie skłoni Rosjan do zwarcia szeregów w jego obronie. Sondaże opinii pokazują, że Rosjanie uważają, iż presja Zachodu i sankcje wymierzone są nie w Putina i jego zauszników, lecz w Rosję i jej obywateli. W styczniu 69 proc. Rosjan popierało politykę Kremla na Ukrainie, wynika z sondażu niezależnego Ośrodka Lewady.

Owszem, poparcie dla Putina nie jest pewne, istnieją powszechne podejrzenia co do korupcji w jego rządzie. Ale Rosjanie od dawna bronią swoich przed obcymi. A w tym wypadku atakowani „swoi” to Putin i jego rząd.

Rosyjska propaganda sięga do głębokiej studni nacjonalizmu, po mistrzowsku rozgrywając nastroje i obrazy z II wojny światowej. Dla wielu Rosjan Wielka Wojna Ojczyźniana, czyli obrona przed niemiecką inwazją, to nadal świętość. To dlatego Kreml odgrzewa dziś historyczne epitety takie jak „naziści”, by opisać nimi obecne elity polityczne na Ukrainie.

Rosyjskie społeczeństwo militaryzuje się od dekad, jeśli nie od stuleci. Wojskowa gotowość była jedną z najważniejszych wspólnych wartości w całym Związku Radzieckim – najlepiej uchwycono ten nastrój w haśle na naszywkach, które dostają najlepsi szkolni sportowcy: „Gotowi do pracy i do obrony”.

I to dlatego Putin jest w stanie wykorzystać zachodnią presję jako narzędzie do odzyskania wsparcia wielu Rosjan, którzy jeszcze kilka lat temu czuli się odizolowani od swego rządu, by nie rzec – wyobcowani. W obliczu realnego czy wyimaginowanego zagrożenia ojczyzny przeciętny Rosjanin wspiera przywódców kraju.

Rosyjska klasa średnia, stanowiąca około 20-30 proc. populacji, nie jest też raczej zagrożeniem dla Putina. Wielu jej członków zawdzięcza bogactwo wysokim cenom ropy i ożywieniu gospodarki w pierwszych latach XXI w., więc jedną z głównych cech tej klasy jest lojalność wobec reżimu Putina.

Rosyjskie sondaże opinii i badania socjologiczne dowodzą, że im wyższa czyjaś pozycja w społeczeństwie, tym większe prawdopodobieństwo, że będzie głosował za obecną władzą. Motywy takiego postępowania bywają różne – część wyborców wzbogaciła się w czasie ożywienia gospodarczego, a innym po prostu wystarczy status quo. Ale pewne jest jedno: tacy wyborcy wykazują fundamentalną lojalność wobec państwa i reżimu.

Zaledwie niewielka część klasy średniej brała udział w protestach, które nasiliły się pod koniec 2011 i na początku 2012 r. i to głównie w Moskwie. Putin rozprawił się bezwzględnie z tymi objawami niezadowolenia. Zaostrzył prawo, by zdławić społeczeństwo obywatelskie, wytaczał procesy demonstrantom i zablokował działalność Aleksieja Nawalnego, obiecującego polityka opozycji. Te działania mają trwały wpływ na grupy organizujące protesty.

Rosjanie ze wszystkich sfer dowodzą, że od protestów wolą bierną adaptację. W obliczu rosnącej presji ekonomicznej rosyjska klasa średnia trzyma się z daleka od polityki. Klasa pracująca także. Im bardziej Zachód będzie naciskać, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że coś się zmieni.

Andriej Kolesnikow

Więcej postów

2 Komentarze

Komentowanie jest wyłączone.