Czy jesteśmy w stanie uniezależnić się od Rosji gospodarczo?

Istotą sankcji Zachodu wobec Rosji jest przeświadczenie o sile oddziaływania skalą zakazów na ciągle transformującą się gospodarkę rosyjską. Zachodowi, w którego bankach zadłużone są największe rosyjskie firmy – udało się w sposób banalny rzucić je na kolana, ponieważ zachowuje się po gangstersku.

 

Z jednej strony odmawia kredytu a zarazem czeka na spłatę istniejących zobowiązań w terminie! Uwaga – oczywiście nikt nie musi nikomu niczego pożyczać, a długi trzeba zawsze spłacać, jednakże to nie na tym polegał model współpracy, którego kształt i ramy narzucił Zachód. W konsekwencji Rosja odpowiedziała jak umiała, nakładając embargo dostępowe do swojego olbrzymiego rynku wewnętrznego na część produktów – w istocie najbardziej wrażliwych z państw zachodnich.

Jeżeli tak patologiczna sytuacja miałaby się dłużej utrzymywać, to trzeba się w ogóle zastanowić czy jesteśmy w stanie uniezależnić się od Rosji gospodarczo jako kraj i jako Unia Europejska? Jest to istotny problem, ponieważ we wszystkich działaniach trzeba być konsekwentnym i nie można zatrzymać się w pół drogi. Tym bardziej, jeżeli się drażni tak potężnego partnera jak Rosja, należy się liczyć z grą długofalową, na którą możemy nie mieć żadnego wpływu. Z tego powodu trzeba się przygotować na najgorsze, w tym na scenariusz wybudowania rzeczywistej „żelaznej kurtyny”, która oddzieli nas gospodarczo od byłych rosyjskich partnerów.

Po pierwsze trzeba sobie uświadomić, że mówimy o zaprzeczeniu globalizacji, którą sam wymyślił Zachód i z jego perspektywy byłby to najgorszy z możliwych scenariuszy, albowiem jego możliwości wpływu na Rosję byłyby niezmiernie ograniczone.

Po drugie należy mieć świadomość, że taka koncepcja rozłożyłaby solidarność państw zachodu, w tym znaczeniu że nawet zniknęła by Unia Europejska, którą znamy w obecnym kształcie. Ponieważ mówimy tutaj o zależności, która doskonale opłaca się obu stronom, tzn., Rosji i Europie. Wszelkie próby budowania podziałów i separowania się nawzajem są szkodliwe dla obu stron i w ogóle dla rozwoju światowej cywilizacji.

Po trzecie – problemem stałoby się paradygmat funkcjonowania społeczno-gospodarczego, jego redefiniowanie oznaczałoby w praktyce oznaczenie poziomu życia i to prawdopodobnie znacznie dla wszystkich mieszkańców Europy.

Po czwarte – pojawiłby się problem znalezienia substytutów surowców importowanych z Rosji oraz rynków na które możemy eksportować wysoko przetworzone produkty europejskie.

Po piąte – pojawiłby się problem konkurencji strategicznej z Federacją Rosyjską, w której gralibyśmy z obu stron przy wykorzystaniu pełnej gamy spektrum możliwości wzajemnego oddziaływania na siebie. To natomiast rodziłoby koszty, które w Rosji nie są problemem ze względu na sposób rządzenia tym potężnym krajem, natomiast w genderowej Europie byłby kłopot polegający na partycypacji społecznej i społecznym kontestowaniu nakładów na wojsko, dumping itp.

Teoretycznie, jeżeli udałoby się zbudować system energetyczny zapewniający Europie dostatek energii, w tym w szczególności – nie ograniczający sztucznie przemysłu poprzez zobowiązania wynikające z pakietu klimatycznego i odcięcia się od dostaw z Rosji – to być może moglibyśmy się skutecznie odizolować, jednakże to Rosjanie łatwiej kupiliby substytuty dla dóbr europejskich niż my znaleźlibyśmy zamienniki na ich surowce. Oznaczałoby to chroniczny deficyt w handlu przez dość długi czas, w tym znaczeniu, że bez względu na prężenie genderowych muskułów, to Europa zależałaby od Rosji. Oczywiście w każdej chwili można tą zależność uciąć, jednakże to jest równoznaczne ze spadkiem poziomu życia części obywateli.

Nieco inaczej wygląda perspektywa z poziomu kraju członkowskiego. Tutaj, rzeczywiście przy odrobinie desperacji można się odcinać w każdej chwili. Ropociąg, gazociąg, tranzyt – mogą sobie istnieć, ale my z tego nie korzystamy. To wszystko odbywałoby się pomimo nas. Zero interakcji, bez względu na wszystko. W efekcie musielibyśmy importować energię i surowce z innych krajów, nie importujących tych zasobów.

Oczywiście w ogóle warunkiem rozpoczynającym jakiekolwiek działania lub zaniechania w sferze realnej byłoby nagromadzenie odpowiedniej ilości zapasów tego wszystkiego, co importujemy z Rosji. Bez tego w ogóle nie ma o czym mówić.

Wnioski? Szaleństwo! Spadek poziomu życia w mającej skutki polityczne perspektywie czasowej, ciągłe poszukiwanie zamienników. Może się jednak okazać, że właśnie taka przyszłość nas czeka i nie będziemy mieć na to żadnego wpływu. Co wówczas?

obserwatorpolityczny.pl

Więcej postów