W wypadku faktycznego wybuchu wojny i rozpoczęła inwazję szybko musiałaby się rozpocząć łapanka ochotników.
Sama armia nie poradziłaby sobie z atakiem i musiałaby posiłkować się wsparciem cywilów. Kto pierwszy trafi do wojska i czy w armii będzie miejsce dla humanistów?
– Uważam, ze w wypadku faktycznego wybuchu wojny byłaby zarządzona powszechna mobilizacja – mówi Faktowi generał Makarewicz, były dyrektor Departamentu Kontroli MON. Ale nie ma jednego wzoru tych działalności. Generał Makarewicz przypomina, że w 1939 r., w momencie wybuchu wojny, państwo oszczędzało najmłodsze roczniki. Politycy wyszli wtedy z założenia, że wojna kiedyś się skończy i ktoś będzie musiał to państwo odbudowywać.
– Należałoby skorzystać z tych doświadczeń i oszczędzić najmłodszych np. tych, którzy dopiero stanęli przed komisją wojskową i właśnie dostali kategorię wojskową. Tacy ludzie nie mają przecież żadnego wojskowego przeszkolenia – wyjaśnia generał, choć zastrzega, że nie chce doprowadzać nikogo do histerii i paniki.
Podobnie mówi generał Roman Polko, który – choć wątpi w inwazję – bez ogródek przewiduje, że gdyby wybuchła wojna najprawdopodobniejszym scenariuszem byłby… chaos.
– Możemy odwiesić pobór, ale trzeba wiedzieć, czym dysponujemy. Kto i gdzie miałby służyć, kto ma jakie kompetencje i możliwości – mówi Faktowi generał Polko. Jego zdaniem, warto by było rozpatrzeć skorzystanie z prywatnych firm, np. przewozowych, które mogą dobrze zorganizować transport. Korzyści mielibyśmy też z firm informatycznych, bo paraliżowanie komputerów w ministerstwach wydaje się prawdopodobnym scenariuszem.
Nie jest też tak, że każdy cywil, mający wykształcenie techniczne, byłby dobrym kandydatem do służby. Wojskowi też muszą się doskonalić. Jeżeli następuje wymiana sprzętu, to żołnierze powinni się w tym przeszkolić. Czołgista, który jeździł ciągle na T-72 nie wsiądzie od razu na PT-91, ani tym bardziej na Leoparda, bo to inne maszyny i w różny sposób kierowana.
– Tacy ludzie świetnie mogą się sprawdzić np. w wojnie propagandowej – uważa generał Polko, a generał Makarewicz dodaje, że mogliby też się nadawać np. do piechoty czy do obsady Kołowych Transporterów Opancerzonych Rosomak.
Inną szczególnie pożądaną grupą do wcielenia do wojska są pielęgniarki i lekarze. – Prawdopodobnie najbardziej potrzebni byliby chirurdzy i ortopedzi, ze względu na charakter urazów – mówi Makarewicz.
fakt.pl